Moja młodsza siostra ma na imię Kasia. Od zawsze potrafiła przedstawiać się jako ofiara. U niej wszystko jest nie tak, wszystko trudne, wszyscy winni, tylko nie ona. Nie przywykła rozwiązywać problemów – woli czekać, aż ktoś załatwi wszystko za nią, porzucając własne sprawy i pędząc na ratunek. Delikatnie mówiąc, całe życie żyła w trybie „wszyscy mi powinni”.
Zaraz po studiach Kasia wyszła za mąż. Nie powiem, iż nie miała szczęścia – wręcz przeciwnie, trafiła jej się okazja, o której wielu marzy. Teściowa, Danuta Janiszewska, okazała się kobietą o dobrym sercu i trzeźwym umyśle. Miała kawalerkę, którą odziedziczyła po ciotce. Zamiast od razu wynajmować mieszkanie, zgodziła się, by młodzi zamieszkali tam za darmo. Sama została u siebie – w dwupokojowym mieszkaniu na obrzeżach Poznania. Wszystko po to, by młodzi mogli oszczędzić i zebrać na własne lokum. Niestety, takie gesty często spotykają się z brakiem wdzięczności.
Kasia nie grzeszyła pracowitością. Z przyjemnością spędzała dni, wylegując się na kanapie z serialami, kawą i mediami społecznościowymi. Iść do pracy po studiach? Po co, skoro można gwałtownie urodzić dziecko i iść na macierzyński? Tak też się stało – po roku woziła już wózek, a żona niebawem dostali rozwód, a jej mężczyzna zniknął z jej życia. Została sama. A kto ją przygarnął? Oczywiście teściowa.
Danuta Janiszewska znak okazała serce – pozwoliła Kasi zostać w mieszkaniu, dopóki nie stanie na nogi. W jej rozumieniu oznaczało to: znaleźć pracę, odłożyć choćby na wkład własny do kredytu, powoli iść ku samodzielności. Ale Kasia pod „żyć, dopóki nie stanę na nogi” rozumiała coś zupełnie innego: odpoczywać, dopóki mnie nie wyrzucą.
Teściowa pomagała, jak mogła: opiekowała się wnukiem, kupowała zabawki, dorzucała się do zakupów. A Kasia zamiast oszczędzać, leciała na wakacje za granicę, kupowała markowe ciuchy, wrzucała do sieci zdjęcia nowych torebek i makijaży. W dodatku mieszkanie przez cały czas zajmowała za darmo. Były mąż, nawiasem mówiąc, nie próżnował – wziął kredyt, ożenił się ponownie, ułożył sobie życie. A moja siostra najwyraźniej uznała, iż jej wolno nic nie robić – wszyscy wokół powinni.
Minęło siedem lat. Danuta Janiszewska, która od dawna jest już na emeryturze, przypomniała, iż kiedyś planowała wynajmować to mieszkanie, by mieć choć trochę dodatkowego dochodu. Grzecznie poprosiła Kasię, by pomyślała o wyprowadzce. I co myślicie? Siostra urządziła taki spektakl, iż pozarastali by się najwięksi aktorzy. Z krzykiem i płaczem wrzeszczała, iż wyrzucają ją z dzieckiem na bruk. Robiła to, oczywiście, przy dziecku i w obecności byłego męża.
Nikt jej na bruk nie wyrzucał. Nasi rodzice mieszkają na przedmieściach, w przestronnym domu, gdzie dla Kasi z dzieckiem jest osobny pokój. Ale tam nie chce. Dlaczego? Bo w rodzinnym domu trzeba czasem pomóc w domu, posprzątać po sobie, wstać wcześnie – a ona przyzwyczaiła się do wolnego życia. Więc Kasia postanowiła przerzucić troski na mnie.
Z mężem dopiero co spłaciliśmy wkład własny do kredytu, zacieliśmy remont i zaczęliśmy wynajmować to mieszkanie. Pieniądze z wynajmu pokrywają naszą ratę. Na razie mieszkamy w mieszkaniu męża. Kasia się dowiedziała i bez wahania zaproponowała, by „wprowadziła się na pół roku”. Oczywiście za darmo. I zapewniała, iż pół roku wystarczy, by wszystko poukładać.
Ale znam Kasię. To pół roku z łatwością zmieni się w osiem lat. A nasz nowy remont zniszczy w pierwszych miesiącach. Potem zacznie się obrażać, iż jestem „skąpa” i nie chcę pomóc rodzonej siostrze. Dlatego od razu odpowiedziałem stanowczo: „Nie”. I to była najlepsza decyzja. Kasia wściekła się, zaczęła rozpuszczać plotki przez telefon – narzekać przed rodziną, przedstawiać nas z mężem jako bezdusznych, nastawiać syna przeciw wszystkim.
Ale już nie daję się manipulować. Z mężem pracujemy, budujemy przyszłość. Nie odpoczywaliśmy na ciepłych morzach, nie kupowaliśmy drogich ubrań, tylko oszczędzaliśmy. Nie musimy płacić za czyjeś lenistwo i lekkomyślność.
Do dziś nie rozumiem – jak można przez siedem lat ani raz nie pomyśleć o przyszłości? Myślała, iż będzie wiecznie mieszkać w mieszkaniu teściowej? Czy czekała, aż ktoś z rodziny podrzuci jej kolejne? I najgorsze – to przekonanie, iż wszyscy jej coś powinni. choćby własny syn stał się dla niej kartą przetargową w przedstawieniu pt. „Jestem biedna, nieszczęśliwa, wyrzucają mnie”.
Jak postępować z taką siostrą? Czy warto utrzymywać kontakt, czy postawić kropkę? Mam dość bycia dla niej „dłużnym”.