Moja młodsza siostra, Ania, była do mnie śmiertelnie obrażona. Potrzebowała pomocy z synem, a ja odmówiłam. Krzyczała, iż jesteśmy rodziną, iż tak się nie robi, ale zapomniała, jak sama odwróciła się ode mnie w trudnej chwili, odmawiając zabrania mojej córki, Zosi, nad morze. Jej egoizm złamał mi serce i nie chcę już poświęcać się dla tych, którzy nie doceniają mojej pomocy. Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta sytuacja stała się dla mnie ostatnią kroplą.
Miesiąc temu Ania wpadła do mnie z promiennym spojrzeniem: „Jedziemy całą rodziną nad morze! Z mężem, synem i teściową!”. Już zamówili domek, zaplanowali atrakcje, a ja szczerze się ucieszyłam. Ale wtedy ścisnęło mi się serce o Zosię. Pracuję jako freelancerka i w tym roku, ku mojemu smutkowi, nie mogłam pozwolić sobie na urlop. Zamówień jest mnóstwo, od nich zależy mój dochód, ale czasu dla córki prawie nie mam. Zosia to mój świat, ale nie mogę dać jej wymarzonego, kolorowego lata. Moja mama i przyjaciółki pomagają, jak mogą: mama, mimo pracy, zabiera Zosię na spacery, koleżanki zapraszają ją na podwórko. Bez nich moja dziewczynka siedziałaby zamknięta w domu.
Jestem samotną matką. Mąż zostawił nas dla nowej rodziny, gdzie urodził mu się syn. Do Zosi jest obojętny – nie dzwoni, nie pomaga. Wszystko ciągnę sama, pracując do wyczerpania, by utrzymać naszą małą rodzinę. Gdy dowiedziałam się, iż Ania jedzie nad morze, w mojej głowie zaiskrzyła nadzieja: Zosia mogłaby pojechać z nimi. Jadą we czworo – Ania, jej mąż, syn i teściowa – opieka nad Zosią nie byłaby problemem. Byłam gotowa zapłacić za wszystko, by moja córka choć raz odetchnęła morskim powietrzem i poczuła się szczęśliwa.
Odważyłam się porozmawiać z Anią. „Proszę, zabierzcie Zosię – błagałam. – Wszystko opłacę, nie będzie wam przeszkadzać”. Ale siostra odparła stanowczo: „Dwoje dzieci nam przeszkodzi. Nie chcemy brać odpowiedzialności za obce dziecko”. Jej słowa uderzyły jak policzek. Obce? Moja Zosia to jej rodzona siostrzenica! Próbowałam tłumaczyć, iż Zosia jest grzeczna, iż pokryję koszty, ale Ania była nieugięta: „Z twoją córką nie wypoczniemy”. Serce mi pękło. Pogodziłam się z tym, iż Zosia w tym roku morza nie zobaczy. Ale w duszy została gorycz i postanowienie: już nigdy nie poświęcę się dla siostry.
Ania przywykła, iż zawsze jestem na zawołanie. Uważała, iż skoro pracuję w domu, mogę bez problemu zajmować się jej synem, Kacprem. Cierpliwie to znosiłam, choć zabierało mi to czas i siły. Zbierałam Kacpra, gdy potrzebowała do lekarza czy fryzjera, bo „przecież jesteśmy rodziną”. Ale po jej odmowie zrozumiałam: moja pomoc to dla niej nie wsparcie, ale obowiązek. Nie szanuje ani mnie, ani mojej córki. Jej teściowa mieszka daleko i poza mną nie ma komu pomóc, ale to nie znaczy, iż muszę być jej niańką.
Wróciwszy z wakacji, opalona i zadowolona, Ania znów się do mnie zwróciła. Ich rodzinę zaproszono na weekend za miasto, ale bez dzieci. Była pewna, iż jak zawsze wybawię ją z opresji. „Zostaniesz z Kacprem, prawda?” – szczebiotała. Odpowiedziałam chłodno: „Nie. Mam dużo pracy i chcę spędzić czas z Zosią”. Ania oniemiała: „Jak to? Przecież jesteśmy rodziną! To mój syn, twój siostrzeniec!”. Przypomniałam jej, jak nazwała Zosię ciężarem. „Powiedziałaś, iż moja córka jest obca. Więc dlaczego mam ci pomagać?” – rzuciłam. Jej twarz wykrzywiła się ze złości, ale nie ustąpiłam.
Ania urządziła awanturę, oskarżając mnie o brak serca. „Przez ciebie nie pojedziemy! choćby mama pracuje, nie może zostać z Kacprem!” – wrzeszczała. Ale ja byłam nieugięta. Serce bolało mnie o Zosię, która przez siostrę nie zaznała wakacyjnej radości. Nie będę już krzywdzić córki dla tych, co gardzą moimi uczuciami. Ania przywykła, żeNadszedł czas, by nauczyć się mówić “nie” choćby rodzinie, jeżeli jej miłość jest tylko biletem w jedną stronę.