Silna kobieta po polsku.

lookbyagnezja.pl 3 lat temu

Silna kobieta, siła kobiet, kobieta jest siłą… te i podobne hasła są ostatnimi czasy często słyszane, czytane… Czy jednak zastanawiamy się co to na codzień oznacza, dla zwykłej Polki, która akurat nie jest na marszu, nie protestuje, nie walczy o ideały, co najwyżej o dzień następny?

Kiedy dorośli mówią: dziewczynce bądź dzielna, bądź silna, najczęściej wtedy oczekuje się od niej czegoś ponad jej siły, czegoś co w tej chwili łagodnie nazywa się wyjściem ze strefy komfortu.

No, ale w dzieciństwie przekazuje się dziewczynkom, choć nie tylko wiele podobnych „zasad”. Bo byłoby fajnie gdyby były silne, ale i delikatne, mądre, ale jak trzeba głupiutkie, by umiały dbać i walczyć o bliskich, ale czy o siebie?, by były grzeczne, miłe, nie wychodzące poza … no właśnie: poza co? społeczny schemat, normy, mężowskie a wcześniej rodzicielskie przyzwolenie? Przecież żyjemy w kraju patriarchalnym, w którym pozwala się na wiele „babskich fanaberii”.

Ale jest XXI wiek, do diabła! I do diablicy też! Podobno mamy wszystko porobione i równouprawnienie też mamy (w słowniku na pewno). Dlaczego więc prze lata całe mama nie pozwalała Edycie kupić glanów? No bo „kto to widział, żeby dziewczyna chodziła w takich buciorach?!” – fakt to było dawno.

O Edycie zwykli mówić jej znajomi, iż jest silna i odważna. Pierwszy raz poczuła dwuznaczność tego określenia w stosunku do siebie, kiedy wyjechała za pierwszym razem za granicę. To była służbowa podróż do Rzymu, za którą zapłacił duński oddział korporacji, dla której pracowała.

W warszawie na lotnisku, gdzie Edyta spotkała się z przedstawicielem z centrali firmy, od którego dostała bilety i wytyczne gdzie i na którą dojechać dowiedziała się, iż jedzie sama z Polski.

„Ooo God, gdybym wcześniej wiedziała, nie zdecydowałabym się. W życiu!” – pomyślała wtedy z przerażeniem. No, ale bilety w łapie, co robić?

Jechać, no przecież uczę się tego angielskiego już trzecie rok, to chyba dam radę... – uspokajała się sama w głowie. – Ludzie latają, to i ja sobie chyba poradzę… – a za chwilę – ja pier***ę, po co mi to było?! Mogłam siedzieć cicho, nie wyrywać się po temu angielsku i miałabym święty spokój.

No ale poleciała. Trasa miała wyglądać prosto: w Rzymie na lotnisku miała w tym samym czasie przylecieć grupa z Anglii i razem busem mieli pojechać do miejsca spotkania, do podrzymskiej miejscowości Bagni di Tivoli.

Po wylądowaniu w Rzymie, po cudownym locie, w czasie którego choćby poczęstunek Edyta dostała, kiedy już wiedziała, iż to będzie jej ulubiona forma transportu, odebrała bagaż, przeszukała wzrokiem tablice przylotów, ale nie znalazła lotu z Wielkiej Brytanii. Dora tam.. pomyślała zadowolona i przeszukała wzrokiem oczekujących w poczekalni, ale tam też nikt nie wyglądał jakby na nią czekał. Wyszła na zewnątrz… ani śladu busa z logo firmy (no bo jakie niby inne logo miałby mieć bus), ani bez logo. Zatem wróciła do środka i od nowa wypatruje wśród niewielu już ludzi … grupy, albo kogoś z przeklętym logo firmy…

W końcu postanowiła zadzwonić do centrali w Warszawie, może jeszcze tam ktoś będzie w biurze, bo już było przed piątą po południu. Zadzwoniła z budki na kartę, bo to był rok 2000 i telefony komórkowe nie były rzeczą powszechnie przez ludzi posiadaną. Jejciu… jaka ulga, jeszcze Marek był w biurze, bo musiał jakieś rzeczy dokończyć… Powiedziała mu o wszystkim, a on poprosił o chwilę, w której zadzwonił do Vigdis kierowniczki tego spotkania do Włoch, by zorientować się w sytuacji.

Po około kwadransie kiedy Edyta zadzwoniła ponownie do Marka, a on przekazał jej zmiany jakie miały miejsce. Otóż okazało się, iż grupa angielska przyleciała około 2 godz. wcześniej i już jest na miejscu. A na Edytę czeka na lotnisku taksówkarz z kartką z jej nazwiskiem. Doprecyzowali nazwę hotelu, bo nazwy ulicy nie było. Ale Marek zapewnił Edytę, iż taksówkarz znajdzie go na pewno, bo miejscowość jest mała, a hotel nowy, chyba tydzień temu oddany. Na pewno jedyny w tej miejscowości.

