Siostra odeszła od bogatego męża i wprowadziła się do mnie. Pracować nie chce, za to rozdaje cesarskie dekrety

przytulnosc.pl 1 dzień temu

– Andrzej, mam ogromne problemy! – rzuciła mi się na szyję, kiedy wychodziłem z pracy.

Odsunąłem Anię lekko rękami, żeby obejrzeć. Żywa, cała, tylko mina nieszczęśliwa.

– Maks wyrzucił mnie z domu! Nie wiem, dokąd iść, co ze sobą zrobić! – dramatycznym głosem powiedziała Ania, a potem rozpłakała się jak dziecko.

Posadziłem siostrę ostrożnie w samochodzie, choć bałem się o tapicerkę – zamieniła go w prawdziwe Niagary, tylko iż ze łez.

Ania wyszła za mąż praktycznie od razu po liceum – jak sama mi się kiedyś zwierzyła, to był jej życiowy plan. Po co się wysilać, skoro można znaleźć bogatego męża?
Tyle iż choćby prawdziwego ślubu nie mieli – tylko ślub kościelny, a mimo to przez piętnaście lat wszyscy traktowaliśmy ich jak małżeństwo. Trzeba przyznać, szwagier był w porządku – niczego Ani nie odmawiał. I właśnie to obróciło się przeciwko niemu.

I dobrze by było, gdyby siostra po prostu żyła spokojnie. Ale nie – ona ciągle podkreślała swoje finansowe „szczęście”.

– Braciszku, a co to za samochód? Toyota, dziesięcioletnia? A mi Maks kupił najnowszego mercedesa w pełnym wyposażeniu, na Dzień Kobiet! – takie teksty zdarzały się nie raz.

Bo jak sama nic sobą nie reprezentujesz, to pozostaje chwalić się mężem i ciuchami.

– Maks powiedział, iż to koniec! – zaszlochała Ania. – Mogę u ciebie zamieszkać? Nie chcę wracać do rodziców!

Nie potrafiłem odmówić, choć od początku wiedziałem, iż wspólne mieszkanie nie skończy się dobrze. Za dobrze znałem charakter siostry.

– Materac dmuchany?! Serio, Andrzej? – już po pół godzinie w moim mieszkaniu oburzała się.

A jakie miałem opcje? Nie planowałem dziś przyjmować lokatora. Mamy z żoną trzy pokoje: sypialnię, pokój synów i małą córeczki. Ania i tak miała szczęście, iż wylądowała u córki, a nie w kuchni.

– A nie mogłaby Ewa spać z braćmi? – marudziła następnego ranka. – Przecież my się tu dusimy!
– To wykluczone, Aniu – uciąłem. – Jak znajdziesz pracę, wynajmiesz sobie mieszkanie.

Ale z szukaniem pracy jakoś jej się nie spieszyło. Albo leniła się, albo czekała, iż Maks ją przygarnie z powrotem. Proponowałem choćby coś prostego – pakowanie zamówień w markecie obok.

– Ja mam kisić się na magazynie i nosić ciężary? Ja nie koń bydlęcy! – skrzywiła się teatralnie.

Księżniczka, nie inaczej. Póki co grymasi, ale jak przyciśnie, to i podłogi będzie myć.

A potem spotkałem Maksa. Od niego dowiedziałem się, jaka była prawdziwa przyczyna kłótni. Ania milczała jak zaklęta, tylko rzuciła, iż mąż ją „śmiertelnie obraził”.
– Chciałem ją zatrudnić u siebie w biurze, żeby coś robiła – dokumenty nosić, na recepcji siedzieć – opowiadał Maks. – A ona w domu wariowała. Zapisywała się na jakichś coachów, na maratony życzeń…

No tak, rozkapryszona paniusiu. Trzeba było jakoś przycisnąć ją do życia.

– Od przyszłego tygodnia, Aniu, płacisz pięć stów za mieszkanie i jedzenie – ogłosiłem, kiedy leżała na łóżku córki i gapiła się w telefon.

Prawie ogłuchłem, gdy zaczęła wrzeszczeć ultradźwiękiem.

– Co z ciebie za człowiek, Andrzej?! Siostra w depresji po zdradzie męża, a ty ją na robotę wypychasz i pieniędzy żądasz! – rozpaczała, znów zamieniając się w Niagarę.

Powiedziałem jej, iż zawsze może wrócić do rodziców. Ale dobrze wiem – tam by się nie uchowała, bo ojciec surowy i lenistwa nie znosi.

– Jesteś takim samym zdrajcą jak Maks! Wpychacie mnie w niewolę pracy, a ja nie do tego zostałam stworzona! – patetycznie wykrzykiwała, stojąc z walizką pod drzwiami.

Godzinę później Maks napisał, iż wróciła jego „marnotrawna żonka”. Podobno zgodziła się podjąć pracę. No cóż, jakiś postęp. Gdyby jeszcze rozum jej dosypali, byłaby pełnia szczęścia.

A my z żoną wreszcie mogliśmy usiąść przy herbacie – w ciszy.

Idź do oryginalnego materiału