Rodzinne tajemnice i nowy dom
— Przyjeżdżajcie do mnie na wieś z mężem! — zawołała matka Weroniki.
— Przyjedziemy, mamo, jak tylko Kasia zda egzaminy — odparła Weronika, ukrywając zmęczenie w głosie. — Wojciech też chce. Wcześniej jeździł do swojej rodzinnej wsi, ale odkąd ich nie ma, ani noga!
— Jak to? — zdziwiła się matka. — Przecież ma tam braci, siostry…
— Nie lubi o tym rozmawiać — cicho odpowiedziała Weronika. — Na groby rodziców jeździmy, ale tylko na jeden dzień, bez odwiedzania rodziny. Wojciech pomagał swoim, ale po ich śmierci zdrętwiał z powodu tego, co się zaczęło…
— Weronika, dlaczego wszystko bierzesz na siebie? — oburzała się matka. — Co to za mąż? Zdrowy chłop, a ty się nad nim rozczulasz. Trzeba dbać o siebie! On u ciebie tylko śmieci wynosi…
— Mamo, już o tym rozmawiałyśmy. Nie biorę wszystkiego na siebie. Kochamy się, a on zarabia pieniądze.
— Nie o pieniądze chodzi! W domu ci nie pomaga!
— A co ma robić? Mieszkanie mamy małe. Przyszedł, położył się na kanapie. Nie ma co robić.
— A kiedy kupicie większe? Dwa pokoje — i tyle!
— Nie wiem — ze smutkiem odpowiedziała Weronika. — Chcieliśmy, oszczędzaliśmy, ale teraz się wahamy…
Kasia po szkole planowała iść do technikum, a za rok miał być jej bal maturalny. Weronika tęskniła za wsią. Miasto wydawało się obce, nieważne jak długo tam mieszkała. Wyjdziesz na dwór — same staruszki na ławkach, plotkują o każdym. Na wsi też są plotkare, ale tam powietrze jest swojskie.
— Przyjeżdżajcie w odwiedziny — nalegała matka.
— Przyjedziemy, jak Kasia zda egzaminy. Wojciech też pojedzie. Wcześniej co lato jeździł do swoich, ale po śmierci rodziców przestał. choćby słuchać o nich nie chce.
— Jak to? Przecież ma tam rodzinę, groby…
— Nie przypominaj mu o tym, mamo. Na groby jeździ, ale szybko, bez spotkań z rodziną. Wszyscy się poróżnili.
Wojciech był najmłodszy w rodzinie. Każdy urlop spędzał na wsi pod Łodzią, pomagając rodzicom: naprawiał dom, zbudował stodołę, kupował ojcu narzędzia. Rodzice dawali pieniądze, ale często dokładał swoje. Gdy ich zabrakło, bracia natychmiast rozdrapali wszystko, co cenne. Zabrali narzędzia, mówiąc: „Tobie w mieście są niepotrzebne”. Z domu zniknęły rzeczy, które Wojciech chciał zatrzymać na pamiątkę. choćby stara witryna opustoszała.
Został tylko zestaw srebrnych łyżek, widelców i noży — dziesiątki sztuk w poczerniałym pudełku. Nikt się na nie nie połasił. Wojciech przywiózł je do domu. Weronika milczała — to była pamiątka po jego rodzicach.
— A dom? Przecież trzeba go było podzielić — spytała matka.
— Nie. Siostrzeniec z rodziną już się wprowadził. Jest testament. Wojciech przyjechał, nie kłócił się, ale potem mało nie doszło do bójki. Teraz żyją w jednej wsi jak wrogowie.
— A sztućce? przez cały czas leżą czarne?
— Wypolerowałam je. Wojciech ucieszył się jak dziecko. Mówi, iż takie świecące widział tylko w dzieciństwie. Ktoś podarował je rodzicom, a oni trzymali je jak skarb, nie używali…
Na wsi u teściowej było spokojnie i przytulnie. Wojciech obszedł podwórko, zastanawiając się, co trzeba naprawić. Nikt go nie pouczał, jak jego bracia, którzy tylko rozkazywali, a sami nic nie robili.
— Weronika, może postawimy nowy płot? Teściowa nie będzie miała nic przeciwko? Mamy oszczędności, nie musimy od niej brać — spytał Wojciech przed snem.
— Zapytam o płot.
— A z letnią kuchnią też będzie sporo roboty. I jeszcze coś…
— I nie będziesz leżał na kanapie? — uśmiechnęła się Weronika.
— To nie miasto. Własny dom to co innego.
Teściowa ucieszyła się, gdy zięć zabrał się za płot. Nie marzyła choćby o takim, myślała, iż stary wystarczy. A gdy zaczął remontować letnią kuchnię, promieniała z radości.
— Po co wam nowy dom? Macie gotowy, niedaleko od miasta. Mnie już kilka zostało, jestem słaba…
— Mamo, mamy Kasię. Trzeba pracować.
— Kasia jest dorosła, poważna. Cały czas z książkami. Nie boję się jej zostawić samej. Miasto blisko, można dojeżdżać. Znajdzie się praca. Nowy rolnik dobrze płaci, maszyn ma od góry — szklarnie, pola…
— Nie wiem. To duży krok.
— Dom mam przestronny, nie będę wam przeszkadzać. Mi wiele nie trzeba. Poza tobą, nikogo nie mam. Siostrzenica tylko po pieniądze zagląda.
— Po pieniądze?
— Grządki wypiel— Pielić grządki, oczywiście, nie za darmo — nie prosiłam, ale zapłaciłam, a ona chciałaby i do domu wejść — znasz ją, co leży, to ginie, choćby proponowała, żeby dostać za mną opiekę, ale jeszcze nie jestem tak stara, bym sama sobie nie radziła, a ty przyjeżdżasz — szkoda tylko, iż Wojciech rzadko bywał, ale cofałam wszystkie słowa o nim, nie śpieszcie się, pomyślcie o przeprowadzce.