Super! – pomyślała Edyta, ale nie było czasu w zbyt długie omawianie wątpliwości, bo impulsy z karty leciały jak szalone w rozmowie międzynarodowej, więc Edyta uspokojona nowymi wiadomościami poszła ponownie poszukać – tym razem taksówkarza – z jej nazwiskiem. Niestety wśród czekających w hali przylotów nie było nikogo z jej nazwiskiem. Po chwili oczekiwania/zastanowienia, czy co tam kto chce, Edyta poszła do informacji, by tam zapytać czy jest może jeszcze gdzieś druga poczekalnia, a może powinna wyjść na zewnątrz? Kobieta w informacji zaprzeczyła istnieniu innych poczekalni i powiedziała, iż jeżeli ktoś ma czekać to tylko w tej hali. No to Edyta czekała… a czas leciał…

W końcu podeszły do niej dwie dziewczyny i próbowały pomóc kalecząc angielski, czytając z rozmówek, po czym okazało się, iż były to Polki. Dwie nastoletnie wolontariuszki, z chrześcijańskiej organizacji, będące na lotnisku by pomagać zwłaszcza polskim pielgrzymom dotrzeć do Watykanu czy w jakieś inne miejsce spotkania chrześcijańskiej młodzieży z JPII. One przy pomocy jakiegoś Włocha, swojego koordynatora kupiły Edycie bilet na kolej podmiejską i wytłumaczyły, na który peron na pobliskim dworcu powinna się udać, chyba i po dwóch przystankach przesiąść się do innego pociągu podmiejskiego, który zawiezie ją do Bagni di Tivoli. Dobrze chociaż, iż bilet był ten sam.

Po tym jak Edyta wysiadła na stacji przesiadkowej, starając się zachować spokój znalazła odpowiedni peron. Była na nim tylko ona i jeszcze inna ciemnoskóra dziewczyna. Spoko, poczeka chwilę i wsiądzie do pociągu dojedzie na miejsce i ten koszmar się skończy. Ale pociąg nie nadjeżdżał, za to z głośników mówili coś po włosku, chyba właśnie o tym pociągu… Tylko czy się spóźni, czy będzie na innym peronie?

  • Dżizas, ku**a! – pomyślała Edyta – nie dojadę tam i nie wrócę do domu, bo nie mam tyle kasy, by kupić nagły i nieoczekiwany bilet do domu! Jak ja mam dość! Pier***one Włochy i ich język!

Ale pomyślała, iż zapyta tamtej Mulatki, może ona mówi po włosku i rozumie ten język z głośnika, a na pewno mówi po angielsku, to jej przetłumaczy. Mulatka jednak po angielsku mówiła w jakimś narzeczu, a w każdym razie w taki sposób, iż nijak Edyta nie mogła jej zrozumieć. A przy tym jeszcze robiła miny jakby była obruszona, iż Edyta nie łapie tego jej narzecza.

Suma summarum, pociąg po prostu się spóźnił. Po tych kilku albo i kilkunastu przystankach, kiedy Edyta wysiadła w miasteczku Bagni di Tivoli – tak przynajmniej było napisane na tablicy, podświetlanej zdychającą żarówką, zawieszoną pod odrapanym dachem. I co dalej? Tych kilku ludzi, którzy też wysiedli, nie było już praktycznie widać. Ciemno na dworze, stoi obok jakiś mężczyzna… Edyta więc zagaja literacką angielszczyzną:

  • Do you speak English?
  • Noo… – odpowiedział Włoch, przecząco kiwając głową.

Nie mając wyjścia, Edyta pokazała mu kartkę ze swoim zaproszeniem, gdzie napisana była nazwa hotelu. To jednak temu mężczyźnie chyba nie pomogło, bo mimika i gesty mówiły, iż on tego nie zna, nie słyszał, ale… nie oddawał kartki, tylko pokazywał w ciemność, z której po chwili wyłonił się przystojny młodzieniec. I ten zapytany przez, jak się okazało ojca, próbował pojedynczymi słowami po angielsku wyjaśnić Edycie jak dojść do hotelu. Ale iż nie była to łatwa rozmowa, to w końcu po porozumieniu z ojcem w języku Italian, zaproponował, iż podwiozą Edytę jak chce, bo to nie daleko. Edyta przez kilka sekund myślała nad tą propozycją… ale jaka różnica czy (jeśli ktoś ma jej coś złego zrobić) stanie się to w aucie, czy jak będzie tachać walizkę po nocy w obcym kraju, po ciemku, w miasteczku o którym nikt w Polsce nie słyszał. W dupie z tym…

Panowie podwieźli ją na miejsce włoskim maleństwem (chyba fiatem 500). Zatem w hotelu była po 21-ej. Koleżanki z korpo przyjęły ją bardzo ciepło, a koordynatorka spotkania długo trzymała w uścisku. A przez następne dni spotkania gratulacjom i słowom uznania, jaka to Edyta jest silna i dzielna, nie było końca. Choć Edyta dziękowała za komplementy, to wiedziała, iż nie było opcji na reakcję po angielsku (bo Dorothy powiedziała, iż ona by się rozpłakała ze stresu i wróciła do kraju), bo po prostu nie miała tyle kasy na koncie. Ot, silna kobieta po polsku.

