Skarbnica Tajemnic z Pierścionkiem

twojacena.pl 2 dni temu

**Pudełko z pierścionkiem**

Ania i Kajetan przyjaźnili się od podstawówki. Mieszkali w jednym bloku, w sąsiednich klatkach, chodzili do tej samej klasy. Przez pierwsze dwa lata nauki babcia Kajetana odbierała ich ze szkoły. Mama Ani pracowała na zmiany, a ojciec często wyjeżdżał w delegacje.

— Aniu, chodź do nas, nakarmię cię obiadem — proponowała za każdym razem babcia Kajetana.

Podchodząc do bloku, Ania z drżeniem serca czekała, czy babcia znów ją zaprosi. Z rozkoszą jadła aromatyczny barszcz, kotlety z ziemniakami albo makaron z parówką.

— Znowu nic nie jadłaś? Dla kogo ja gotuję? Jakbyś w domu głodowała — krzyczała mama, otwierając wieczorem lodówkę.

Ania tłumaczyła, iż samotne jedzenie jest nudne, iż babcia ją zaprosiła i nie mogła odmówić. Ale od trzeciej klasy przenieśli się na popołudniową zmianę. Babcia przestała zapraszać Anię, bo mama czekała na nią w domu. A potem w ogóle przestała ich odbierać.

— Co niby? Żebym się błaźnił? Nikt nie ma opiekuna, tylko ja. Wstyd — odpowiedział Kajetan, gdy Ania spytała, dlaczego babcia już nie przychodzi.

Ania zauważyła, iż Kajetan nie czeka już na nią w szatni, ucieka, zanim się ubierze. Albo szedł z innymi chłopakami, ignorując Anię, która wlokła się z tyłu.

W szkole też się od niej odsuwał. Wszystko przez drwiny kolegów, którzy nazywali ich „narzeczonymi”. Ania dąsała się na Kajetana. Gdy prosił o ściągnięcie pracy domowej, odmawiała, dumnie unosząc podbródek.

W liceum większość chłopaków zaczęła się umawiać z dziewczynami. Kajetan przestał się Anii wstydzić. Znów chodzili razem do domu. Często wpadał do niej, by przepisać zadanie lub przygotować referat.

Pewnego dnia Ania wróciła ze szkoły i zastała mamę w łzach.

— Coś się stało tacie? — przestraszyła się.

— Stało. Nas zostawił. Poszedł do innej. Żeby mu wszystko odpadło…

Od tej pory mama zamknęła się w sobie, płakała albo wpatrywała w pustkę. Atmosfera w domu stała się nieznośna. Ania nie chciała wracać. A u Kajetana zachorowała babcia. Zapominała choćby o jedzeniu. Kajetan musiał pilnować jej do powrotu rodziców, by nie wyszła i nie zginęła, by nie zostawiła gazu czy wody. Widywali się tylko w szkole.

Przed maturą wszyscy gadali o studiach. Ania wiedziała, iż nie stać ich choćby na płatny indeks, więc od razu poszła do technikum. Kajetan dostał się na uniwersytet.

Teraz widywali się rzadko, przypadkiem na ulicy. Najpierw zamieniali kilka słów. Potem tylko „cześć” i w swoją stronę. Czasem Ania widziała Kajetana z dziewczyną. Udawał, iż jej nie zauważa.

Ania wściekała się i bolało. Kajetan jej się podobał. Czy to była miłość, czy przyjaźń — nie wiedziała, nie zastanawiała się. Ale patrzeć, jak on jest z kimś innym, było okropne.

Na ostatnim roku do technikum przyszedł nowy nauczyciel, świeżo po pedagogice. Wstydził się, unikał patrzenia na dziewczyny. Nosił grube, czarne okulary.

Pewnego dnia na dworze lało, wiosenna ulewa. Ania nie wzięła parasola. Stała pod daszkiem, czekając, aż przestanie.

Wyszedł pan Tomasz, wyjął z torby parasol.

— Kowalska, daleko mieszkasz? — spytał.

— Cztery przystanki autobusem — odparła.

— Mogę cię podwieźć. Mam samochód — zaproponował.

— Nie trzeba, panie Tomaszu. Zaraz przestanie — odpowiedziała.

— Wątpię. Chodź. — Przykrył ją parasolem i podeszli do srebrnej *Skody*.

Pan Tomasz usiadł za kierownicą i zdjął okulary.

— Pan bez okularów prowadzi? — spytała Ania, zerkiem na niego patrząc.

Uśmiechnął się.

— To zwykłe szkła. Zakładam je dla powagi. — Zmrużył oko. — Tylko między nami, dobrze? Nie mów nikomu.

— Dobrze — odparła Ania.
*„Bez okularów wcale nie wygląda źle”*, pomyślała.

— Podoba ci się nauka? Będziesz próbować na studia, czy od razu do pracy? — spytał, nagle przechodząc na „ty”.

Ania też kilka razy tak do niego mówiła. Cóż, był tylko kilka lat starszy.

Pod blokiem pan Tomasz wysiadł, by pod parasolem odprowadzić ją do klatki, choć deszcz już prawie ustał.

Potem jeszcze ją podwiózł. Zrozumiała, iż specjalnie na nią czekał. Parę razy poszli choćby do kina, jedli lody w kawiarni. Zawsze zwracała się do niego per „panie Tomaszu”. W garniturze i okularach wyglądał poważnie. Schlebiało jej, iż nauczyciel, dorosły mężczyzna, się nią interesuje. A koleżanki zazdrościły.

Pewnej niedzieli przyszedł do nich z kwiatami i czekoladkami. Przy herbacie mama wypytywała go o pracę, studia, dlaczego został nauczycielem. Ania milczała, wpatrzona w stół.

— Ania właśnie szuka pracy — wtrąciła mama.

— Właśnie dlatego przyszedłem — powiedział pan Tomasz. — Od nowego roku zwalnia się etat w technikum. Chciałem zaproponować Anię. Uczy się dobrze, ma szansę zostać.

— Naprawdę? Aniu, słyszysz? — ucieszyła się mama.

— Nie chcę uczyć. To nie dla mnie. Przepraszam, panie Tomaszu. — Ania spojrzała mu prosto w oczy.

Zmieszał się. Machinalnie sięgnął po okulary, ale ich nie miał.

— adekwatnie to przyszedłem… — Odsapnął. — Pani Ireno, przyszedłem prosić o rękę Ani.

Mama otworzyła usta, potem spojrzała na córkę.

— Rozumiem, iż to nagłe. Możecie się zastanowić. Nie śpieszę się. Mam samochód, trochę stary, ale planuję nowy. Mieszkanie. Ani na niczym nie zabraknie — mówił szybko, głównie do mamy.

— To takie niespodziewane. Aniu, czemu milczysz? Zawstydził pan dziewczynę, panie Tomaszu. Trzeba się zastanowić… — mama ciągnęła.

*„Przydałoby się pudełko z pierścionkiem”*, pomyślała Ania, ale milczała. *„Niezdara. Tak się nie oświadcza.”* Marzyła o romantyzmie, nie o herbacie i niezręczności.

Oboje, mama i „narzeczony”, wpatrywali się w nią, czekając na odpowiedź.

— Muszę… pomyśleć. Przepraszam — w końcu powiedziała.

— MiłoAnia spojrzała na Kajetana, którego oczy lśniły w świetle choinkowych lampek, i wiedziała, iż tym razem pudełko z pierścionkiem było tylko początkiem prawdziwego szczęścia, które na nią czekało.

Idź do oryginalnego materiału