Dziś trudno wyobrazić sobie życie bez automatów paczkowych. Odbieramy przesyłki, kiedy chcemy, a zakupy z sieci docierają szybciej niż tradycyjną pocztą. Mało kto wie, iż podobny pomysł testowano już w latach 60., w warszawskich blokach na Grochowie. Był to element społecznego eksperymentu, który miał ułatwić codzienność mieszkańców i skrócić niekończące się kolejki w sklepach. PRL potrafił zaskakiwać pomysłowością, a ten projekt był jednym z pierwszych nieśmiałych kroków ku temu, co dziś nazywamy dostawą pod drzwi.
REKLAMA
Zobacz wideo Kurdej-Szatan o medycynie estetycznej i kupowaniu w ciucholandzie. Wypada?
Te bloki miały "paczkomaty" zanim ktokolwiek o nich marzył. Na czym to polegało?
W połowie lat 60. warszawski Grochów, dziś część Pragi-Południe, należał do najszybciej rozbudowujących się rejonów stolicy. To właśnie tu, w blokach spółdzielni mieszkaniowej "Energetyka" przy Grochowskiej 335 i 337, grupa działaczy społecznych i socjologów postanowiła przetestować innowacyjny pomysł na usprawnienie życia mieszkańców. W efekcie powstała instalacja, która z dzisiejszej perspektywy przypominała paczkomaty i dostawę "door-to-door". Nazywano ją "Systemem Zaopatrzenia Zbiorczego" i choć opierała się na prostych zasadach, cała idea wyprzedzała swoje czasy.
Na każdej klatce schodowej znajdowała się szafka z kilkoma zamykanymi skrytkami. To właśnie tam trafiały starannie zapakowane produkty zamawiane wcześniej przez lokatorów. Wystarczyło wrzucić do skrzynki kartkę z listą potrzebnych rzeczy, a ekspedientki z pobliskiego sklepu kompletowały towar i dostarczały go do przegródki przypisanej do danego mieszkania. Skrytki zamykano na kłódki, więc każdy miał dostęp tylko do swojej.
Całość funkcjonowała bezgotówkowo, co w tamtym okresie brzmiało wręcz futurystycznie. Zakupy rozliczano raz w miesiącu, a sklep udzielał kilku dni kredytu. O projekcie wspomniała Polska Kronika Filmowa nr 14/1965 w materiale "Kwiatek dla Ewy", pokazując go jako udogodnienie dla gospodyń domowych. Dzięki temu mogły zamawiać sprawunki bez wychodzenia z domu, uniknąć codziennego dźwigania siatek i stania w długich kolejkach.
Eksperyment społeczny z Grochowa przeszedł przez urzędowe rafy i faktycznie działał, co w realiach lat 60. było nie lada osiągnięciem. Towar czekał pod drzwiami, rozliczenia odbywały się cyklicznie, a sąsiedzi z ciekawością obserwowali, jak nowa inicjatywa zmienia ich codzienne przyzwyczajenia. Choć po kilku latach pomysł zniknął z przestrzeni publicznej, do dziś pozostaje jednym z najbardziej oryginalnych przykładów tego, jak w PRL-u potrafiono myśleć zaskakująco nowocześnie. Z wizją, która w pewnym sensie zapowiedziała narodziny dzisiejszych paczkomatów.
Kiedy paczkomaty weszły do Polski? Ułatwiają nam życie już od 16 lat
Idea samoobsługowych skrytek wróciła po dekadach, tym razem w erze internetu. W 2009 roku w Krakowie stanął pierwszy paczkomat InPostu. Początkowo mało kto wierzył, iż Polacy przekonają się do odbierania przesyłek z metalowych skrytek zamiast od kuriera. Mimo to pomysł Rafała Brzoski gwałtownie zdobył popularność. Odbiór paczki o dowolnej porze, bez stania w kolejkach i czekania na listonosza, okazał się wygodą, której nikt już nie chciał się pozbawiać.
Pierwsze urządzenia wyglądały inaczej niż dzisiejsze. Miały żółty kolor i fizyczną klawiaturę zamiast ekranu dotykowego. Paczkę odbierało się po wpisaniu kodu z SMS-a lub maila. Z czasem pojawiła się aplikacja mobilna, możliwość zdalnego otwierania skrytek i płatności online. Dziś wystarczy jedno kliknięcie w telefonie, by przesyłka trafiła w nasze ręce bez dotykania ekranu paczkomatu.
w tej chwili w Polsce działa ponad 50 tysięcy automatów paczkowych, z czego połowę stanowią maszyny InPostu. Z czasem, do sieci skrytek dołączyły też inne firmy kurierskie - DPD, Orlen Paczka czy Allegro One Box - które konsekwentnie rozbudowują własne systemy. Automaty paczkowe stały się elementem miejskiego krajobrazu, tak samo oczywistym jak przystanek czy bankomat.
To, co w 2009 roku wydawało się eksperymentem, dziś jest codziennością milionów osób. Historia zatoczyła koło, od "skrytek z Grochowa", które w PRL-u miały ułatwić życie mieszkańcom bloków, po współczesne automaty, które zmieniły sposób, w jaki robimy zakupy i odbieramy przesyłki. Różni je technologia, ale łączy jedno: potrzeba prostoty i wygody, która nigdy nie wychodzi z mody. Jak najczęściej odbierasz swoje przesyłki? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz komentowania.





