Seszelska wyspa Curieuse, czyli spotkanie z żółwiami, trekking oraz błogie plażowanie

celwpodrozy.pl 5 lat temu

Mahe, Praslin oraz La Digue to oczywiście nie jedyne wyspy Seszeli, na które można się udać. Archipelag liczy aż 115, więc jest w czym wybierać. Oczywiście nie wszystkie wyspy są w pełni dostępne dla turystów, na wielu ulokowały się luksusowe resorty, a w takim przypadku trzeba dysponować już większym budżetem, inne objęte są ochroną, więc ruch oraz wstęp jest ograniczony. Jednak są i takie, na których można spędzić cały dzień w ramach wykupionej wycieczki. Taką wyspą jest niewielka Curieuse, położona jedynie 2 km na północ od wyspy Praslin, a jej powierzchnia wynosi niecałe 3 km². Wyspa wraz z otaczającymi ją wodami stanowi Morski Park Narody Curieuse, utworzony w 1979 roku. Zaraz po Sainte Anne jest drugim największym parkiem morskim Seszeli. Wyspa jest domem dla sporej populacji żółwia olbrzymiego. Wycieczkę na ową wyspę wykupimy w miejscowości Volbert, która jest idealną miejscówką, jeżeli chodzi o zakwaterowanie na Praslin. Tak naprawdę choćby specjalnie nie musimy się starać i pytać, z pewnością tzw. naganiacze wypatrzą nas z daleka. Oczywiście nie jest tak, iż cała ich grupka od razu się na nas rzuci. Ot, podczas spaceru ktoś może nas zagadnąć i zaproponować wycieczkę. Warto zapytać o cenę oraz ponegocjować, bowiem można spokojnie zbić 10-15 EUR na osobie. Cały dzień na Curieuse powinien kosztować 50 EUR + 200 rupii za wstęp do parku, koszt za jedną osobę. Cena wyjściowa w naszym przypadku zaczynała się od 65 EUR, natomiast ta sama wycieczka oferowana przez guesthouse kosztowała aż 90 EUR. Dlatego warto skorzystać z jednej z firm przy plaży. W cenę wycieczki wliczony jest transport, godzinny trekking o małym stopniu trudności, spotkanie z żółwiami, lunch w formie BBQ, odpoczynek na plażach Curieuse oraz snurkowanie przy małej wyspie St. Pierre. Więcej o pobycie na wyspie Praslin przeczytacie we wpisie: Aktualnie wyspa Curieuse jest obszarem chronionym i bardzo dobrze. Historia wyspy nie jest jednak tak różowa, przez ingerencję człowieka fauna oraz flora niezwykle ucierpiały. Ze względu na kolor ziemi nazywano ją niegdyś Czerwoną Wyspą. W 1768 r. nazwa została zmieniona przez Francuzów właśnie na Curieuse, co oznacza ciekawy, zabawny, czy też po prostu ciekawostka. Niestety ogromna populacja żółwia olbrzymiego została całkowicie zniszczona wraz z przybyciem Europejczyków. W 1771 roku, myśląc, iż ułatwi to zbieranie kokosa morskiego, żeglarze podpalili wyspę. To zabiło większość roślin, a pozostałości spalonego obszaru są przez cały czas widoczne już ponad 240 lat później. W 1833 roku wyspa została wykorzystana jako miejsce izolacji chorych na trąd, i była nim aż do 1965 roku. Owa kolonia nazywała się Anse St. Joseph, a rezydencja doktora, pochodząca z lat 70. XIX wieku do dziś stoi na wyspie, w tej chwili jest muzeum i centrum edukacji. Wyspy Curieuse oraz Praslin to jedyne miejsca na świecie, w których Coco de Mer, czyli kokos morski rośnie naturalnie. Owa palma jest prawdziwą rekordzistką, dzierży aż trzy rekordy świata, w tym najcięższe nasiona o masie 17,6 kg, największy kwiat na każdej palmie oraz największy i najcięższy owoc, dochodzący aż do 42 kg. Dziś jest gatunkiem chronionym i drzewem ozdobnym. Owoce są używane w medycynie ajurwedyjskiej i tradycyjnej medycynie chińskiej. Jest również używany jako przyprawa do gotowania w kantonie Chin. Wycieczka rozpoczyna się rano o 9:00. Sam rejs trwa krótko, bo około 20 minut. Już z oddali widać charakterystyczne granitowe skały oraz niezwykle urokliwą plażę w zatoce Baie Laraire. Co prawda ilość glonów może na pierwszy rzut oka odstraszać, niemniej bez problemu można tu plażować oraz zażywać kąpieli. Zaraz po postawieniu nogi na lądzie otrzymujemy instrukcje od naszego pana sternika, bowiem podczas pobytu na wyspie będziemy musieli radzić sobie sami. Co to oznacza? A no to, iż o godzinie 13:00 musimy stawić się na drugiej stronie wyspy, gdzie będzie serwowany lunch. Do tego momentu czas organizujemy sobie sami… można udać się na spotkanie z żółwiami, można poplażować po obu stronach wyspy oraz trzeba również przedostać się w umówione miejsce, co zajmie około godzinki. Wejście na szlak jest oznaczone, więc nie powinno być z tym problemu. My najpierw zostajemy chwilę na plaży, nie sposób bowiem nie skorzystać z jej uroków, tym bardziej, iż kolejne grupy jeszcze nie przypłynęły. Granitowe skały kuszą, by sprawdzić, co jest po ich drugiej stronie… a tam, zupełnie niespodziewanie kolejna piękna plaża. Zaraz na tyłach plaży mieszkają słynne seszelskie