Siostra mojego męża uznała, iż jej dzieci mamy rozpieszczać tylko my — i nikt inny.
Wyszłam za Rafała prawie osiem lat temu. To człowiek o złotym sercu, zawsze gotowy pomóc, czuły do bólu. Jest tylko jeden problem — jego siostra. Alicja. Kobieta z nieskończoną wyobraźnią i niezwykłym talentem do przekształcania każdego zdania w zawoalowaną prośbę… o drogi prezent.
Nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa zawsze brzmiały jak niewinne uwagi:
— Dzieci tak marzą o tym nowym filmie, ale bilety teraz kosztują majątek — wzdychała z nostalgią w głosie. I mój Rafał, ledwo to usłyszał, już kupował bilety, sam zabierał siostrzeńców do kina i dokładał zestawy z popcornem.
— Taka piękna pogoda — ciągnęła Alicja — a wy ciągle w domu. Fajnie by było pojechać do Energylandii! — I zgadnijcie, kto jechał z jej dziećmi? Oczywiście my. I oczywiście za nasze pieniądze.
Ja nie łapię aluzji. I nie chcę. Wolę prostotę. jeżeli czegoś potrzebujesz — powiedz. Poproś. Wytłumacz. Nie kręć, nie owijaj w bawełnę, udając, iż to tylko tak sobie.
Ale Rafał zawsze reagował na jej „sugestie” błyskawicznie. Uwielbiał siostrzeńców do szaleństwa. Ale to, jak ich rozpieszczał, przekraczało już granice. Rowery, sprzęt elektroniczny, wycieczki — to stało się normą. Wystarczyło, iż Alicja mrugnie, a mąż już biegł.
Ostatnio był imieniny Krzysia — syna Alicji. Wcześniej podarowaliśmy mu wymarzony rower, który kosztował nas niemało. Byłam pewna, iż to więcej niż wystarczy. Ale, jak się okazało, dla Alicji „rower” to była drobnostka. Według niej chłopcu pilnie potrzebna była wycieczka do Włoch. Oczywiście nie samemu — z nią, naturalnie. Przecież dziecko nie może jechać samo!
W języku Alicji brzmiało to tak:
— Krzyś tak marzy o Wenecji. Aż oczy mu się świecą…
Rafał tym razem zamiast wycieczki przyniósł siostrzeńcowi tort i zestaw poduszek z wyszytym imieniem. Tego dnia pracowałam, a mąż poszedł sam. I to, jak się domyślacie, było jak zimny prysznic dla jego siostry.
Ale Alicja się nie poddała. Jej wymagania rosły z roku na rok. Mężowi jakby to nie przeszkadzało. Nie mieliśmy własnych dzieci, więc całkowicie oddawał się siostrzeńcom. Być może właśnie dlatego, iż nie miał gdzie wyładować swojej ojcowskiej energii.
Aż nadeszła ta długo wyczekiwana wiadomość — jestem w ciąży. Powiedziałam mężowi — płakał z radości, całował mój brzuch, nie mógł uwierzyć. Marzył o tym od lat. A potem przyszła Alicja…
I znowu — z prośbą. Tym razem o wyjazd do Budapesztu na majówkę. Oczywiście z dziećmi. Mąż odmówił, po raz pierwszy. Powiedział, iż niedługo zostanie ojcem i teraz wszystko musi iść dla naszej rodziny. Wtedy siostra wybuchła.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Krzyczała. Oskarżała.
— Jak śmiesz?! To wszystko twoja sprawka, żeby zabrać moim dzieciom jedynego mężczyznę, który się o nich troszczył!
Milcząco odłożyłam słuchawkę.
A potem — nowa scena. Siostrzeńcy zaczaili się pod biurem Rafała. Podali mu własnoręcznie zrobione kartki.
„Wuju, proszę, nie porzucaj nas…”
„Po co ci własne dzieci, skoro już nas masz?…”
Ktoś im wyraźnie pomagał ułożyć te słowa. I ten „ktoś” był łatwy do przewidzenia.
Rafał wrócił do domu, usiadł na kanapie, spojrzał na kartki… i coś w nim pękło.
— Jestem po prostu idiotą — powiedział. — Ile lat to znosiłem? Te „zepsuta kuchenka”, „nie stać mnie na kurtkę”, „tata nas zostawił — wujku, pomóż”. Ona zawsze używała dzieci, żeby mną manipulować. A ja dawałem się nabrać. Głupiec.
I nagle wyjął notatnik. Zaczął spisywać wszystko, co przyszło mu do głowy: rowery, telefony, obozy, wyjazdy, elektronikę, kurtki, bilety do teatru. Suma okazała się niebagatelna.
A potem nadszedł finał. Finał w stylu Alicji.
Przyszła do naszego domu. Stanęła w przedpokoju, jak u siebie, i rzuciła:
— Skoro niedługo będziecie mieć swoje dziecko, może zrobisz ostatnią dobrą rzecz? Podarujesz nam samochód. Nie nowy, nie jestem aż taka bezczelna. Po prostu żeby wozić dzieci…
Rafał bez słowa podał jej notatnik.
— Tu jest kwota. Za wszystko, co wyciągnęłaś. Oddaj. Masz pół roku. Potem — sąd.
Wyleciała za drzwi, trzasnąwszy nimi tak mocno, iż z półki spadła miotła.
Potem zaczął się szturm wiadomości. Przyjaciółki Alicji zaatakowały moje media społecznościowe. Pisały, iż zniszczyłam świętą więź wuja z siostrzeńcami. Że teraz dzieci są „porzucone, głodują, a matka w rozpaczy”.
Ale wiecie co? Nie drgnęłam.
Alicja ma dwa mieszkania. Jedno dostała po byłym mężu, drugie — od Rafała, który zrzekł się swojej części spadku na jej rzecz. Dostaje alimenty, żyje w dostatku. Po prostu przywykła, iż wszystko jej się należy. A teraz — już nie.
Będziemy mieli dziecko. I teraz mój mąż ma prawdziwą rodzinę. Bez manipulacji, bez histerii, bez teatru. I wiecie co? Mam wrażenie, iż to dopiero nasz początek…