**Dziennik**
Żona mojego brata uznała, iż to my mamy rozpieszczać jej dzieci – i tylko my.
Związałem się z Kasią prawie osiem lat temu. Kobieta dobra, pomocna, o sercu na dłoni. Tylko jedno mnie martwi – ma siostrę. Magdę. Kobietę z nieskończoną wyobraźnią i niezwykłym talentem do przekręcania każdego zdania w subtelną prośbę… o drogi prezent.
Nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa brzmiały zawsze jak niewinne przemyślenia:
— Dzieci tak marzą o tym nowym filmie, ale bilety teraz kosztują fortunę – mówiła z westchnieniem. I mój Piotrek, zaledwie to usłyszał, już kupował bilety, sam zabierał siostrzeńców do kina, a do tego fundował zestawy z popcornem i colą.
— Taka piękna pogoda – ciągnęła Magda – a wy ciągle w domu. Do wesołego miasteczka by się wybrać! I zgadnijcie, kto jechał z jej dziećmi na karuzele? Oczywiście my. I oczywiście – za nasze pieniądze.
Ja nie łapię aluzji. I nie chcę. Wolę szczerość. jeżeli coś ci potrzeba – powiedz. Poproś. Wytłumacz. A nie owijaj w bawełnę, udając, iż sama niczego nie chciałaś.
Ale Piotrek zawsze od razu reagował na jej „podpowiedzi”. Uwielbiał siostrzeńców, do szaleństwa. Tyle iż sposób, w jaki ich rozpieszczał, był już przesadą. Rowery, elektronika, wyjścia – to stało się normą. Magda tylko mrugnie, a mąż już był w gotowości.
Ostatnio był imieninowy dzień Kuby – syna Magdy. Wcześniej podarowaliśmy mu świetny rower, który nas słono kosztował. Byłem pewien, iż to wystarczy. Ale jak się okazało, dla Magdy „dwóch kółek” to drobiazg. W jej oczach dziecko koniecznie musiało jechać do Włoch. I to nie samo – oczywiście z nią. Przecież taki maluch nie może sam!
W języku Magdy brzmiało to tak:
— Kuba tak marzy o Wenecji. Aż mu oczy błyszczą…
Piotrek wtedy przywiózł siostrzeńcowi zamiast wycieczki – tort i zestaw poduszek z inicjałami. Tego dnia byłem w pracy, a mąż pojechał sam. I to, jak się domyślacie, był zimny prysznic dla siostry.
Magda się nie poddała. Jej żądania rosły z roku na rok. Piotrkowi niby to nie przeszkadzało. Nie mieliśmy swoich dzieci, więc oddawał się siostrzeńcom bez reszty. Może właśnie dlatego, iż nie miał gdzie wyładować ojcowskiej energii.
Aż w końcu – długo wyczekiwana wiadomość: Kasia jest w ciąży. Powiedziałem żonie – płakał z radości, całował jej brzuch, nie mógł uwierzyć. Marzył o tym latami. A potem przyszła Magda…
Znowu – z prośbą. Tym razem o wyjazd do Wiednia na majówkę. I oczywiście z dziećmi. Mąż odmówił, po raz pierwszy. Powiedział, iż niedługo zostanie ojcem i teraz wszystko idzie na rodzinę. Wtedy siostra wybuchła.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie. Krzyczała. Oskarżała.
— Jak śmiesz?! To wszystko twoja robota, żeby odebrać moim dzieciom jedynego mężczyznę, który się o nich troszczył!
Milcząco odłożyłem słuchawkę.
Potem – nowa scena. Siostrzeńcy zaczaili się przy biurze Piotrka. Podali mu własnoręcznie zrobione kartki.
„Wujku, prosimy, nie zostawiaj nas…”
„Po co ci własne dzieci, skoro już nas masz?…”
Ktoś wyraźnie pomagał im układać tekst. I ten „ktoś” był oczywisty.
Piotrek wrócił do domu, usiadł na kanapie, spojrzał na kartki… i coś w nim pękło.
— Jestem po prostu idiotą – powiedział. – Ile lat to znosiłem? Te „zepsute pralki”, „brakuje na buty”, „tata uciekł – wujku, pomóż”. Ona cały czas używała dzieci, żeby mną manipulować. A ja dawałem się nabrać. Głupiec.
Nagle wyciągnął notatnik. Zaczął spisywać wszystko, co przypomniał: rowery, telefony, kolonie, wyjazdy, sprzęt, buty, bilety do teatru. Suma – pokaźna.
A potem – finał. Finał w stylu Magdy.
Przyszła do naszego domu. Stanęła w przedpokoju jak właścicielka i rzuciła:
— Skoro niedługo będziecie mieć swoje dziecko, może zrobisz ostatni dobry uczynek? Dasz nam samochód. Nie nowy, nie jestem bezczelna. Taki, żeby dzieci wozić…
Piotrek bez słowa podał jej notatnik.
— Tu jest kwota. Za wszystko, co wyciągnęłaś. Oddaj. Masz pół roku. Potem – sąd.
Wyleciała za drzwi, trzasnęła nimi tak, iż z półki spadła miotła.
Potem zaczęła się lawina wiadomości. Koleżanki Magdy zaatakowały moje social media. Pisały, iż zniszczyłem świętą więź wujka z siostrzeńcami. Że teraz dzieci są „porzucone, głodują, a matka w rozpaczy”.
Ale wiecie co? Nie drgnąłem.
Magda ma dwa mieszkania. Jedno dostała po byłym mężu, drugie – Piotrek, rezygnując ze swojego udziału w spadku. Dostaje alimenty, żyje dostatkowo. Po prostu przywykła, iż wszystko jej się należy. A teraz – przestało się należeć.
Będziemy mieć dziecko. I teraz mój mąż ma prawdziwą rodzinę. Bez manipulacji, bez histerii, bez teatru. I wiecie co? Chyba dopiero zaczynamy…