Serca i myśli w dialogu

polregion.pl 1 godzina temu

Znów zbliżał się kolejny Nowy Rok. W całym mieście panował gwar, w centrach handlowych było ciepło i jasno, ludzie krzątali się po piętrach w przedświątecznym pośpiechu, starając się zdążyć z zakupem prezentów. Z głośników rozbrzmiewała ta sama świąteczna piosenka, którą wszyscy słyszeli już milion razy.

A Łucji wcale nie było wesoło. Ten rok był dla niej i jej matki, Wandy, wyjątkowo trudny uczyły się żyć bez ojca. Łucja nie mieszkała już z rodzicami, była dorosłą, zamężną kobietą i miała dziesięcioletniego syna, Bartka.

Rok temu, tuż przed Nowym Rokiem, zmarł jej tata. Łucja czuła się tak źle, iż choćby nie od razu zrozumiała, jak ciężko musi być matce.

Tomasz był troskliwym, dobrym mężem i ojcem. Jako wykładowca ekonomii na uczelni darzył studentów ciepłem i zawsze mówił:

To wszyscy moi podopieczni, nigdy na nich nie krzyczę i się nie złoszczę. A oni odpłacają mi tym samym. Przez tyle lat nauczania nie miałem ani jednego konfliktu ze studentami. Bywały pytania, ale razem je roztrząsaliśmy oni zadowoleni, ja też.

Tak, tato, wszyscy mówią o tobie z szacunkiem przytakiwała córka.

Tomasz uwielbiał oglądać stare filmy, śmiał się zaraźliwie, lubił chodzić na spacery z córką, gdy była mała. Czasem całą rodziną wybierali się do kina, na spacer do parku, a na wakacje zawsze jeździli we troje.

Łucja widziała, jak ojciec delikatnie traktował matkę, dlatego szukała męża podobnego do niego. I udało się była zadowolona z małżeństwa. Po ślubie zamieszkali w mieszkaniu, które podarowali im rodzice.

Wszystko było dobrze. Ale trzy lata temu u Tomasza niespodziewanie zdiagnozowano nowotwór. Wanda z córką były w szoku, a on je uspokajał:

Nic się nie martwcie, moje kochanie, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie żartował, choć w jego oczach było widać smutek.

Rok temu odszedł.

Na zawsze zostanie mi w pamięci stuk zamarzniętej ziemi o wieko trumny, mamina rozpacz, smutne dźwięki talerzy na stypie myślała czasem Łucja.

Teraz żyła w ciągłym strachu o matkę. Gdy wróciły do pustego mieszkania po pogrzebie, Wanda, nie rozbierając się, weszła do pokoju i powoli osunęła się na fotel, w którym zawsze siadywał jej mąż. Siedziała w milczeniu, wpatrzona w jeden punkt, a Łucja też nie wiedziała, co powiedzieć była złamana tym cierpieniem.

Nie dam rady usłyszała słowa matki.

Podeszła, przykucnęła przed nią i objęła jej zimne dłonie.

Czego nie dasz rady, mamo?

Wanda spojrzała na córkę ze zdziwieniem, jakby nie rozumiejąc pytania, i cicho wyszeptała:

Żyć bez niego. Nie dam rady.

Dopiero wtedy Łucja zrozumiała: nieważne, jak ciężko było jej, matce było jeszcze trudniej.

Od tamtej pory minął dokładnie rok. Wanda z córką uczyły się żyć dalej bez Tomasza. Łucja powoli przyzwyczajała się do braku jego głosu w telefonie. Tak bardzo chciała go jeszcze usłyszeć. Kiedyś, przychodząc do rodziców, zawsze widziała jego znajomą siwą głowę w starym fotelu naprzeciw telewizora jego ulubione miejsce. Teraz go tam nie było. Teraz zostawała tylko pustka i ból. Czekała, aż ten ból minie, ale dołączył do niego strach o matkę.

Boże, tylko niech mama da sobie radę myślała Łucja, budząc się w nocy, i ta myśl towarzyszyła jej przez całe dnie.

Wtedy brała telefon i dzwoniła do matki nie w nocy, ale rano, w południe i wieczorem. Bała się o nią do szaleństwa.

Łucja, nie dręcz się tak często uspokajał ją mąż, Marek. Spójrz na siebie, masz przygaszone oczy, schudłaś, jesteś jak nakręcona. Wszystko będzie dobrze z twoją mamą. Jeszcze nie minęło wystarczająco dużo czasu, ale uwierz mi, wszystko się ułoży.

Pewnie masz rację, Marku. Ale patrzę na mamę i boję się. Zmieniła się nie do poznania, taka cicha i zamknięta w sobie. O czym ona cały czas myśli? Może powinnam ją do nas zaprosić.

Łucja wzięła telefon i zadzwoniła. Matka odebrała cichym głosem.

Tak, córeczko

Mamo, przyjedź do nas. Dzisiaj sobota, pójdziemy z tobą i Bartkiem do parku albo gdzie indziej. Nie siedź tak sama.

Nie, córciu, dziękuję. Nie chce mi się wychodzić z domu, a co dopiero jechać gdzieś. Zresztą nie jestem sama, w myślach zawsze jestem z tatą.

Właśnie w myślach. Mamo, chcę cię oderwać od tych myśli. Przyjedź namawiała Łucja, ale matka odmówiła.

Odłożyła telefon i spojrzała na Marka.

Jak ją wyciągnąć z domu? Kiedy do niej przychodzę, jest rada, ale też nie chce wychodzić, mówi, iż woli ze mną rozmawiać w domu.

Cierpliwości, Łucjo, cierpliwości. Trzeba dać czasu.

Dziś mijał dokładnie rok od śmierci Tomasza, a za dwa dni Nowy Rok. Życie miało się toczyć dalej. Rano Łucja zadzwoniła do matki, ale ta nie odebrała. Spróbowała jeszcze raz i jeszcze raz. Dzwonek rozbrzmiewał, ale Wanda nie podnosiła słuchawki. Łucja się przestraszyła. zwykle tak nie było matka zawsze odbierała.

Porwała kluczyki do samochodu i wybiegła z domu. Wbiegła do klatki schodowej z sercem walącym jak dzwon, gotowym wyskoczyć z piersi.

Boże, proszę, tylko niech nic się nie stało mamie szeptała, otwierając drzwi własnym kluczem.

Wchodząc do mieszkania, od razu poczuła, iż coś jest nie tak. W środku panowała idealna cisza i porządek. Na kuchennym stole leżała kartka: Moja kochana córeczko, wiesz, jak bardzo cię kocham i nie chcę ci sprawiać bólu. Cokolwiek się stanie, pamiętaj, iż cię kocham.

Łucja chwyciła się brzegu stołu i opadła na krzesło. Nogi stały się jak z waty, myśli w głowie skakały chaotycznie, nie mogła złapać żadnej. W oczach chwilowo robiło się ciemno. Czytała i czytała kartkę, choć litery podskakiwały przed oczami.

Zawsze wiedziałam, iż to, czego się boisz, się spełnia pomyśla Mamo! krzyknęła rozpaczliwie, rzucając się do drzwi, ale w ostatniej chwili dostrzegła na wieszaku brakujący płaszcz i zrozumiała, gdzie musi być.

Idź do oryginalnego materiału