**Trudna decyzja**
„Babciu, nie chcę owsianki” – Marcin delikatnie odsunął od siebie talerz, nie spuszczając wzroku z Tamary.
Tak samo robiła kiedyś jej córka. Gdy nie chciała zupy czy kaszy, powoli przesuwała talerz na skraj stołu, aż ten spadał na podłogę. Skąd on to znał? Nie mógł tego widzieć ani pamiętać. Dorosła Ania nigdy się tak nie zachowywała. Czyżby to było coś dziedzicznego?
Małą córkę Tamara beształa, ale na Marcina nie potrafiła się gniewać.
– Dość! – powiedziała stanowczo, zanim talerz znalazł się na krawędzi. – jeżeli nie chcesz, nie jedz. Napij się herbaty.
– A czy mogę dostać cukierka? – zapytał Marcin.
– Cukierka nie. Zjadłeś już jednego przed śniadaniem i zepsułeś sobie apetyt. Do obiadu nic słodkiego.
– Ale babciu-u-u… – Marcin przeciągnął słowa.
W jego oczach pojawiły się łzy, usta wykrzywiły się w gotowości do płaczu. Mały urwis doskonale wiedział, jak na nią działają jego łzy, i bez skrupułów to wykorzystywał.
*„Płacze dokładnie tak, jak jego mama w dzieciństwie”* – pomyślała z żalem Tamara, gotowa już ustąpić. W tej chwili jednak rozległ się dzwonek do drzwi.
– Weź sobie ciastko – powiedziała, wychodząc z kuchni.
– Nie chcę ciastka! – Marcin krzyknął kapryśnie za jej plecami.
Tamara otworzyła drzwi. Na progu stał Krzysztof, jej zięć i ojciec Marcina.
– Dzień dobry, Tamaro Michałówno. Jak zawsze pięknie pani wygląda – powiedział z uśmiechem.
Miło jej się zrobiło, ale odpowiedziała dość oschle:
– I panu życzę zdrowia. Proszę wejść.
– Tato! – Marcin wbiegł do przedpokoju.
Krzysztof pochylił się, podniósł syna i przycisnął do siebie.
– Jakiś ty ciężki! Jak urósł! – W jego oczach malowała się czułość.
– A co mi przywiozłeś? – Marcin odsunął się lekko.
– A ty dobrze się zachowywałeś? Słuchałeś babci? Nie dokazywałeś? – Krzysztof spojrzał na Tamarę. Ta milczała, odwracając wzrok.
– No, przyznawaj się, co zbroiłeś? – potarmosił syna.
– Nie zjadłem kaszy. W przedszkolu mnie ukarali, bo pobiłem się z Bartkiem. To nie moja wina, on zaczął! Popchnął mnie i zabrał mi zabawkę. Ja mu oddałem. Ukarali mnie, a jego nie.
– Niesprawiedliwe – pokiwał głową Krzysztof.
– Marcin, idź do pokoju, muszę porozmawiać z tatą.
Krzysztof postawił syna na podłodze, wyjął z kieszeni płaszcza samochodzik i wręczył mu go. Zadowolony chłopiec pobiegł do swojego pokoju. Krzysztof wszedł za Tamarą do kuchni i usiadł przy stole. Tamara zebrała ze stołu talerz z niedojedzoną owsianką i pozostała przy zlewie.
– Ta matka Bartka narobiła mi wstydu, tyle słów usłyszałam pod swoim adresem. Żądała, żebym ukarała Marcina. Ale Bartek też zaczepia dzieci, popycha je, a potem skarży. Dzieci się czasem biją, to normalne. Ale nie powinno się zachęcać Marcina, żeby oddawał – powiedziała z wyrzutem.
– Jestem pani tak wdzięczny, Tamaro Michałówno, iż zaopiekowała się pani moim synem. Sam bym nie dał rady.
– Jak mogłabym inaczej? Jestem jego babcią – odparła.
Tamara doskonale zdawała sobie sprawę, iż trochę kokietuje. Tak, Marcin był jej wnukiem, ale wyTamara spojrzała na Krzysztofa, w jego oczach dostrzegła to samo niezadowolenie z samotności i tęsknotę za ciepłem, które nosiła w sobie od śmierci córki, i wtedy zrozumiała, iż czas przestać walczyć z uczuciem, które zrodziło się między nimi mimochodem, jak kwiat wyrastający w szczelinie betonu.