Sekret ujawniony w dniu mojego wesela: moja żona ma córkę!

twojacena.pl 3 dni temu

Tajemnica ujawniona w dniu mojego ślubu: moja żona ma córkę!
Krzysiu, nie chciałam ci tego mówić w dniu twojego ślubu W każdym razie, czy wiesz, iż twoja świeżo upieczona żona ma córkę? moja koleżanka przykuła mnie do fotela tymi słowami.

O czym ty mówisz? nie chciałem w to uwierzyć.
Moja żona, widząc twoją Kingę na weselu, szepnęła mi do ucha: Dziwne, czy pan młody wie, iż jego narzeczona ma córkę w domu dziecka?
Wyobrażasz sobie? Omal nie zakrztusiłem się sałatką. Moja żona jest położną i twierdzi, iż osobiście zajmowała się porzuceniem tej dziewczynki. Kinga miała charakterystyczną plamę na szyi dlatego ją zapamiętała. Nazwała córkę Zosia i dała jej swoje nazwisko. Minęło pięć lat koleżanka obserwowała moją reakcję z zainteresowaniem.

Zamarłem za kierownicą. Co za wstrząsająca wiadomość!
Postanowiłem sam wszystko wyjaśnić. Wiedziałem, iż Kinga nie jest nastolatką w dniu ślubu miała trzydzieści dwa lata. Miała życie przede mną. Ale dlaczego porzuciła własne dziecko? Jak można tak żyć?

Dzięki znajomościom gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym mieszkała Zosia.
Dyrektor przedstawił mi radosną dziewczynkę z promiennym uśmiechem:
To nasza Zosia Kowalska zwrócił się do dziecka powiedz panu, ile masz lat, kochanie.
Nie sposób było nie zauważyć jej zeza. Zrobiło mi się jej żal. Od razu poczułem głębokie przywiązanie. W końcu to córka mojej ukochanej! Babcia zawsze mawiała:
Dziecko, choćby krzywe, dla rodziców skarbem bywa.

Zosia podeszła do mnie śmiało:
Mam pięć lat. Czy ty jesteś moim tatą?
Poczułem zakłopotanie. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
Zosiu, porozmawiajmy. Chciałabyś mieć mamę i tatę? pytanie było naiwne, ale już chciałem ją przytulić i zabrać do domu.
Tak! Zabierzesz mnie? patrzyła mi w oczy, szukając odpowiedzi.

Przyjdę po ciebie, ale trochę później. Zaczekasz na mnie, kochanie? miałem łzy w oczach.
Zaczekam. Nie okłamiesz mnie? Zosia zrobiła się poważna.
Nie okłamię pocałowałem ją w policzek.
Wróciwszy do domu, opowiedziałem wszystko żonie.
Kingo, nie ważne, co było przede mną, ale musimy zabrać Zosię. Ja ją zaadoptuję.
A mnie się spytałeś? Czy ja chcę to dziecko? I jeszcze zezuje! Kinga podniosła głos.

To twoja córka! Wyleczymy jej oczy. Dziewczynka jest cudowna! Pokochasz ją od razu zaskoczyła mnie jej reakcja.
Ciężko było namówić Kingę na adopcję.

Minął rok, zanim zabraliśmy Zosię do domu. Często ją odwiedzałem. Z czasem zżyliśmy się. Kinga jednak nie pałała entuzjazmem i choćby próbowała przerwać procedurę. Nalegałem, by doprowadzić sprawę do końca.
W końcu Zosia przekroczyła próg naszego mieszkania. Najprostsze rzeczy wypełniały ją zachwytem. Okuliści skorygowali jej zez zajęło to półtora roku, ale obyło się bez operacji.

Córka stała się żywym portretem Kingi. Byłem szczęśliwy dwie piękne kobiety rozświetlały moje życie.

Po roku Zosia wciąż nosiła przy sobie paczkę ciastek, choćby w nocy. Nie mogliśmy jej tego zabrać. Miała w sobie strach przed głodem. Kingę to drażniło, mnie zaś zdumiewało.

Próbowałem zjednoczyć rodzinę, ale żona nigdy nie pokochała własnej córki. Kochała tylko siebie.

Kłótnie, sprzeczki, obrazy wszystko przez Zosię.
Po co przyprowadziłeś tę dzikusW końcu zrozumiałem, iż prawdziwa rodzina to nie krew, ale miłość, która przetrwa choćby największe burze.

Idź do oryginalnego materiału