Serce ojca nie zna kalkulacji — po prostu pomogłem synowi, który tego najbardziej potrzebował.

polregion.pl 2 tygodni temu

Ojciec nie kalkuluje ani formułami, ani korzyściami – po prostu pomogłem synowi, który najbardziej tego potrzebował.

Nawet jeżeli teraz mnie nienawidzi, przez cały czas będę jego ojcem.

Jestem mężczyzną w starszym wieku i może zabrzmi to dziwnie, ale wciąż wierzę, iż serce ojca potrafi czuć równie intensywnie jak serce matki. Tylko my, mężczyźni, mówimy o tym rzadziej, tłumimy ból w sobie. Ale zdecydowałem się napisać. Chcę, by ktoś wiedział, iż nie jestem zdrajcą, tchórzem czy osobą, która sieje zawiść między synami. Jestem po prostu ojcem. I postąpiłem zgodnie z sercem.

Mam dwóch synów. Wychowywałem ich z miłością i sprawiedliwością. Przynajmniej tak myślałem. Starszy – Aleksander, był cichy, refleksyjny, posłuszny. Zamknięty w sobie, ale dobry. Młodszy – Władysław, od dzieciństwa był burzą: zawsze w centrum uwagi, zawsze w ruchu, z ogniem w oczach i uporem, który opierał się logice i namowom. Byli różni. Ale obaj byli moimi synami.

Czas mijał. Chłopcy dorośli, skończyli studia, ożenili się. Władysław rozpoczął działalność biznesową. Na początku było ciężko, ale później wszystko się ułożyło. Założył firmę, potem kolejną, zaangażował w biznes również żonę. Nie odmawiali sobie niczego: drogie samochody, trzy mieszkania – dwa już zapisane na córki, wakacje tylko za granicą, restauracje, marki, przyjęcia. Było się czym chwalić – Wład wyprzedził innych. Umiał osiągać swoje.

Aleksander pozostał w rodzinnym Krakowie, pracuje w urzędzie miejskim. Jego żona – nauczycielka w szkole. Dochody skromne, mieszkanie stare, meble – jeszcze z czasów, gdy zaczynaliśmy z ich matką wspólne życie. Nie głodują, ale w porównaniu – żyją w innej rzeczywistości. U nich wszystko zgodne z planem, na zniżki, bez zbytków. Jego żona to kobieta trudna. Często narzeka, popycha Alka do porównań z bratem, mówi, iż nie zasługują na takie życie, iż powinni otrzymać pomoc. Twierdzi, iż jako ojciec powinienem dzielić wszystko po równo. Ale czy można dzielić los?

Moje serce rwało się między nimi. Widziałem, jak jeden żyje w dostatku, a drugi – w oczekiwaniu na wypłatę. Nie mogłem spokojnie patrzeć, jak syn, w którego oczach gasł blask, traci nadzieję. Jego żona naciskała, on milczał, ale czułem, iż się wypala.

Podjąłem decyzję. Miałem stary kawałek ziemi nad Bałtykiem, odziedziczony po ojcu. Dobra, ale zaniedbana. Sprzedałem ją. Korzystnie. Nie powiedziałem nikomu. Całą kwotę przekazałem Alkowi. Bez zobowiązań, bez warunków, bez obietnic. Po prostu dałem – z serca. Niech zrobią remont, kupią samochód, ubrania synowi, niech choć raz wyjadą na wakacje, jak ludzie.

Nie przewidziałem jednego – plotek. Widocznie żona Alka nie wytrzymała i się pochwaliła. Albo wrzuciła zdjęcia w media społecznościowe. Po tygodniu zadzwonił Władysław. Nie poznałem jego głosu. Krzyczał. Oskarżał. Mówił, iż zrujnowałem jego szacunek, iż zawsze bardziej kochałem Alka, iż zrobiłem z niego lenia. Powiedział: „Zapomnij, iż masz młodszego syna! Nie jestem już twój!” I się rozłączył. Nie zdążyłem powiedzieć, jak jestem z niego dumny, jak go kocham, jak bolą takie słowa.

Minęły trzy miesiące. Nie odzywa się. Nie odpowiada ani na telefony, ani na wiadomości. Piszę mu krótkie frazy: „Kocham cię”, „Przepraszam, synu”, „Nie jesteś mi obojętny”. Cisza. I wiecie, mimo wszystko, nie żałuję. Tak, cierpię. Tak, jest mi ciężko. Ale postąpiłem, jak uważałem za słuszne. Bo jeżeli nie pomogę synowi, który jest na skraju poddania się, to kto?

Nie jest mądrze oczekiwać, iż wszyscy zrozumieją. choćby najbliżsi. Czasem dobro sprawia ból. Czasem sprawiedliwość to nie równe dzielenie, a działanie na miarę potrzeb chwili. Może nie odzyskam syna. Ale nie mogę przestać być ojcem. Nie żałuję. Po prostu modlę się, żeby kiedyś Władysław zrozumiał: nie wybierałem między nimi. Wybrałem miłość.

Idź do oryginalnego materiału