Siostra chce się wprowadzić, a mąż stanowczo się sprzeciwia: jestem między młotem a kowadłem

polregion.pl 3 dni temu

Moja siostra chce się wprowadzić do naszego mieszkania, a mąż stanowczo się sprzeciwia: jestem między młotem a kowadłem

Nazywam się Zofia. Stoję przed okropnym wyborem: ryzykuję kłótnię albo z rodzoną siostrą, albo z ukochanym mężem. Serce mi pęka, a rozum nie podpowiada adekwatnego rozwiązania.

Moja starsza siostra, Kinga, zawsze traktowała mnie dwuznacznie. O trzy lata starsza, od dzieciństwa zazdrościła mi uwagi rodziców. Wydawało jej się, iż dostaję więcej lalek, słodyczy czy ubrań. Chociaż mama i tata kochali nas tak samo. Po prostu ja cieszyłam się z drobiazgów, a ona traktowała je jak coś oczywistego.

Pamiętam, jak Kinga zabierała mi zabawki tylko po to, by doprowadzić mnie do łez, a nie po to, by się nimi bawić. Z czasem nic się nie zmieniło.

Gdy poznałam Jacka – mojego przyszłego męża – Kinga stała się jeszcze bardziej chłodna. Za moimi plecami szeptała rodzicom, iż nasz związek nie przetrwa. Miałam wtedy 22 lata, Jacek 24, a Kinga 25 i nie miała choćby cienia związku.

Po ślubie zamieszkaliśmy u jego mamy. Ale niedługo później teściowa wyszła za mąż za cudzoziemca i wyjechała za granicę, zostawiając nam w spadku swoje dwupokojowe mieszkanie w Krakowie.

Kilka lat później zmarł dziadek Jacka i zapisał mu swoje dwupokojowe mieszkanie w innej części miasta. Tak nagle mieliśmy do dyspozycji dwa lokum.

Postanowiliśmy wynajmować jedno, a pieniądze odkładać na edukację naszego syna, Kamila. Ma teraz 12 lat, a czas leci nieubłaganie.

Tymczasem Kinga, jakby chciała mnie dogonić, niedługo po moim ślubie wyszła za mąż w pośpiechu za pierwszego lepszego – za Marka. Człowieka leniwego, nieodpowiedzialnego, który ledwo wiąże koniec z końcem. Mimo to siostra urodziła mu troje dzieci. Mieszkają we czwórkę w maleńkiej kawalerce, kupionej za pomoc z funduszu mieszkaniowego i skromnego wsparcia rodziców.

Zawsze było mi żal siostrzeńców – biednie ubrani, głodni, wiecznie chorzy. Rodzice starali się pomagać Kindze finansowo, ale ich możliwości są ograniczone – emerytury nie są przecież wysokie.

Długo ukrywaliśmy przed siostrą, iż wynajmujemy mieszkanie. Prawie półtora roku udawało nam się to trzymać w tajemnicy. Ale w końcu Kinga się dowiedziała.

I pewnego dnia przyszła do mnie z konkretnym żądaniem:

— Zosia, no przecież rozumiesz! — prawie płakała. — Wy wynajmujecie mieszkanie, a my tu żyjemy jak śledzie w puszce! Obok waszej kamienicy jest świetna szkoła artystyczna, nasza Ola marzy o tańcu, a Staś chce uczyć się grać! No pomóż! Wpuśćcie nas na trochę za darmo, a jak Marek znajdzie pracę, ja też wyjdę – i będziemy wam coś płacić. Przecież jesteśmy rodziną!

Patrząc na nią, czułam dziwną mieszankę litości i strachu. Litości wobec dzieci – i strachu o naszą przyszłość.

Opowiedziałam o wszystkim Jackowi.

— Nie! — odparł stanowczo. — Tylko po moim trupie! Ta banda rozwali mieszkanie w drobny mak, a grosza nie zobaczymy! Ich Marek coś znajdzie? Przecież nigdy w życiu uczciwie nie pracował! A twoja siostra jeszcze czwartego urodzi, żeby tylko nie iść do roboty!

Próbowałam go przekonać, iż to tylko tymczasowo, iż po prostu teraz mają ciężko.

— Ty sama w to wierzysz? — zaśmMusiałam w końcu powiedzieć Kingzie „nie”, a teraz czuję się, jakbym zdradziła zarówno ją, jak i siebie samą.

Idź do oryginalnego materiału