Skrzydła szczęścia w drodze do miłości.

newsempire24.com 4 godzin temu

Jadwiga leciała do ukochanego męża, niemal na skrzydłach szczęścia. Wreszcie ich syn skończył liceum i dostał się na studia. Teraz ona i Marek mogli wreszcie być razem.

Gdy tylko odprowadziła Sławka na akademik, tego samego dnia kupiła bilet na pociąg i ruszyła do Krakowa. Byli małżeństwem zaledwie dwa lata, ale znali się od wieków.

Nie brakowało w ich związku wzlotów i upadków. Zaczęli trudno, walczyli, ale los obiecywał im wspólne szczęście. Jadwiga była tego pewna.

Poznali się osiem lat temu. Ona ledwo doszła do siebie po rozwodzie z pierwszym mężem i długo nie dopuszczała nikogo do serca. Aż spotkała Marka. choćby z nim początkowo się wahała. Musiał się naprawdę postarać, by przekonać ją, iż nie jest jak jej były, Krzysztof.

Pół roku chodzili na randki, potem zamieszkali razem. Marek wprowadził się do niej, bo w jego kawalerce we trójkę byłoby za ciasno. Jadwiga miała dziesięcioletniego syna. Dobry chłopak, ale z ojczymem też nie od razu się dogadali.

Po trzech latach wspólnego życia Marek zaczął myśleć o ślubie, ale jego ukochana Jadwiga nie była chętna do ponownego zamążpójścia.

Uważała, iż pieczątki w urzędzie już się przeżyły. Na dodatek nie chronią przed zdradą – ani mężczyzny, ani kobiety.

Było jej dobrze i nie chciała nic zmieniać.

Marek początkowo się z nią zgodził, ale w końcu uznał, iż to za mało. Chciał, by Jadwiga była jego żoną w każdym calu. Postawił ultimatum – albo ślub, albo koniec.

Jej się nie spodobała jego stanowczość. Uznała, iż lepiej się rozejść. I tak minęło pół roku.

W tym czasie Marek przeprowadził się do Wrocławia, gdzie dobry znajomy zaoferował mu intratną posadę. Rzadko wracał do rodzinnego miasta, najwyżej raz na dwa tygodnie odwiedzał rodziców. I podczas jednej z takich wizyt znów spotkał Jadwigę.

Szła parkiem, wyglądając na szczęśliwą i beztroską. Aż ich spojrzenia się spotkały.

W jej oczach przeczyła to samo, co czuł on. przez cały czas go kochała. I nie potrafiła tego ukryć.

Znów zaczęli się spotykać, ale na odległość. Czasem ona przyjeżdżała do niego, czasem on do niej. Spotkania były starannie planowane, ale zawsze pełne ciepła i namiętności.

Widywali się raz w miesiącu, najwyżej dwa. Marek wielokrotnie proponował, by się do niego wprowadziła. Kupił już dwupokojowe mieszkanie, choć spłacał kredyt.

Jadwiga marzyła o tym całym sercem, ale nie mogła tak nagle zmienić życia. Syn był nastolatkiem, wymagał uwagi. Do tego matka zachorowała, trzeba było się nią opiekować. Przez ponad dwa lata starała się postawić ją na nogi, aż w końcu stan zdrowia matki się poprawił.

— Jeszcze pani pożyje! — radośnie oznajmili lekarze przy wypisie.

Helga Stanisławówna już nie trzymała córki przy sobie, ale Sławek zaczął liceum. Nie chciał zmieniać szkoły, prosił matkę, by została, dopóki nie zda matury. Musiała ustąpić.

Latem przed pierwszą klasą syna Jadwiga i Marek wzięli w końcu ślub. Widział, jak bardzo go to ucieszyło, niemal żałowała, iż nie zgodziła się wcześniej. Ale po co rozpaczać nad przeszłością?

Teraz nie tylko się spotykali. Ich związek można by nazwać małżeństwem na odległość, gdyby nie kilkaset kilometrów między nimi.

I wreszcie Sławek dostał się na studia. Jadwiga była z niego dumna i zrozumiała, iż teraz może ułożyć swoje życie. Markowi nie powiedziała, iż niedługo się wprowadzi — chciała zrobić mu niespodziankę.

On i tak się domyślał, iż to blisko, ale nie znał konkretnej daty.

Spakowała walizkę, wsiadła w pociąg i pojechała do niego. Chciała, by ten dzień zapadł mu w pamięć. Już widziała, jak zakłada nową, koronkową bieliznę, rozsypuje płatki róż na świeżą pościel i czeka na ukochanego z kolacją.

Marzyła o tym w drodze, siedząc w pociągu. Była pewna, iż Marek oszaleje z radości, ale to ona dostała niespodziankę.

Otworzyła jego mieszkanie swoim kluczem i zamarła. Para niebieskich oczu wpatrywała się w nią — rudowłosa dziewczyna, bardzo ładna i taka młoda.

— Kto ty jesteś? — zapytała obcą.

— Jestem Weronika. O, pani pewnie Jadwiga? Przepraszam, już idę!

— Jak to idziesz? Kim ty jesteś? — nie dawała za.

— Proszę się nie denerwować. Jestem… dziewczyną pana Marka.

— Co?! Dziewczyną mojego męża?! Oszalałaś?! — wściekła się.

Jej świat rozpadał się na kawałki, jakby planeta zatrzymała się w miejscu.

— Proszę się uspokoić. Marek jest wspaniały i bardzo panią kocha.

— Kocha? To dlatego żyje z inną kobietą?! Ile ty masz lat? Dwadzieścia?

— Tak, niedawno skończyłam. Poznaliśmy się przypadkiem. Nie miałam gdzie mieszkać, on mi pomógł. Najpierw byliśmy przyjaciółmi, ale ja się zako…

— Przestań! — Jadwiga nie mogła tego słuchać.

Szukała w pamięci, czy były jakieś znaki. Nigdy nie zauważyła śladów innej kobiety. Jak to możliwe?

— Już pakuję się i wychodzę. Chyba pani nie uprzedziła męża o przyjeździe, więc on mnie nie wyprosił. Przepraszam!

— Jak to? Byłaś tu już wcześniej?

— Tak, od półtora roku. Za każdym razem, gdy pani przyjeżdża, pakuję wszystko, sprzątam, żeby nie było śladu, i idę do koleżanki. Marek nie chciał pani ranić. choćby nie pozwalał mi dotykać pani rzeczy. Zawsze byłam ostrożna, ale teraz…

— Myślisz, iż sam fakt twojej obecności mnie nie rani?

Jadwiga nie wiedziała, po co w ogóle z nią rozmawia, ale Weronika nie umilkła. Pewnie z nerwów.

— Nie ma sensu się denerwować. Marek kocha tylko panią!

— A z tobą sypia, gdy mnie nie ma?

— Niech pani o tym nie myśli. On do mnie nic nie czuje!

W tej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Marek. Pewnie Weronika wysłała mu SMS, gdy Jadwiga była odwrócona.

Wyglądał na zalanego smutkiem.

— Jadziu, wybacz, to nic nie znaczy. Kocham tylko ciebie! — wyciągnął ręce, ale je odtrąciła.

Jadwiga spojrzała na niego z goryczą, odwróciła się bez słowa i wyszła, zdecydowana już nigdy nie dać się oszukać.

Idź do oryginalnego materiału