żółwie, których fachowa nazwa to żółwie olbrzymie. Tak naprawdę spotkać je można na całych Seszelach, z pewnością na Mahe, Praslin oraz La Digue. Żyją albo w specjalnie przygotowanych dla nich zagrodach lub też zupełnie na wolności, domagając się czasem smacznego kąska od turystów. Największa ich populacja znajduje się natomiast na atolu Aldabra, który jest ścisłym rezerwatem. Tutaj na powierzchni zaledwie 154 km² mieszka aż 152 000 tych uroczych zwierząt. Stanowią one 99% światowej populacji. Wyspy, wchodzące w skład atolu zachowały niemal dziewiczą przyrodę, niezwykle bogatą florę i faunę. Z tego względu zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety, aby się tam dostać, potrzebne jest specjalne pozwolenie, a podróż nie jest krótka, bowiem odległość, jaką trzeba pokonać to 1150 km w jedną stronę. W celu zdobycia pozwolenia należy skontaktować się z Seychelles Inlands Foundation. Jednak nic straconego, bowiem niemałą gromadkę można spotkać właśnie na wyspie Curieuse. Na wolności żyje tu około 200 przedstawicieli tego gatunku. Żółw olbrzymi, jak sama nazwa wskazuje, to jeden z największych żółwi na świecie. Rozmiarem zbliżony jest do słoniowych, które zamieszkują Galapagos. Dorosły osobnik męski osiągać może choćby 150 cm długości, samice są z reguły mniejsze, przeciętnie mierzą 90 cm długości. Średnia masa ciała samca to 250 kg, chociaż znany jest przypadek i 360 kg. Owe żółwie to również długowieczne zwierzęta, żyją średnio ponad 100 lat, zbliżając się także do 200. Uwaga, żółwie można karmić (uwielbiają banany, świeżą trawę, liście), jednak nie wolną ich głaskać i drapać po skorupie, szczególnie na złączeniach. Jest to dla nich bardzo bolesne oraz może być przyczyną chorób. Po wizycie u sympatycznych żółwi, przychodzi czas na trekking, trzeba dostać się na drugą stronę wyspy. Szlak prowadzi początkowo pod górę po skałkach, niemniej nie jest on wymagający. Za chwilę znowu schodzimy w dół, a tu czeka już na nas drewniana kładka, postawiona tu jako przejście po lesie namorzynowym. Wody tu jednak nie uświadczymy, na wyschniętych mokradłach ukazują się pozostałości drzewek w formie krótkich korzeni oraz małe dołki, stanowiące domy dla niezwykle ruchliwych krabów. Trasa wygląda naprawdę dziko i malowniczo…. plusem jest to, iż możemy ją pokonać we własnym tempie, możemy na chwilę zboczyć, zajrzeć po każdy listek, nikt nas nie pogania. Po drodze warto zatrzymać się na punkcie widokowym, z którego rozpościera się panorama na zatokę Baie Laraire. Woda jest tak czysta, iż z punktu widokowego jesteśmy w stanie dostrzec płaszczkę i przez pewien czas śledzić ją w wodzie. Innym miejscem, w którym warto się zatrzymać jest mała plaża zaraz za drewnianą kładką, kiedy las się zagęszcza i ścieżka zbliża się do wybrzeża. Po około godzinnym trekkingu docieramy do… raju, którym jest plaża Anse St. Jose. To przy tej plaży robi się na lunch i tu z widokiem na nią go spożyjemy. Plaża jest obłędna, piaszczysta, szeroka, wejście do wody łagodne i również piaszczyste. Woda cudownie czysta, wręcz krystaliczna, można pływać, pluskać się, fal brak… można także wybrać się na spacer w lewą stronę, gdzie robi się bardziej dziko, a charakterystyczne olbrzymie skały urozmaicają krajobraz. A obiad? Obiad jest naprawdę pyszny, do wyboru grillowana rybka lub kurczak, do tego ryż oraz warzywa, a na deser owoce. Jedzenia jest dużo, można brać dokładkę. Do picia jest woda oraz inne napoje bezalkoholowe. Ostatnim punktem programu jest snurkowanie przy maleńkiej wysepce St. Pierre. Owa wysepka to kilka granitowych skał, pokrytych kilkoma palmami, kołyszącymi się na wietrze. Jest idealną ilustracją mitycznej bezludnej wyspy. Znajduje się niedaleko Praslin i można do niego dotrzeć tylko łodzią, nie ma opcji zejścia na ląd. Wody wokół wysepki, choć czasami trochę burzliwe, są czyste i bogate w ryby. Rafa koralowa niestety nie robi tu wrażenia, więc nie ma co się spodziewać spektakularnych podwodnych widoków. Została niestety zniszczona i mimo tego, iż zaczęła odrastać, nie jest tu olbrzymich rozmiarów. Najbogatsze dno morskie i najspokojniejsze wody znajdują się od strony Praslin. Ogólnie problem z rafą koralową jest na całych Seszelach. A wszystko przez ciepły prąd El Nino, który mocno uderzył w te wyspy w 1998 roku. Temperatura powierzchni wód Oceanu Indyjskiego znacząco wzrosła, niszcząc 90% raf koralowych archipelagu. Ostatni El Nino w 2016 roku był podobny w skutkach, zmniejszając zasięg koralowców na rafach Seszeli z 50% do 5%, jak mówią lokalni badacze. O tym, jak zorganizować podróż na Seszele przeczytacie we wpisie:

Idź do oryginalnego materiału