Złamane skrzydła miłości: gdy przeszłość puka do drzwi
Wróciłem dziś wcześniej do domu. Projekt, nad którym pracowałem bez wytchnienia, został w końcu oddany, więc postanowiłem sprawić przyjemność sobie i żonie – Oldze. Wstąpiłem do sklepu, kupiłem jej ulubione smakołyki – ser, owoce, owoce morza i, nucąc pod nosem, szedłem po schodach.
– Olgo, jesteś w domu? – zawołałem, widząc jej buty i kurtkę w przedpokoju.
Cisza. Żadnego telewizora, kroków, ani znajomego: „O, już jesteś! Co przyniosłeś?”
Zaniepokoiłem się. Postawiłem siatki na podłodze i przeszedłem przez mieszkanie. Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy Oli – bluzki, skarpetki, pasek. W sypialni w końcu ją znalazłem. Stała tyłem do mnie, przy otwartej szafie, w jednej ręce trzymała torbę, w drugiej – koszule.
– A, tu jesteś! Przygotuję kolację – powiedziałem wesoło, choć głos mi zadrżał. – Znowu wyjazd służbowy?
Olga odwróciła się. Jej twarz była dziwnie spokojna. Podeszła do mnie, wzięła mnie za ręce.
– Szymonie, idź na kuchnię. Przygotuj. Zaraz przyjdę. Muszę coś wyjaśnić.
Nie rozumiałem, o co chodzi. Ale posłuchałem.
W kuchni drżały mi ręce, nogi odmawiały posłuszeństwa. Włączyłem piekarnik, zacząłem przygotowywać ulubioną pieczoną rybę Oli, pokroiłem świeżą sałatkę, ułożyłem ser. Trochę się uspokoiłem. „Pewnie znowu sobie coś wymyśliłem” – próbowałem się pocieszyć.
Ale gdzieś głęboko w środku już rodziło się przeczucie burzy.
Minęło może dwadzieścia minut. Z sypialni – cisza. Otworzyłem okno – do pokoju wtargnął ciepły wiatr. Wtedy, niemal niezauważenie, za moimi plecami pojawiła się Olga. Objęła mnie od tyłu.
– Kolacja gotowa – szepnąłem, próbując się odwrócić. Ale ona nie puściła. Przeciwnie, przytuliła mnie mocniej.
– Szymon… Zawsze byłeś mądry. Wrażliwy. Mam nadzieję, iż zrozumiesz i teraz. Odchodzę.
Czas się zatrzymał.
– To silniejsze ode mnie… Wybacz.
Długo się wahała, męczyła, nie mogła się zdecydować. Pół roku rozdarta między przeszłością a teraźniejszością. Ale dziś wszystko stało się jasne.
– Jesteś wspaniały. Dobry. Mądry. Ale nie kocham cię. Kochałam, może. Albo myślałam, iż kocham…
Gwałtownie się odsunęła, złapała torbę i wybiegła, zostawiając mnie w osłupieniu. Za moimi plecami stygło z miłością przygotowane jedzenie.
Stałem tak z pustym wzrokiem, w ciszy wypełnionej pustką.
Tej nocy nie spałem. Płakałem, wyłem w poduszkę, wpatrywałem się w sufit. Nad ranem ledwo zaczynałem zasypiać, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Na progu stała Olga. W tej samej rzeczy, w której wyszła. Obok niej – szczupła blondynka z lodowatymi niebieskimi oczami.
– To Inga – powiedziała. – Pamiętasz, opowiadałam ci o swojej szkolnej miłości?
Tak, pamiętałem. To po niej była złamana. To po jej zdradzie ja składałem ją kawałek po kawałku, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się na parkingu pod sklepem. Prawie uderzyła wtedy w mój samochód.
Zabrałem ją do swojego życia, dałem jej opiekę, czułość, dom. A ona… wróciła do tej, która kiedyś ją porzuciła.
– Znowu się spotkaliśmy – ciągnęła Olga. – Inga się rozwiodła. Zaczęliśmy rozmawiać. Jeździłam do niej, gdy mówiłam ci, iż jestem w delegacji…
– Po co przyszliście?
– Żebyś usłyszał prawdę ode mnie, a nie od kogoś innego. Inga chciała ci podziękować. Za to, iż wtedy mnie podtrzymałeś. – Inga tylko skinęła głową.
– Chcesz, żebym była szczęśliwa, prawda? – zapytała Olga i spojrzała mi w oczy.
Bez słowa zatrzasnąłem drzwi przed jej twarzą.
– Czym? Czym ona jest lepsza ode mnie? – szlochałem w ramionach przyjaciela Kamila. – Tak, jest piękna. Efektowna. Ale przecież go zdradziła, zostawiła. A teraz wróciła – i ona wszystko wybaczyła!
Kamil chciał przypomnieć: „Mówiłem ci. Nie wiąż się z kobietą, jeżeli wciąż żyje przeszłością”. Ale milczał. Tylko poklepał mnie po ramieniu i szepnął:
– Wszystko minie. I ty będziesz szczęśliwy. Na pewno.
– Ale ja już spotkałem swoją. Była moja! Moją księżniczką…
Dwa tygodnie nie wychodziłem z mieszkania. Potem wróciłem do pracy. Chodziłem jak cień, nie słysząc szeptów za plecami. Byłem pusty.
– Tak nie może być – powiedział stanowczo Kamil po kilku miesiącach. – Zbieraj się. Jedziemy nad morze.
Opierałem się. Patrzyłem na telefon, na zdjęcia Oli i IngKiedy patrzyłem na śpiącą Weronikę, zrozumiałem, iż czasami trzeba zostawić przeszłość za sobą, by znaleźć prawdziwe szczęście.