Sąsiedzi nie zawsze mili: jak postawić granice bezczelności

polregion.pl 1 dzień temu

*Wpis do pamiętnika*

Dzisiaj wróciłem do domu zmęczony, a w mieszkaniu unosił się zapach pieczonego mięsa – w kuchence dusiła się potrawa, a Jadwiga kroiła sałatkę. Podeszłem, pocałowałem żonę i zauważyłem:

— Pachnie wyśmienicie.

— Staram się dla gości – odpowiedziała z uśmiechem.

— Dla moich? – zmarszczyłem brwi. – Prosiłem, żebyś nie gotowała.

— Jak to… To twoja rodzina. Ludzie po pracy, trzeba ich nakarmić.

— Jadzia, zrozumiesz mnie później… Lepiej byłoby posłuchać.

Kilka godzin wcześniej zadzwoniła moja matka:

— Synku, Krysia, córka Danusi, z mężem kupili mieszkanie obok was. Póki co remont, bez wody. Danusia prosi – niech się u was wykąpią przez parę dni.

Nie byłem zachwycony. Od dzieciństwa nie znosiłem Krysi – spryciara, zupełnie jak matka.

— Dobrze, niech przyjdą – westchnąłem. – Ale tylko pod prysznic, nic więcej.

Krysia i jej mąż Tomek pojawili się pod wieczór.

— Witajcie! Ja Krysia, to mój mąż. A ty pewnie Jadwiga?

Nie czekając na zaproszenie, Krysia przeszła po pokojach, dotykała klamek, zajrzała do sypialni. Zamknąłem drzwi i powiedziałem:

— Mieliście tylko się wykąpać?

— Tak, tak! Jadziu, masz ręczniki? Swoich nie zabraliśmy.

Po kąpieli nie śpieszyli się z wyjściem. Usiedli w salonie, wciągając nosem zapach pieczystego.

— Ojej, jak pachnie! – zaświergotała Krysia. – Co gotujesz?

Jadwiga westchnęła i zaprosiła ich do stołu.

Zjedli wszystko do czysta. Wyszli, zostawiając ręczniki, myjki i szampon. Jadzia pokiwała głową:

— Żel i szampon można odpuścić, ale myjki trzeba będzie kupić nowe.

Następnego dnia powtórzyło się to samo. I trzeciego dnia. Jadwiga przygotowała zapiekankę z brokułów, a Krysia skrzywiła się:

— Fuj! To wy jecie? Dajcie lepiej schabowego.

Czwartego dnia była pasta z sosem mięsnym. Krysia znów niezadowolona:

— Mięsa prawie nie ma. Sam sos.

Spytałem Tomka:

— Kiedy będzie woda?

— Już jest – przyznał szczerze.

Krysia gwałtownie wtrąciła:

— Ale słuchawka prysznicowa jeszcze nie zamontowana…

Po kolacji Jadzia spojrzała na mnie:

— Wymyśliłam, jak się ich pozbyć. Ale musisz mi pomóc.

Następnego wieczora, gdy goście zasiedli, Jadzia przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, tartym jabłkiem i miodem.

— To „Francuska sałatka urody”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy z Andrzejem.

Krysia próbowała przełknąć, ale ewidentnie nie smakowało jej to. Wyszli szybko.

— Dziś kolację robisz ty – powiedziała Jadzia. – W zamrażarce są pierogi.

Po dwóch dniach Krysia zadzwoniła:

— Znowu ta sałatka?

— No cóż, Jadzia nie ustępuje… jeżeli przyjdziecie, kupcie kiełbasę, bo sam już nie wytrzymuję.

— Nie, dziękujemy. Mamy już wodę i słuchawkę.

Kilka dni później zadzwoniła matka:

— Danusia mówi, iż Jadzia cię głodzi.

— Mamo, nie słuchaj bzdur. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A w dodatku nowina: za miesiąc wyprowadzamy się do domu, to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy zobaczymy, kto dla kogo jest rodziną…

*Dzisiaj zrozumiałem, iż czasami trzeba postawić granicę – choćby przed bliskimi, bo dobroć nie powinna być wykorzystywana.*

Idź do oryginalnego materiału