Syn potajemnie ożenił się za granicą i choćby nam o tym nie powiedział: na ślub rodziców nie zaprosił, a Tomek wszystko wytłumaczył niechęcią do popszucia nam nastroju.
Wydawałoby się, iż w naszej rodzinie zawsze było wszystko sprawiedliwe, spokojne, stabilne. Mój Tomek – jedyny syn. Jego biologiczny ojciec odszedł, gdy nie miał jeszcze trzech lat. A mój drugi mąż, Marek, stał się dla niego prawdziwym ojcem – wychowywał go, wspierał, był przy nim we wszystkim. Z Marką nie mieliśmy więcej dzieci, więc cała nasza miłość, troska i nadzieje skupiły się na Tomku. Wyrósł na dobrego, mądrego i uprzejmego chłopaka. Takiego, za którego żadna matka nie musi się wstydzić. Ale wszystko się rozpadło, gdy w jego życiu pojawiła się ona.
Alicja. Zapamiętałam ją od tamtego dnia w sklepie, jeszcze zanim pierwszy raz przyprowadził ją do domu. Stała przy kasie, kłóciła się z kasjerką o jakieś drobiazgi. Pomyślałam wtedy: właśnie takie dziewczyny przynoszą kłopoty. Wyniosła, ostra, chłodna. Nie mogłam sobie wtedy wyobrazić, iż pewnego dnia przekroczy próg mojego domu.
Gdy Tomek przedstawił ją jako swoją dziewczynę, oniemiałam. Od razu wiedziałam: ona będzie wbijać klin między nas. I nie pomyliłam się. Po tamtej wizycie syn coraz rzadziej pojawiał się w domu. Zbywał nas pracą, obowiązkami, zmęczeniem. Na rodzinne spotkania przychodził bez niej. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, unikał spojrzenia, zmieniał temat. Czułam, iż go tracę. I nic nie mogłam zrobić.
A potem stało się coś, co całkowicie wytrąciło mnie z równowagi.
Było lato, obchodziliśmy urodziny mojej młodszej siostrzenicy. Wieczór, upał, ogród, rozmowy. Moja siostra, śmiejąc się, zapytała: „No to kiedy doczekamy się wnuków? Tomek już dawno żonaty, czas!” Zamarłam. Nie przesłyszałam się – powiedziała „żonaty”. Okazało się, iż pół roku temu Tomek i Alicja wzięli ślub. Za granicą. Bez pierścionka, bez wesela, bez zdjęć. I bez nas. Po cichu, w tajemnicy, jakby nas, rodziców, już w jego życiu nie było.
Ścisnęło mnie w piersi. Nie potrafiłam choćby od razu zareagować. Po prostu wstałam i wyszłam do domu. Później zadzwonił. Mówił, iż nie chciał nas denerwować. Że przecież i tak nie lubiłam Alicji, po co psuć i jemu, i sobie radość. Mówił spokojnie, jakby chodziło nie o ślub, a o zakup nowego odkurzacza. Słuchałam jego głosu i nie poznawałam własnego syna.
Z jednej strony rozumiem. Nie chciał konfliktu. Chciał uprościć. Nie psuć relacji. Ale rodzina to nie wygoda. To uczucia. To dzielenie się tym, co ważne. Bycie razem. A on zrobił to za naszymi plecami. A przecież kiedyś trzymałam go za rękę, gdy bał się ciemności. Kiedyś mówił mi, iż ożeni się tylko z tą, którą pokocham jak córkę. Jak gwałtownie się wszystko zmienia…
Teraz choćby nie wiem, co robić. Nie mam pretensji do Tomka. To mój syn. Kocham go. Zawsze będę go kochać. Ale tej, którą wybrał – nigdy nie wybaczę. Nie za ślub. Za to, iż zabrała mi go. Cicho, poA teraz zostaje mi tylko milczenie i nadzieja, iż kiedyś zrozumie, jak bardzo zabolało mnie to jego ukradkowe małżeństwo.