Seriale napędzają turystów. Może być to problemem…

angora24.pl 1 miesiąc temu

„Zwłaszcza takich, w których akcja toczy się na tyle wolno, by można było podziwiać krajobrazy. Jaskrawym tego przykładem jest miasto na południu Europy, któremu jeden z najpopularniejszych seriali wszech czasów zgotował prawdziwe piekło. To Gra o tron i chorwacki Dubrownik. Serial napędził miastu tylu turystów, iż w wąskich uliczkach starówki ustawiały się kolejki do przejścia. W zabytkowej części wprowadzono choćby zakaz używania walizek na kółkach. Ciągnięte przez turystów po bruku wydawały trudny do zniesienia hałas. A to tylko jedno z mniej radykalnych ograniczeń. Żeby zmniejszyć liczbę zwiedzających, w centrum będą obowiązywać limity wjazdów taksówkami i autobusami turystycznymi.

Zamiast 9 tysięcy w tej chwili – tylko 700. Dubrownik walczy w ten sposób o życie po załamaniu się pod ciężarem filmowej sławy. I mógłby udzielać rad miastom, które dopiero zaczynają karierę. Jak brytyjskie Bath, które przeżywa najazd po zagraniu w Bridgertonach, oraz hawajskie Maui czy sycylijska Taormina, w których kręcono pierwszą i drugą część Białego Lotosu. W obu miejscach ruch turystyczny po premierze serialu wzrósł o 20 procent. Tego samego spodziewa się bohaterka trzeciej serii – Tajlandia, a adekwatnie rajska wyspa Koh Samui (…). Wyspa nie nadąża z przerobem śmieci, więc składuje je na razie poza zasięgiem wzroku majętnych turystów płacących za pobyt w butikowych ośrodkach dziesiątki tysięcy dolarów. Składuje, bo nie nadąża z wywozem. Odpadów jest za dużo, możliwości transportu za mało. Rozwiązania na razie brak, a tu szykuje się kolejna turystyczna inwazja (…).

W Kioto (…) sprawa z turystami stała się tak poważna, iż Japończycy urządzili specjalny system dostarczania bagaży do hoteli – żeby turyści nie blokowali walizkami komunikacji miejskiej. Na ulicach postawiono też znaki ostrzegające przed prześladowaniem gejsz spieszących do pracy w pełnym makijażu i tradycyjnym stroju. Dla turystów zamknięto część uliczek w zabytkowej dzielnicy, bo biegali stadnie z aparatami za Japonkami w kimonach i próbowali filmować bez ich zgody. Japonia zamyka nie tylko miasta. Zamknęła na przykład swobodne wejście na górę Fudżi. Za wstęp trzeba teraz zapłacić 13 dolarów od osoby i zarezerwować bilet, bo jest ich tylko cztery tysiące dziennie (…)”.

Idź do oryginalnego materiału