Skoro to nie moje mieszkanie, nic nie zrobię!” – słowa synowej, które zmieniły moje spojrzenie

newskey24.com 1 dzień temu

– To nie jest moje mieszkanie, więc nic tutaj robić nie będę! – te słowa mojej synowej sprawiły, iż całkowicie zmieniłam swoje plany.

Kiedyś poważnie rozważałam przepisanie jednego z moich mieszkań na syna. Myślałam, iż w ten sposób będzie miał swój kąt, zacznie nowe życie, nie będzie musiał wynajmować. Ale po tym, co zobaczyłam i usłyszałam od jego żony, sama myśl o tym przyprawia mnie o mdłości. Niech sami odkładają pieniądze, a mieszkanie zostanie moje. A jeżeli się rozwiodą… odetchnę z ulgą. Bo nie tylko nie akceptuję wyboru syna – boję się go. Jego żona, Kornelia, to prawdziwe rozczarowanie.

Jej rodzina jest zwyczajna, bez żadnych wpływów czy znajomości, ale ona zachowuje się, jakby wychowała się w pałacu ze służbą. Rodzice spokojni, zrównoważeni, prości – nie tak jak ich córka, która uważa się za księżniczkę. Ma średnie wykształcenie, pracuje jako menedżerka, zarabia przeciętnie. Ale z pieniędzmi radzi sobie fatalnie – wydaje wszystko w kilka dni, a potem żebrze u mojego syna. Ciągle. Bez skrupułów.

Gdy po ślubie zostali wyrzuceni z wynajmowanego mieszkania, z dobrego serca przygarnęłam ich do siebie, póki nie zwolni się moje drugie mieszkanie, gdzie mieszkali lokatorzy. Mogłam ich nie wpuścić, ale zrobiłam to dla syna. I prawie od razu pożałowałam. Ledwie Kornelia przekroczyła próg, na jej twarzy zastygł wyraz obrzydzenia. Oglądała się, jakby weszła do rozpadającej się chaty. A przecież mam dobry remont, zawsze czysto, porządek.

– Mam spać na kanapie? Twoja matka nie mogła oddać nam łóżka? – rzuciła synowi.

Kanapa jej nie pasuje! A w wynajmowanym mieszkaniu jakoś spała i nie narzekała. Mój syn, zawsze stanowczy, pewny siebie, przy niej zamienił się w chodnik. Gotów jest dla niej na wszystko, znosi i się dostosowuje. Nie poznaję go. Co ona mu zrobiła – nie pojmuję.

Miesiące pod jednym dachem były dla mnie prawdziwą próbą. Po pracy wpadałam do swojego pokoju i starałam się nie wychodzić, byle tylko nie widzieć tej wiecznie skrzywionej z pogardą twarzy Kornelii. Nie rozmawialiśmy – i dobrze.

Gdy wreszcie wyprowadzili się do drugiego mieszkania, odetchnęłam. Wtedy syn zaczął delikatnie sondować: „Mamo, a jakie masz plany z tym mieszkaniem? Nie chcesz przepisać na mnie?”. Od razu zrozumiałam, skąd wiatr wieje. To nie jego inicjatywa – to Kornelia mu nawkładała. Odpowiedziałam krótko:

– Mieszkanie zostanie na mnie. To moja poduszka bezpieczeństwa na starość, żebym nie musiała ci wisieć na karku. Wy możecie tu mieszkać i oszczędzać się swoje. Poza tym to stara kamienica, nie najlepsza dla młodych.

Syn jakby zrozumiał. Temat się urwał, widywaliśmy się rzadziej. Każde ma swoje życie. Nie wtrącałam się.

Ale niedawno syn zaprosił nas z ojcem na swoje urodziny. Świętowali u siebie. Weszłam do mieszkania – i zamarłam. Takiego bałaganu dawno nie widziałam. Kuchenka pokryta tłuszczem, jakby gotowali na niej latami bez sprzątania. Lepka podłoga, kurz, jeszcze nie rozpakowane kartony. Wszędzie chaos, wszechogarniający nieporządek. choćby goście to zauważyli.

Matka Kornelii, moja świekra, zapytała cicho:
– Kornelko, dlaczego u was tak brudno?

Odpowiedź Kornelii dobiła mnie:
– A co ja mam sprzątać? To nie moje mieszkanie! W cudzym domu nic robić nie zamierzam.

Świekra choćby nie wiedziała, co powiedzieć.
– Ale w wynajmowanym mieszkaniu sprzątałaś, mimo iż też nie było twoje! – odezwała się matka.

Syn stał obok. Widziałam po jego twarzy – sam jest tym zniesmaczony. Wyrósł w czystości, porządku, a teraz żyje w tym… koszmarze. Ciężko mu, ale milczy. Bo kiedyś się zakochał. A teraz? W jego oczach nie ma już iskry. Miłość wygasła. Została przyzwyczajenie, zależność… albo strach.

Nie powiedziałam Kornelii ani słowa. Tylko spojrzałam. Wiem, iż długo tego nie wytrzyma. I w głębi serca czekam tylko na jedno – na rozwód. Tak, to gorzkie, ale szczere: jeżeli się rozejdą, będę szczęśliwa. Bo mój syn zasługuje na coś więcej niż obojętność i pretensje. Na ciepło, troskę i prawdziwą kobietę. A nie na taką, która wiecznie wszystkiemu się przygląda, a choćby zwykłej wdzięczności nie potrafi okazać.

Idź do oryginalnego materiału