Inna sytuacja, która pokazała Edycie co to znaczy być silną po polsku, to taka z synkiem. Ponieważ przez długie lata wychowywała synka sama, wszystko więc robiła sama, często była dla niego i mamą i tatą, to dziecko było przyzwyczajone, iż mama wszystko potrafi.

Pewnego lata wracała z dzieckiem z wakacji nad morzem. Pociąg jak to pociąg, nie dość iż planowana podróż jest długa, to jak zwykle przyjechał z opóźnieniem. A to oznaczało, iż nie zdążyli na ostatni autobus komunikacji miejskiej, który dowiózłby ich do domu. No to Edyta wzięła taksówkę.

Pan taksówkarz wysiadł, by zapakować bagaż do bagażnika. A iż był bardzo wysokim i bardzo chudym mężczyzną, to synek Edyty ujrzawszy go jak bierze się za ich plecak ze stelażem, krzyknął:

  • Nieee! Niech pan tego nie rusza. Nie udźwignie pan. Mama to weźmie.

Oczywiście pan wziął bagaż. Oboje się uśmiali, ale Edyta coś zrozumiała… i postanowiła wprowadzić niezbędne zmiany w sposobie wychowania syna i objaśniania mu świata.

Wystarczy, iż w pracy jest wykorzystywana, myślała sobie wtedy. I powzięła też w głowie postanowienie, iż nie da sobie już nic więcej na grzbiet dołożyć, wraz ze złotym zdaniem przełożonego: „świetnie to zrobiłaś. Na ciebie zawsze można liczyć, nie tak jak na niektórych (w domyśle wiadomo na których, którzy aktualnie olali sprawę, albo ich fałsz wyszedł na jaw, albo zaliczyli bumelę…). I po tym następowało zwykle dokładanie Edycie zadania tamtego niesolidnego współpracownika, z którego nota bene się wywiązywała. Ale za tym wcale nie szedł ani awans, ani podwyżka płacy… Nic. W kwestii awansu – kiedyś przełożony poprosił Edytę o rozmowę, bo jego zastępca odszedł z firmy i trzeba było ten wakat zapełnić kompetentną osobą. I jakież było Edyty zdziwienie, kiedy usłyszała pytanie:

  • jak myślisz Edyta, kogo z zespołu typowałabyś na to stanowisko? Bo ja myślę o Bożenie i o Kamilu. Ale Bożena jest straszną intrygantką i nie mam do niej zaufania, a Kamil… w zasadzie ok., ale za krótko pracuje. No bo kto jeszcze? Kinga? Ona jest rzutka, ale jakąś taką ma … taktykę pod siebie i chyba jest leniwa?… Co myślisz?

Jeśli szef chciał przeprowadzić monolog do żywego człowieka zamiast do lustra, to mu się udało. Edyta z zaszokowania bąknęła coś na kształt: – no tak.., tak. mmhm.

A awans dostała ta potakiwaczka, ta biurowa ciamajda Daria. No bo ona biedna taka pracowita przecież i się stara. Może zdolna nie jest ale się stara – zajebista motywacja, myślała o sprawie Edyta będąc długo zszokowana, iż użyto jej jak lustra.

I to tyle na temat awansu. A całą sytuację skwitował kolega z pokoju obok: „no wiesz, tak cię traktują jak pozwalasz.” I to był tenże „gwóźdź do korpotrumny” Edyty. Bo oto ta pracowita, spokojna kobieta, potrafiła powiedzieć: „nie bawią mnie tego typu żarty” – na niewybredny tekst przełożonego o „tych co biorą kredyty”, bądź: „skoro nie masz mi nic konstruktywnego do powiedzenia, to nic do mnie nie mów, jesteśmy w pracy”, czy: „chętnie to zrobię, ale jutro, bo dziś skończyłam pracę. I jak rozumiem kasa za ten projekt też pójdzie na moje konto?”

Och, jakież zdziwienie wywołuje taka prosta asertywność. Okazało się, iż w oczach zwierzchnika Edyta stała się pyskata i nieżyczliw, a nie silna i asertywna.

Ale oni w korpo jeszcze nie wiedzą co to tak naprawdę znaczy silna kobieta w wykonaniu Edyty. Skończyło się jeżdżenie na burym ośle.

Siła człowieka jest jego ważnym atutem, a nie tanim czynnikiem roboczym. Mówimy o sile nie tylko fizycznej. Bo bycie silną osobą, nie musi być równoważne z siłą fizyczną, z pokornym znoszeniem upokorzeń, czy też z noszeniem ciężaru/nadmiaru zadań, z pracą ponad siły, z wykonywaniem cudzych obowiązków. Bycie silną osobą to atut osób znaczących, ludzi którzy wnoszą COŚ do otaczającego je świata swoją osobowością, swoim postępowaniem, swoim bytem.

Takim typem silnej kobiety jest Edyta, tylko tak trudno w tym chorym świecie jest jej to zauważać na codzień. Z taką siłą jest jej do twarzy. Taka siła jest piękna.

motocykl – Harley Davidson.

Bluza cUUrcle – MUUkreacje, spodnie – Metalroute,

Zdjęcia – by M.

Idź do oryginalnego materiału