W sierocińcu na obrzeżach Krakowa wychowała się dziewczyna o imieniu Kinga. Dostała pracę jako kelnerka w eleganckiej restauracji w centrum miasta. Pewnego dnia, gdy niechcący wylała zupę na zamożnego klienta, jej życie wywróciło się do góry nogami.
Kinga, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?! krzyknął Marek, wymachując chochlą. Zupa na podłodze, gość oblany, a ty stoisz jak słup soli!
Kinga spojrzała na ciemną plamę na drogim garniturze mężczyzny i poczuła, jak ściska ją w żołądku. To był koniec jej pracy. Sześć miesięcy wysiłku wszystko na nic. Teraz ten bogacz zrobi awanturę, zażąda odszkodowania, a ją wyrzucą bez odprawy.
Przepraszam Natychmiast to posprzątam, wyjąkała, sięgając po serwetki ze stołu.
Mężczyzna uniósł dłoń, by ją powstrzymać:
Czekaj. To moja wina. gwałtownie się odwróciłem i rozproszył mnie telefon.
Kinga zastygła. Przez dwa lata pracy kelnerki słyszała już wszystko, ale żeby klient przepraszał ją to zdarzyło się po raz pierwszy.
Nie, to moja nieuwaga mamrotała.
Nie martw się. Garnitur można wyczyścić. Ale czy się nie oparzyłaś?
Pokręciła głową, wciąż nie wierząc w to, co się działo. Mężczyzna miał około czterdziestu pięciu lat, siwiejące włosy i okulary. Mówił spokojnie, bez tej sztucznej uprzejmości, jaką zwykle udawali zamożni klienci.
W takim razie pozwól, iż się przebiorę, a ty przyniesiesz nową zupę. Tym razem ostrożnie, uśmiechnął się lekko.
Z nikąd pojawił się Igor, kierownik sali.
Panie Kowalski, przepraszam za incydent! Na pewno zwrócimy koszty czyszczenia garnituru
Igorze, nie ma potrzeby. Wszystko w porządku.
Kinga przyniosła nową porcję zupy, jej dłonie wciąż drżały. Kowalski jadł powoli, od czasu do czasu spoglądając na nią zamyślony.
Jak masz na imię?
Kinga.
Od dawna tu pracujesz?
Sześć miesięcy.
Podoba ci się?
Wzruszyła ramionami. Co miała powiedzieć? Praca to praca. Pensja przyzwoita, a z zespołem bywa różnie.
A gdzie pracowałaś wcześniej?
Pytanie było proste, ale Kinga zesztywniała. Bogaci mężczyźni nie pytają ot tak o przeszłość kelnerki.
W innej kawiarni, odpowiedziała krótko.
Kowalski skinął głową i nie dopytywał. Zapłacił, zostawił hojny napiwek i wyszedł.
Miałaś szczęście, mruknął Marek. Gdybym w młodości miał takiego klienta, dawno bym już był na emeryturze.
Tydzień później Kowalski wrócił do restauracji. Zajął ten sam stolik i poprosił, by obsługiwała go Kinga.
Jak leci? zapytał, gdy podała mu menu.
Dobrze.
Gdzie mieszkasz?
Wynajmuję pokój.
Sama?
Kinga odłożyła menu nieco ostro.
I co z tego?
Kowalski uniósł ręce w geście przeprosin:
Wybacz, nie chciałem być wścibski. Po prostu przypominasz mi kogoś.
Kogo?
Moją siostrę. W twoim wieku też była niezależna.
Kinga poczuła dziwny ucisk w piersi. Była czyli już jej nie ma.
Pracuje gdzieś?
Nie, Kowalski zawahał się. Odeszła dawno temu.
Ich rozmowę przerwał inny gość, prosząc o rachunek. Gdy Kinga wróciła, Kowalski kończył sałatkę.
Mogę tu często przychodzić? zapytał. Podoba mi się tutaj.
Oczywiście, to miejsce publiczne.
A jeżeli poproszę, żeby zawsze obsługiwała mnie ty?
Kinga wzruszyła ramionami. Klient ma zawsze rację, zwłaszcza gdy dobrze płaci.
Kowalski zaczął przychodzić dwa razy w tygodniu. Zamawiał to samo: zupę, sałatkę, danie główne. Jadł powoli, czasem cicho rozmawiał przez telefon. Idealny gość.
Stopniowo zaczął opowiadać o sobie. Ma sieć sklepów z narzędziami, mieszka z żoną w domu pod miastem. Nie mają dzieci.
Skąd jesteś? spytał pewnego razu.
Z miasta, odpowiedziała wymijająco.
Żyją twoi rodzice?
Nie.
Dawno odeszli?
Nie pamiętam ich. Wychowałam się w sierocińcu.
Kowalski zastygł, łyżka zawisła nad talerzem.
W którym?
Czternastym przy ulicy Ogrodowej.
Rozumiem. Ile masz lat?
Dwadzieścia dwa.
Kiedy opuściłaś sierociniec?
W wieku osiemnastu lat. Najpierw dano mi miejsce w akademiku, potem wynajmowałam sama.
Kowalski przestał jeść. Patrzył na nią dziwnie, jakby dopiero teraz ją zauważył.
Coś nie tak? spytała Kinga.
Nie, wszystko w porządku. Tylko moja siostra też wychowała się w sierocińcu.
Biedactwo.
Tak. Miałem wtedy dwadzieścia lat, studiowałem. Nie mogłem jej wziąć do siebie mieszkałem w akademiku, ledwo wiążąc koniec z końcem.
A potem?
Potem było już za późno.
W jego głosie brzmiał taki ból, iż Kinga nie dopytywała. Nie jej było mieszać w cudze wspomnienia.
W następnym tygodniu Kowalski przyniósł jej prezent małe, eleganckie pudełeczko.
Co to?
Otwórz.
W środku były złote kolczyki proste, ale gustowne.
Nie mogę tego przyjąć.
Czemu?
Bo ledwo się znamy.
Kinga, to tylko gest. Bez żadnych zobowiązań.
Za co?
Zawahał się na chwilę.
Masz jakieś plany na przyszłość?
Jakie plany? Pracuję i oszczędzam na mieszkanie.
Chciałabyś zmienić pracę?
Na jaką?
W jednym z moich sklepów jest wolne stanowisko kierownika. Pensja trzy razy wyższa niż tutaj.
Kinga odsunęła się od stołu.
I co musiałabym za to zrobić?
Pracować. Przyjmować towar, nadzorować sprzedawców, robić raporty. Wszystkiego się nauczysz.
Dlaczego ja?
Bo jesteś odpowiedzialna. Przez pół roku ani jednej skargi, zawsze uprzejma dla gości. I bo chcę ci pomóc.
Dlaczego?
Kowalski zdjął okulary, przetarł je serwetką.
Moja siostra trafiła do sierocińca w wieku dwunastu lat rodzice zginęli w pożarze. Byłem na trzecim roku studiów. Myślałem, iż jakoś wytrzymam dwa lata, skończę studia, znajdę dobrą pracę i zabiorę ją do siebie.
Co się stało?
Zmarła na zapalenie płuc, rok przed moim dyplomem