Siwizna w brodę. Prawiedliwa opowieść życiowa

newskey24.com 1 miesiąc temu

Siwizna w brodę. Opowieść z życia
Normalnie. Jak zawsze.
Felek, Feluś, chodź na kolację! Nagotowałam pierożki, takie jakie lubisz. Chodź, dobrze?
Nie jestem głodny.
Felek, Feluś, no jak to tak? Czekałam na ciebie, sama nie siadałam.
Słuchaj, Taniu, no czego się tak czepiasz? Jak rzep psiego ogona, na Boga! Przykleiłaś się! Męczysz mnie, sił już nie mam. Czy ty jesteś małym dzieckiem, iż beze mnie jeść nie potrafisz? Do ust sobie nie doniesiesz?
Felek, Feluś, no nie krzycz, dobrze?
Felek, Feluś! Pfuj! Już słuchać obrzydliwie! Samą siebie nie nudzisz, Taniu? Po co się przede mną tak płaszczysz? Czy ty nic nie rozumiesz? Duszę się z twoją troską, rozumiesz? Zaraz zupełnie oddechu mi zabraknie. Duszna jesteś, i ta twoja troska, taka, taka… Mam już dość, Taniu, sił nie starcza. Nie żyję z tobą, męczę się. To twoje ciągłe „Felek, Feluś!” Ile razy mam mówić, iż słyszę, nie ma co powtarzać!
Felek, Feluś. Może kieliszek przelejesz, lżej się zrobi. Odpocznij trochę, zmęczony jesteś. Tania patrzyła winowajczo na męża i szarpała w rękach rąbek fartucha.
Czy ty naprawdę jesteś głupia, czy tylko udajesz? I ten fartuch jeszcze włożyłaś! Inną mam, rozumiesz, inną! Tę kocham, dla niej żyję! Odchodzę od ciebie, Taniu.
Odchodzisz? Dobrze przemyślałeś? Nie patrz, iż taka jestem cicha, drogi powrotnej nie ma. Znasz mnie. Pójdziesz to idź, ale wiedz, iż nie przyjmę cię z powrotem. A czy jesteś potrzebny tej drugiej? Myślisz, iż łatwo mi patrzeć, jak nic się nie dzieje? Myślisz, iż łatwo siedzieć z tobą przy stole i wiedzieć, iż masz inną? Popatrz, Felek, zastanów się dobrze, czy twoja miłość jest tak silna, by w jednej chwili zniszczyć rodzinę?
Nie wrócę, nie licz na to.
Felek, nie zdejmując butów, przeszedł do sypialni. Na czystych, manualnie tkanych dywanikach zostały brudne ślady męskich chodaków. Wyciągnąwszy plecak, zaczął pakować swoje nieliczne rzeczy. Obejrzał pokój, nie patrząc na Tanię, i wyszedł do sieni. Gdy szedł z jednego końca wsi na drugi, w głowie roiły mu się myśli.
Po co to wszystko? Czy postępuje słusznie, odchodząc od żony? Przecież ponad 20 lat żyli razem, mieli dobrego syna, wojskowego. Mieszka wprawdzie daleko, rozmawiają tylko przez telefon. Nie przyjeżdża się tak często. Ciekawe, jak syn przyjmie rozwód? Ale nie jest już dzieckiem, powinien zrozumieć. Wszystko u Felka wypaliło się, nie zostało nic, choćby szacunku dla żony. Właśnie przez to jej wieczne „Felek, Feluś!” Przecież od dawna wszystko wie, a milczy, patrzy w oczy. Inna by dawno rzuciła się z pazurami, rozbiła, podrapała, a ta tylko czasem spogląda w milczeniu z wyrzutem. Za to można ją szanować, skoro sama do siebie szacunku nie ma? A jeszcze ta jej starościzna. Zupełnie zwarjowała. Normalna kobieta była, a nie, wbiła sobie do głowy, iż potrzebuje kuchni z drewna, koniecznie w stylu wiejskim, z samowarem i manualnie tkanymi dywanikami. Jak głupia, na Boga, po całej wsi zbierała te chodniki, rozwaliła podłogę w kuchni, żeby obłożyć drewnem.
Nie, Stella jest zupełnie inna. Już samo imię za nią mówi. Kobieta ze stalowym charakterem. A przecież jeszcze młoda. Tylko trochę starsza od ich syna. Mogłaby być synową, a patrz, zostanie żoną i wydaje się taka swojska, z nią Felek znów poczuł się młody, nauczył się oddychać na nowo. Żadnych tam pierogów, barszczów i tych dywaników z samowarem. choćby mówi inaczej niż Tańka. A ta ze swoją starościzną zupełnie rozum straciła, nie tylko w domu, ale i w głowie. U Stelli wszystko nowoczesne. Kolorowe, jaskrawe szafki, modne ubrania. I figura nie to, co u Tani. Tamta zupełnie się zaniedbała, rozlała się jak barka, ciągle tylko zagląda mu w usta, stara się dogodzić. Dobrze zrobił, iż odszedł. Dawno powinien był to zrobić. No nic, teraz wszystko będzie inaczej.
***
Tania siedziała na środku kuchni, patrzyła na brudne, szpetne plamy na dywanikach i cicho płakała. Bo on niczego nie zrozumiał! Nie pojął, po co ta cała starościzna, dywaniki, samowar. A ona głupia miała nadzieję! I te plamy, jakby po duszy, po sercu deptały brudnymi butami!
Obejrzała się wokół, wstała z podłogi i zaczęła z wściekłością zdejmować brudne dywaniki. Komu to potrzebne? Nic nie pamięta, nic świętego w nim nie ma! A ta to zupełna lala, on ją pamięta młodziutką, ledwie starszą od ich syna, ta Stelka. Wróciła do wsi, modna, młoda, ładna. I od razu jakoś wkręciła się do biura spółdzielni. Od razu znalazło się stanowisko, a jakże, specjalistka, a młodym trzeba drogę otwierać. W dwa lata doszła do starszej ekonomistki. Prezes spółdzielni się w niej zadurzył, często razem się spotykali. Ale z rodziną nie odszedł, jedna rzecz bawić się z młodą dziewczyną, a druga rodzinę niszczyć. A Felek jak cielę skinęła, to i poszedł. Tylko czy on jej potrzebny? Na weterynarza pensji dużej nie ma. No trudno, wybór swój zrobił, powrotu nie ma.
***
Przypomniała sobie Tania tamten rok, gdy pobrali się z Feliksem. Młodzi, pełni zapału, wszystko im było jedno. Nie ma pieniędzy? Trudno, mają cały spichlerz ziemniaków. Co z tego, iż drobne! Wieczorem rozpala się ognisko na podwórku, siedzą przytuleni. Gdy ogień zgaśnie, wrzucają ziemniaki w gorący popiół. Potem jedzą je prosto ze skórką, twarze mają czarne, a im smakuje i wesoło. Zamieszkali w starej chałupie, gdzie samotna babcia żyła. Dzieci babcię zabrały, a dom był spółdzielczy. I w tym domu Tania znalazła prawdziwe bogactwo. Dywaniki manualnie tkane, zupełnie nowe, leżały na strychu, samowar, meble wszystko zostało. Tania wymyła chatę, dywaniki prała w balii na podwórku, z Felkiem jeź

Idź do oryginalnego materiału