Skansen składa się z kilkudziesięciu drewnianych kurpiowskich chałup pozwożonych z okolicy i poustawianych na malowniczym zboczu schodzącym w dół, ku Narwi. Pilnuje go Kurp Janusz z Wąsami i Grubym Brzuchem. Stworzył go pasjonat tamtejszej kultury, Adam Chętnik. Są to solidne, drewniane chaty o różnym przeznaczeniu, wiatraki, młyny wodne, piękny dworek i masa różnych akcesoriów, którymi posługiwali się chłopi, kiedy jeszcze nie dostali z Unii tych wielkich traktorów.
Jest to bez wątpienia skansen o wiele ciekawszy i bogaty od jedynego skansenu, w którym wcześniej byłem. Muzeum Wsi Białostockiej w Jurowcach jest jakby chińską, nieudaną podróbką tego, co zobaczyłem w Nowogrodzie. I jeżeli mogę na podstawie ubogich lektur coś twierdzić, to tradycyjna kultura kurpiowska jednak przeganiała tę podlaską o kilka długości. Była bardziej wyrazista, kolorowa, z charakterem i lokalnymi janosikami w rodzaju Stacha Konwy.
Kurpiowska przeszłość tych okolic podnieca mnie bardziej od tego, po co zwykle przyjeżdżają tu turyści, czyli czołgów, dział przeciwpancernych, bunkrów i fortyfikacji na całej linii od Piątnicy po Strękową Górę.
Skansen zwiedziliśmy w lutową, ciemną i mokrą słotę. Latem to miejsce musi wyglądać olśniewająco.