Sielankowy symbol pęka pod naporem turystów. Turyści paraliżują miasteczko

gazeta.pl 3 godzin temu
Bibury w Anglii zyskało światowy rozgłos po wyróżnieniu w programie turystycznym ONZ. Urok kamiennych domów i zielonego krajobrazu przyciąga tłumy, także autokarowe wycieczki. Mieszkańcy coraz częściej mówią o przeciążonych ulicach i spokoju, który znika.
Wyróżnienia turystyczne potrafią wynieść małą miejscowość na szczyt popularności szybciej, niż da się rozbudować parkingi, chodniki i dojazdy. Gdy nagradzane są krajobraz, tradycje i dbałość o zrównoważoną turystykę, rośnie też zainteresowanie osób szukających miejsc "jak z pocztówki". Bibury w regionie Cotswolds stało się przykładem takiej zmiany, bo rozgłos przyniósł nie tylko dumę, ale także nowe kłopoty organizacyjne.


REKLAMA


Zobacz wideo ANGLIA W OGNIU. WYBUCH ANTYMIGRANCKIEJ PRZEMOCY


Wyróżnienie ONZ zwróciło uwagę na Bibury. Wioska stała się symbolem sielankowej Anglii
Bibury to niewielka miejscowość w regionie Cotswolds, znana z kamiennej zabudowy i spokojnego, wiejskiego krajobrazu. Program ONZ docenił miejsce za zachowanie wartości kulturowych i przyrodniczych oraz podejście do turystyki, które ma być odpowiedzialne. W praktyce oznacza to podkreślanie lokalnego charakteru i ochronę tego, co przyciąga gości.
Jednym z najbardziej rozpoznawalnych punktów Bibury jest Arlington Row, czyli rząd zabytkowych domów, który często pojawia się na zdjęciach i w materiałach podróżniczych. Wioska stała się celem krótkich wizyt, bo łatwo tu dojechać z innych popularnych miejsc w Anglii. Taki model zwiedzania zwiększa liczbę osób w centrum, choćby gdy pobyt trwa tylko chwilę.
Wąskie drogi nie są przygotowane na tłumy. Największy ciężar tworzą autokary i korki
Rosnąca liczba odwiedzających gwałtownie ujawniła ograniczenia infrastruktury typowe dla małych wiosek. w okresie turystycznym ruch pieszy i samochodowy bywa tak duży, iż przejście przez centrum oraz dojazd do domów stają się dla mieszkańców uciążliwe. Problem potęgują autokary, które potrzebują miejsca do zatrzymania się i zawracania.


Wzmożony ruch przekłada się na hałas oraz ryzyko w miejscach, gdzie piesi i pojazdy spotykają się na bardzo wąskiej przestrzeni. Część osób przyjeżdża wyłącznie po zdjęcie, więc wioska zmienia się w tło do fotografii, zamiast w miejsce spokojnego zwiedzania. To rodzi napięcia, bo codzienność mieszkańców zaczyna być podporządkowana ruchowi turystycznemu.


Mieszkańcy i władze szukają rozwiązań. Na stole leżą ograniczenia wjazdu i lepsza organizacja
Lokalna społeczność coraz częściej rozmawia o tym, jak odzyskać kontrolę nad ruchem, nie zamykając wioski na odwiedzających. Jednym z rozważanych kierunków jest ograniczenie wjazdu dużych autobusów w newralgiczne miejsca oraz wyznaczenie bezpieczniejszych stref dla pieszych. Takie działania mają zmniejszyć zatory i poprawić bezpieczeństwo.
Wśród propozycji pojawiają się też rozwiązania, które przenoszą część obsługi turystów poza ścisłe centrum. Chodzi między innymi o parkingi w większej odległości i czytelne trasy dojścia, dzięki którym ruch byłby bardziej przewidywalny. Dobrze zaplanowana logistyka może sprawić, iż wioska zachowa swój charakter, a wizyta będzie mniej uciążliwa dla wszystkich.


Przykład Bibury pasuje do europejskiego trendu. Popularność z internetu potrafi zmienić wszystko
Bibury pokazuje szersze zjawisko dotyczące małych miejscowości w Europie, które zyskują sławę po rankingach i viralowych zdjęciach. Gdy jedno miejsce zaczyna masowo pojawiać się w wyszukiwarce i mediach społecznościowych, rośnie presja na przestrzeń, drogi i usługi, które wcześniej wystarczały mieszkańcom. Wtedy pojawia się pytanie o granice dostępności.
W takich sytuacjach coraz częściej mówi się o turystyce zrównoważonej, czyli takiej, która łączy możliwość zwiedzania z ochroną przyrody oraz codziennego życia lokalnej społeczności. Historia Bibury podpowiada, iż piękno nie broni się samo, jeżeli zabraknie zasad i planu. To właśnie od decyzji organizacyjnych zależy, czy miejsce pozostanie atrakcyjne także za kilka lat.
Idź do oryginalnego materiału