Skruszone marzenia i noworoczny cud

newskey24.com 13 godzin temu

Dzisiaj zapisuję ten dzień do swojego pamiętnika, bo był prawdziwą huśtawką emocji…

Od ponad roku spotykałam się z Marcinem. Nasze randki były tak rzadkie, iż można je było zaznaczać w kalendarzu na czerwono jak święta. Mieszkał w Warszawie, a do mojego małego miasteczka pod Poznaniem przyjeżdżał tylko w sprawach firmowych. Planowaliśmy wspólną przyszłość, a ten Nowy Rok miał być momentem decyzji – kto do kogo się przeprowadzi. Nagle zadzwonił telefon. Drgnęłam – to był Marcin!
– Cześć, kochanie – powiedziałam, starając się brzmieć czule, mimo tego gorączkowego dnia.
Ale w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
– No, witaj, podrywaczko!

Zamarłam, niezdolna wydusić z siebie ani słowa.

Ten przednoworoczny dzień szedł całkowicie nie tak. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania kontraktu z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziło, iż miałam rano wizytę u fryzjera. Dyrektor generalny wylegiwał się gdzieś na plażach, a ja, marszcząc brwi, mruknęłam pod nosem kilka mocnych słów, zamówiłam taksówkę i pojechałam do pracy.

Wychodząc z biurowca, przypomniałam sobie, iż miałam odebrać sukienkę od mojej przyjaciółki Kingi, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona specjalnie na sylwestra, nagle wisiała na mnie jak worek. Wolałam myśleć, iż schudłam, a nie iż materiał był kiepski. Zadzwoniłam do przyjaciółki:
– Kinga, wybacz, zupełnie zapomniałam o sukience!
– Kasia, gdzie ty byłaś? Próbowałam się do ciebie dodzwonić przez godzinę! – Kinga krzyczała przez hałas na dworcu.
– To wszystko przez naszego dyrektora – westchnęłam. – No i jak z sukienką? Mogę podjechać?
– Kasia, przepraszam – głos Kingi zadrżał. – Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.

Opuściłam telefon, czując, jak moje nadzieje się rozpływają. „No trudno – pomyślałam. – Bez sukienki, bez fryzury, ale przecież to Nowy Rok! Zaraz przyjedzie Marcin, spędzimy razem tę noc. Nie jest tak źle.”

Mimo swoich dwudziestu sześciu lat wciąż byłam romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miałam nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie mi trochę magii.

Gdy telefon zadzwonił ponownie, drgnęłam, zatopiona w marzeniach. Widząc nazwisko Marcina, wzięłam głęboki oddech, żeby zabrzmieć pogodnie.
– Cześć, kochanie – zaczęłam.
– No, witaj, podrywaczko! – przerwał mi kobiecy głos. – Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, inaczej pożałujesz!

Słuchawka umilkła, a w mojej głowie zawrócił wir. Te rzadkie spotkania, cisza w weekendy, dziwne przejęzyczenia Marcina – wszystko układało się w ponury obraz. Powłóczyłam nogami w kierunku przystanku, oparłam się o latarnię i wpatrywałam w pustkę. „Podrywaczka” – to słowo uderzyło jak młot. Mój świat runął w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając ze sobą wszystko, w co wierzyłam.

– Proszę pani, wszystko w porządku? – głośny głos wyrwał mnie z odrętwienia. Przede mną stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonym futrze z białym kołnierzem.
– Nie – szepnęłam, ledwo powstrzymując łzy. – A pan kto?
– Święty Mikołaj, a kto inny? – uśmiechnął się. – Chodź do samochodu, zmarzniesz!

Podtrzymał mnie pod ramię i zaprowadził do auta. Byłam tak zaskoczona, iż nie zdążyłam zaprotestować. Gdy samochód ruszył, ocknęłam się z krzykiem:
– Proszę się zatrzymać! Dokąd mnie pan wiezie? Niech mnie pan wypuści!

Kierowca zjechał na pobocze i odwrócił się do mnie:
– Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, żeby poczęstować cię gorącą herbatą. Stałaś na mrozie, wyglądałaś na zagubioną. Za chwilę Nowy Rok, a ja, no wiesz, trochę jak Święty Mikołaj.

Ostatnie zdanie zabrzmiało niezgrabnie, ale niespodziewanie wybuchnęłam śmiechem. Śmiałam się, czując, jak ten śmiech zmywa ból tego dnia: zniszczoną sukienkę, zepsutą fryzurę, zdradę Marcina i tego dziwnego „Mikołaja”.
– Przepraszam – powiedziałam przez łzy.
– Nic się nie stało – uśmiechnął się. – Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą wszystko złe. Wszystko się ułoży. Na przykład mój najlepszy przyjaciel dziś odmówił wspólnego świętowania. Piętnaście lat tradycji – poszło na marne! Wszystko przez jego nową żonę.

Nagle poczułam ulgę. Może przez przeziębienie, a może przez tę dziwną znajomość, ale ciężar na duszy zelżał.
– Na pewno na panią czekają – powiedział, włączając silnik. – Gdzie mam panią zawieźć?
– Nie mam gdzie iść – uśmiechnęłam się smutno. – W domu nikogo, sukienki nie odebrałam, fryzury nie zrobiłam. Jestem wolna jak ptak. Nie wiem nawet, co robić.
– To może spędzimy Nowy Rok razem? Znam jedną przytulną kawiarenkę, obiecują magiczny wieczór.
– Nie mam nic przeciwko, tylko wpadnę się przebrać – odpowiedziałam. Nie chciałam być sama tej nocy.

W domu gwałtownie zmieniłam przemoknięte ubranie, wróciłam do samochodu z uśmiechem i lekkim oczekiwaniem. W kawiarni, przystrojonej migoczącymi lampkami, przyjrzałam się bliżej mojemu towarzyszowi.
– A dlaczego pan jest w stroju Świętego Mikołaja? – zapytałam, uśmiechając się.
– Och, to długa i zabawna historia – roześmiał się, ściągając futro i brodę. – Nawiasem mówiąc, nazywam się Jakub.
– Katarzyna – podałam mu rękę. – Opowiadaj, Jakubie. Dziś brakowało mi śmiesznych historii.

Jakub zamówił herbatę i zaczął opowiadać. Rozmowa potoczyła się naturalnie, a smutki rozpuściły się jak śnieg pod wiosennym słońcem. Za oknem sypały puszyste płatki, a Nowy Rok pukał już do drzwi.

Tak kończył się stary rok, zabierając ból i rozczarowanie. A Nowy Rok podarował mi i Jakubowi początek czegoś dobrego i prawdziwego – historię miłości, która narodziła się pod blaskiemA gdy zegar wybił północ, poczułam, iż może to nie tylko magia świąt, ale coś znacznie trwalszego.

Idź do oryginalnego materiału