Skarby Synowej

newsempire24.com 3 dni temu

Majątek synowej

Zofia spojrzała na zdjęcie w pięknej ramce i westchnęła. Minęły dwa lata od śmierci męża. Absurdalny przypadek, śnieg spadł z dachu, uderzenie… i Bartosza już nie było.

Przeżyli razem zaledwie dwa lata, nie zdążyli mieć dzieci. Po ukochanym mężu zostały tylko wspomnienia, fotografie i jego matka, Jadwiga Wiktorówna.

Odwiedzała Zofię, płakała, biadoliła i choćby obwiniała ją za to, iż synowa nie urodziła im wnuka.

— Gdybyś była normalną kobietą, mielibyśmy dziecko… — wyrzucała jej. Zofia tylko wzruszała ramionami. Trudno było jej przetrwać stratę, ale nie czuła się winna. Zanim mieliby dzieci, chcieli z mężem rozwiązać sprawę z mieszkaniem, przygotowywali się do przeprowadzki. Ale Bartosz nie doczekał tego momentu.

Po śmierci męża Zofia rzuciła się w wir pracy, aby się czymś zająć i oderwać myśli. Harowała, brała dodatkowe zlecenia i już po roku, na swoje trzydzieste urodziny, przeprowadziła się z wynajmowanego mieszkania do własnego. Małego, ale własnego.

Ojciec trochę jej pomógł, był dumny z córki i wspierał ją we wszystkim. Ale po roku i jego zabrakło. Zawiodło serce.

Zofia straciła jedynego bliskiego człowieka. Została sama, a Jadwiga Wiktorówna nie przerywała, próbując wyrazić „kondolencje” i współczucie jej smutkowi.

Przyjechała do Zofii po pogrzebie i od razu oznajmiła:

— Spisz testament, póki czas, Zofia — zwróciła się teściowa.

Zofia prawie upuściła filiżankę z rąk.

— Tak, tak. Mówię poważnie. Przed “odejściem” nikt nie jest zabezpieczony. Dziś jesteś zdrowa, a jutro, kto wie, jak życie się potoczy.

— Co ma Pani na myśli?

— Masz już trzydzieści lat, nie masz krewnych. Czas pomyśleć o innych.

— Niech się Pani nie martwi, Pani Jadwigo. Nie jestem ministrem, na państwowy pogrzeb wystarczy moich oszczędności — mimo iż rosła w niej irytacja, obróciła wszystko w głupi żart, uznając, iż teściowa jest rozkojarzona po kolejnych pogrzebach.

— Żartujesz, ale nie powinnaś. Na twoim miejscu przepisałabym mieszkanie na bratanków.

— Tak? Proponuje Pani przepisać cały mój majątek na swoich wnuków? — uniosła brew Zofia. Jadwiga Wiktorówna miała młodszego syna, Grzegorza, z którym Zofia nie utrzymywała kontaktów. Bartosz, za życia, również się z nim nie zadawał, byli zupełnie różni. Grzegorz wcześnie się ożenił, miał córki i rozwiódł się. Ożenił się ponownie, tym razem urodził mu się syn… i znowu się rozwiódł. A pół roku temu Grzegorz znalazł sobie nową żonę.

— Przepisywać jeszcze nie trzeba, ale testament spisz. Bo inaczej wszystko przejmie państwo!

— Pani Jadwigo… myślę, iż czas wracać do domu. Chyba jest Pani zmęczona.

— U mnie w domu Grysiek z Lubą, poprosili się, żeby zamieszkać na jakiś czas w moim mieszkaniu — przyznała teściowa. — Nie chcę młodym przeszkadzać, powinnaś mnie zrozumieć.

— Cóż, nie przeszkadzajcie. Co ja mam z tym wspólnego? — nie zrozumiała Zofia.

— Liczyłam na ciebie. Skoro mieszkanie twojego ojca teraz stoi puste, zamieszkam tam, póki Grysiek swoich spraw nie rozwiąże. Mają zamiar wziąć kredyt, jak tylko znajdzie pracę. Już się spakowałam, od ciebie potrzebne tylko klucze do mieszkania. Nie martw się, zajmę tylko jeden pokój. Drugi można wynająć. Nawiasem mówiąc, już znalazłam chętnych. Rita z synkiem szukają mieszkania…

— Rita — druga żona Grześka?

— Tak, pamiętasz ją? Dobra dziewczyna. Świetnie się z nią dogaduję… niech pomieszka. I tak zajmuję się wnukiem, więc nie będę musiała dojeżdżać, oszczędność.

— A ile jest Pani gotowa zapłacić za wynajem?

— Ja?! — oburzyła się teściowa. — Jestem jak twoja rodzona matka! I żądasz ode mnie pieniędzy? Nie myślałam, iż mój Bartosz ożenił się z taką…

— Przepraszam, Pani Jadwigo, ale ani za darmo, ani za opłatą nie dam Pani tam mieszkać. I jeżeli będę pisać testament, to tylko na moje dziecko, które z pewnością się u mnie urodzi. Całe życie przede mną.

— Co ty sobie wyobrażasz? W wieku trzydziestu lat już za późno na rodzenie! I z kim? Jesteś sama jak palec! Wymyśliła sobie… marzycielka. Patrz, twoja chciwość cię zgubi! Zostaniesz na lodzie. Jeszcze sobie przypomnisz moje słowa, wypłaczesz się! — teściowa skrzywiła się i stała się podobna do wiedźmy. Zofia chciała ją wyprosić i więcej nie wpuszczać. Nagle pomyślała, iż wszystkie nieszczęścia ma przez zazdrość Jadwigi Wiktorówny, iż zawsze jej nie lubiła i powtarzała Bartoszowi, iż nie będą szczęśliwi.

— Proszę sobie iść, Pani Jadwigo. Sama sobie poradzę. Mam już trzydzieści lat, a na karku głowę. A jeżeli co, to lepiej, niech wszystko przejmie państwo niż wy.

Teściowa coś wyszeptała i wyszła, trzaskając drzwiami. Następnego dnia zadzwonił do Zofii Grzegorz i zaczął na nią krzyczeć, oskarżając, iż po wizycie u niej jego mama poczuła się źle.

Zofia zrozumiała, iż jeżeli chce żyć spokojnie, musi się pozbyć teściowej i jej rodziny. Wystawiła swoje mieszkanie na sprzedaż. Kupcy znaleźli się szybko. Następnie Zofia sfinalizowała papiery spadkowe i sprzedała ojcowskie mieszkanie. Za te pieniądze kupiła większą nieruchomość i rozpoczęła nowe życie bez starych “krewnych”. Nikt z nich nie znał jej nowego adresu i nie przeszkadzał snuć planów na przyszłość.

Idź do oryginalnego materiału