Nazywam się Kinga. Stoję teraz przed strasznym wyborem: ryzykuję kłótnię albo z ukochaną siostrą, albo z mężem. Serce mi pęka, a rozum nie podpowiada rozwiązania.
Moja starsza siostra, Agnieszka, zawsze traktowała mnie dziwnie. Była ode mnie trzy lata starsza i od dziecka zazdrościła mi uwagi rodziców. Uważała, iż kupują mi więcej lalek, słodyczy i ubrań. Choć w rzeczywistości mama i tata kochali nas tak samo. Tyle iż ja cieszyłam się z drobiazgów, a ona traktowała je jak coś oczywistego.
Pamiętam, jak zabierała mi zabawki tylko po to, żebym się rozpłakała, a nie żeby się nimi bawić. Z wiekiem nic się nie zmieniło.
Kiedy poznałam Jakuba — mojego przyszłego męża — Agnieszka stała się jeszcze chłodniejsza. Za moimi plecami szeptała rodzicom, iż ten związek nie przetrwa. Miałam wtedy 22 lata, Jakub 24. A Agnieszka 25 i ani śladu związku.
Po ślubie zamieszkaliśmy u jego mamy. Ale teściowa gwałtownie wyszła za mąż za cudzoziemca i wyjechała za granicę, zostawiając nam w spadku dwupokojowe mieszkanie w Łodzi.
Kilka lat później zmarł dziadek Jakuba i zapisał mu kolejne mieszkanie, w innej dzielnicy miasta. Tak nagle mieliśmy dwa lokum.
Postanowiliśmy jedno wynajmować, a zarobione pieniądze odkładać na studia naszego syna, Bartosza. Ma teraz 12 lat, a czas leci nieubłaganie.
Tymczasem Agnieszka, jakby w wyścigu ze mną, gwałtownie wyszła za mąż za pierwszego lepszego — Michała. Człowieka leniwego, bez ambicji, który ledwo wiąże koniec z końcem. Mimo to siostra urodziła mu troje dzieci. Mieszkali we czworo w maleńkim mieszkaniu kupionym dzięki państwa i skromne oszczędności rodziców.
Zawsze było mi żal siostrzeńców — niedożywieni, brudno ubrani, ciągle chorzy. Rodzice pomagali Agnieszce finansowo, ale ich możliwości były ograniczone — emerytury nie są wysokie.
Długo ukrywaliśmy przed Agnieszką, iż wynajmujemy mieszkanie. Prawie półtora roku udawało nam się zachować tajemnicę. Ale w końcu się dowiedziała.
I pewnego dnia stanęła w drzwiach z ultimatum:
— Kinga, no przecież rozumiesz! — mówiła ze łzami w oczach. — Wynajmujecie mieszkanie, a my się tu dusimy! Obok was jest świetna szkoła artystyczna, Kasia marzy o tańcu, a Tomek chce grać na pianinie! Pomóż nam! Wpuść nas na jakiś czas, a jak Michał znajdzie pracę, będziemy wam płacić. Przecież jesteśmy rodziną!
Patrzyłam na nią, czując dziwną mieszankę litości i strachu. Litości wobec dzieci — i strachu o naszą przyszłość.
Opowiedziałam wszystko Jakubowi.
— Nie! — odparł stanowczo. — Tylko po moim trupie! Ta zgraja zniszczy mieszkanie, a pieniędzy nie zobaczymy! Ich Michał coś znajdzie? On w życiu nie przepracował uczciwie tygodnia! A twoja siostra jeszcze urodzi czwartego, żeby nie iść do roboty!
Próbowałam przekonać męża, iż to tymczasowe, iż im ciężko.
— Samo w to wierzysz? — prychnął z goryczą. — Dadzą im palec, a oni oderwą całą rękę. Nie! Już szukam nowych lokatorów!
Następnego dnia Agnieszka zadzwoniła:
— Już prawie spakowani! Zostało parę pudeł — i wprowadzamy się! Czekaj na nas!
Siedziałam z telefonem w dłoni, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie zdradziłam, iż pakują się na darmo. Nie powiedziałam, iż ich nie wpuścimy.
Boję się zasmucić mamę — ma chore serce. Każdy silniejszy stres może ją zabić.
Boję się stracić siostrę na zawsze — a jednocześnie boję się zniszczyć związek z Jakubem.
Stoję przed wyborem, który mnie łamie.
Serce każe pomóc rodzinie. Ale rozum i wspomnienia ukazują prawdę: Agnieszka zawsze brała, nigdy nie oddała.
A Jakub? Był przy mnie zawsze: wspierał, podnosił, budował ze mną życie. I teraz prosi tylko o jedno — bym chroniła nasz trud, naszą rodzinę.
I wiem, iż choć boli, muszę powiedzieć „nie”.
Muszę znaleźć siłę, by odmówić siostrze. Niech się złości. Niech nienawidzi. Wybieram męża, syna, nasz dom.
Ale jakże to boli. Jakże gorzko zrozumieć, iż rodzina może postawić cię przed takim wyborem…
Czasem miłość wymaga trudnych decyzji, by chronić tych, którzy naprawdę na nas liczą.