Siwizna w brodę. Prawdziwa opowieść o życiu

twojacena.pl 4 dni temu

**Srebro w brodzie. Historia życia**

Feliksie, Feliksie? Jak tam w pracy? Wszystko w porządku?
Normalnie. Jak zawsze.
Feliksie, Felku, chodźmy na kolację! Nagotowałam pierogi, takie, jakie lubisz. Chodź, dobrze?
Nie jestem głodny.
Feliksie, Felku, no jak to? Czekałam na ciebie, nie usiadłam bez ciebie.
Słuchaj, Danusiu, no co ty za jedna jesteś? Przyczepiłaś się jak rzep do psiego ogona, na Boga! Męczysz mnie! Nie mam już siły. Co ty, dziecko jesteś, iż bez mnie jeść nie umiesz? Do ust sobie nie doniesiesz?
Feliksie, Felku, no nie krzycz, dobrze?
Feliksie, Felku! Pfuj! Już słuchać obrzydliwie! Samo ci się nie nudzi, Danusiu? Po co się tak przede mną płaszczysz? Nic nie rozumiesz? Duszę się z tobą, rozumiesz? Niedługo w ogóle nie będę mógł oddychać. Jesteś dusząca, twoja troska taka, taka Mam dość, Danusiu, sił brak. Nie żyję z tobą, męczę się. To twoje Feliksie, Feliksie! Ile razy mam powtarzać, iż słyszę?

Feliksie, Felku. Napij się kieliszeczki, może lżej się zrobi. Zmęczony jesteś, odpocznij. Danusia patrzyła na męża z wyrzutem, szarpiąc rąbek fartucha.

Ty naprawdę jesteś głupia, czy udajesz? I ten fartuch jeszcze! Inną mam, rozumiesz? Inną! Tylko ją kocham, tylko dla niej żyję! Odchodzę od ciebie, Danusiu.

Odchodzisz? Dobrze przemyślałeś? Nie patrz, iż taka ze mnie cicha drogi powrotnej nie ma. Znasz mnie. Jak wyjdziesz, to już nie wracaj. A czy na pewno jesteś potrzebny tej drugiej? Myślisz, iż łatwo mi patrzeć, jak nic się nie dzieje? Siedzieć z tobą przy stole i wiedzieć, iż masz inną? Zastanów się, Feliksie, czy twoja miłość jest aż tak silna, żeby w jednej chwili rozwalić rodzinę?

Nie wrócę, nie licz na to.

Feliks, nie rozzuwając butów, przeszedł do sypialni. Na czystych, domowej roboty dywanikach zostały brudne ślady męskich butów. Wyciągnął plecak i zaczął pakować swoje skromne rzeczy. Obejrzał pokój, nie patrząc na Danusię, i wyszedł do sieni. Gdy szedł z jednego końca wsi na drugi, w głowie kotłowały mu się myśli.

Po co to wszystko? Czy postępuje słusznie, odchodząc od żony? Przecież ponad 20 lat żyli razem, mieli dobrego syna, wojskowego. Choć mieszka daleko, tylko przez telefon gadają. Nie przyjedzie tak daleko. Ciekawe, jak syn przyjmie rozwód? Ale nie malec już, zrozumie. Wszystko w Feliksie wypaliło się, nie zostało nic, choćby szacunku dla żony. A to przez jej Feliksie, Feliksie!. Przecież od dawna wie, a milczy, tylko patrzy w oczy. Inna by już rzuciła się z pazurami, rozbiła twarz, podrapała, a ta tylko cicho spogląda z wyrzutem. Za co ją szanować, skoro sama do siebie szacunku nie ma? I jeszcze ta jej mania na punkcie staroci. Zupełnie zwarjowała. Normalna kobieta była, a nie wbiła sobie do głowy, iż potrzebuje kuchni z drewnianych bali, koniecznie z samowarem i domowymi dywanikami. Jak głupia, na Boga, po całej wsi te chodniki zbierała, podłogę rozwaliła, żeby drewnem wyłożyć.

Nie, Stella to zupełnie co innego. Już samo imię mówi za siebie. Kobieta ze stalowym charakterem. A przecież jeszcze młoda, ledwo starsza od ich syna. Mogłaby być synową, a nie zostanie żoną. Z nią Feliks znów poczuł się młody, nauczył się oddychać od nowa. Żadnych pierogów, barszczy i dywaników z samowarami. choćby mówi inaczej niż Danusia. Ta ze swoją starzyzną zupełnie odleciała, nie tylko w domu, ale i w głowie. U Stelli wszystko nowoczesne. Kolorowe szafy, modne ubrania. I figura zupełnie inna niż u Danusi. Ta się zaniedbała, rozlała się jak beczka, tylko mu w gębę zagląda, stara się dogodzić. Dobrze zrobił, iż odszedł. Dawno powinien był to zrobić. No nic, teraz wszystko będzie inaczej.

***

Danusia siedziała na środku kuchni, patrzyła na brudne, ohydne plamy na dywanikach i cicho płakała. Bo on nic nie zrozumiał! Nie pojął, po co ta cała starzyzna, dywaniki, samowar. A ona, głupia, jeszcze się łudziła! I te plamy jakby deptali po jej sercu brudnymi butami!

Rozejrzała się wokoło, wstała z podłogi i wściekle zaczęła zbierać brudne dywaniki. Komu to potrzebne? Nic nie pamięta, nic świętego w nim nie ma! A ta jego Stella to przecież smarkula, ledwo starsza od ich syna. Wróciła do wsi, modna, młoda, ładna. I od razu wcisnęła się do biura spółdzielni. Znalazło się stanowisko, bo przecież specjalistka, a młodych trzeba wspierać. W dwa lata doszła do starszej ekonomistki. Prezes spółdzielni się w niej zadurzył, często razem jeździli na spotkania. Ale z rodziną nie zerwał jedno to romansować z młodą, a drugie rozwalać dom. A Feliks jak cielak skinęła, to poszedł. Tylko czy na pewno on jej potrzebny? Na weterynarza nie rozbijesz się z pensją. No trudno, wybór jego drogi powrotnej nie ma.

***

Przypomniała sobie tamten rok, kiedy pobrali się z Feliksem. Młodzi, pełni zapału, wszystko im było jedno. Brak pieniędzy? Nie szkodzi, mają całą komorę ziemniaków. I co, iż drobne? Wieczorem rozpalą ognisko, przytuleni do siebie siedzą. Gdy ogień przygaśnie, wrzucą ziemniaki w gorący popiół. Jedzą je prosto ze skórką, twarze czarne, a im smaczno i wesoło. Dano im domek, gdzie mieszkała samotna staruszka. Dzieci babcię zabrały, a dom został. I tam Danusia znalazła prawdziwy skarb. Domowe dywaniki, nowiutkie, leżały na strychu, samowar, meble wszystko zostało. Danusia dom wymyła, dywaniki prała w balii na podwórku, z Feliksem jeździli nad rzekę płukać. Zrobiła w domu przytulnie, czysto, dywaniki aż skrzypiały. Przychodzili z pracy, pili herbatę z samowaru.

Przypomniała sobie, jak marzyli o dużym, przestronnym domu, żeby kuchnia koniecznie z drewna, z dywanikami, z samowarem. Żeby szafy rzeźbione, staromodne. Żeby potem, gdy się zestarze

Idź do oryginalnego materiału