Sąsiadom opowiadała kłamstwa o swojej córce, bo wstydziła się prawdy

twojacena.pl 7 godzin temu

Dziś znów śniły mi się te konie. Białe, w szarych jabłkach, ciągnące sanie, a w nich ja i Aleksander trzymający lejce. Jak zawsze, nabierały prędkości, aż wzbijały się w niebo! Zawsze budziłam się z zapartym tchem. To był nasz sen mój i mojego męża. Po jego śmierci wciąż śnił mi się ten sam sen, tylko on już nie trzymał lejców. Stał obok, uśmiechał się… Wiedziałam, iż konie we śnie to zła wróżba, ale jakże kochałam te nocne loty. A potem albo ciśnienie skoczy, albo serce zaboli…

Tej nocy znów staliśmy razem w saniach. Tylko iż nikt już nie kierował podróżą. Lejce zniknęły. Konie wznosiły się wyżej i wyżej, aż pod same chmury! A na jednej z nich siedział mały aniołek ze skrzydełkami i uśmiechał się do nas. Lilijko! Moja Lilijko! krzyknęłam tak głośno, iż się obudziłam.

Czas już… Czas się zbierać szepnęłam do siebie. Bez żalu, bez rozpaczy.

W domu zawsze lubiłam porządek, więc jeszcze umyłam podłogę i wytrzepałam manualnie tkane chodniki. Wyjęłam węzełek ten, który od dawna chowałam na śmierć wszystko rozłożyłam, choćby napisałam karteczki, co i gdzie. Bo przecież nikt inny tego za mnie nie zrobi. Obcy ludzie będą szukać… A przyjdzie tylko Halinka kto by inny? To moja przyjaciółka, niemal siostra. Przyjaciółek już prawie nie mam, a i tak nikt nie zajrzy, bo nogi bolą. Ale Halinka jeszcze żwawa. Przybiegnie…

Wzięłam szkolny zeszyt, długopis i zaczęłam pisać list.

Wybacz mi, Halinko. Jesteś mi najbliższa. Żyłyśmy jak siostry… Nie mów nikomu, błagam cię, o moim strasznym wstydzie. Mnie już to pewnie nie zaboli, gdy ludzie będą plotkować, ale proszę… Przez lata kłamałam wszystkim, choćby tobie, moja siostro, iż mam troskliwą córkę, tylko iż nie przyjeżdża, bo chora… A prawda jest taka, iż nie wiem, gdzie jest. Myślę, iż żyje, ale zostawiła mnie dawno temu. I żeby nie patrzeć ludziom w oczy ze wstydem, wymyślałam te kłamstwa, choćby tobie… Nie czekaj na moją córkę, nie szukaj jej… Pochowaj mnie obok Aleksandra, tam, gdzie miejsce zostawiłam. Dom i wszystko, co w nim, zostawiam tobie. Może twoim dzieciom się przyda. Nie umiałam wychować córki… Straszny wstyd za to noszę. Niech idzie ze mną do grobu… Proszę cię, siostro…

Ula dobrze napaliła w piecu, zasunęła przepustnicę i położyła się spać…

Halinka już wieczorem zauważyła, iż u przyjaciółki jakoś ciemno, ale skąd miała wiedzieć?

Czy nie zostawiła jakiejś notatki? pytał policjant, który przyjechał stwierdzić zgon samotnej kobiety.

Nic nie było… Nic… Ciężko jej było z samotności, ot co… mówiła Halinka, ściskając w kieszeni zmięty list.

* * *

Jej Lilijka była piękna i mądra. Jedyna, ukochana. Aleksander, żonaty agronom z PGR-u, zakochał się w prostej pracownicy. Według praw tamtych czasów powinien był stracić pracę, zostać wyrzucony z partii, ale jakoś się wywinął tylko go zbesztano i… zapomniano. Z żoną nie mieli dzieci, a tu nagle kobieta z pola urodziła nieślubne dziecko agronoma! Gadali, iż sam przewodniczący miał ręce w maśle, więc gwałtownie pomógł mu się rozwieść i ożenić z Ulą. Nie będziemy tu »bękartów« hodować stukał pięścią w stół. Jego była wyjechała do miasta i podobno znalazła sobie mieszczucha, a oni żyli w zgodzie, córkę wychowywali. Tylko… krótko i bez szczęścia.

Te same konie, podobne do tych ze snu, tylko prawdziwe, przyniosły nieszczęście. Aleksander wracał późnym wieczorem z pola rowerem. W ciemności wpadł na niego rozpędzony zaprzęg. Woźnica był pijany i choćby go nie zauważył. Gdyby ktoś znalazł go wcześniej!… Ula czekała do świtu, nie zmrużywszy oka. Znaleźli go rano… już martwego. A można było go uratować… Taka chyba dola.

Bywali u niej i zalotnicy… Ale nie zwracała na nich uwagi. Żyła tylko dla córki. A ta była jej radością. Uczyła się świetnie. Występowała nie tylko we wsi, ale i w powiecie. Bo i śpiewała, i tańczyła! Wszyscy mówili, iż to talent! I jeszcze szczęściara! Za pierwszym razem dostała się do samej Warszawy, do szkoły teatralnej!

Ula nie mogła się nacieszyć córką. Ciągle jeździła do niej, woziła jedzenie, chciała się widzieć. Pierwszy rok Lilijka się cieszyła, sama przyjeżdżała przy każdej okazji. Ale z czasem… Zaczęła się oddalać. A choćby matce ubliżać. Drażliwa była. Wszystko jej nie tak. Przyjechała Ula raz, drugi córki nie ma w akademiku. Mówią, iż znalazła sobie jakiegoś zagranicznego narzeczonego. Ze szkoły ją wyrzucili. Dawni koledzy mówili, iż ten cudzoziemiec wciągnął Lilijkę w narkotyki. We wsiach jeszcze wtedy o takich rzeczach nie słyszano. Co za wstyd dla matki! Straszny wstyd!

Rok później Lilijka napisała list. Zapomnij o mnie. Mam swoje życie.

Bywało, iż Ula przy okopywaniu buraków, rząd za rzędem, kilometrami, tylko płakała. Żeby się nie prostować, żeby ludzie nie widzieli. Łzy spływały prosto na te buraki…

Aż raz przed Matką Boską Zielną odważyła się powiedzieć koleżankom z pracy, iż jej Lilijka… wyszła za mąż. Tydzień wcześniej jeździła do Warszawy, a potem wyznała: Na ślubie córki byłam! Nie mówiłam, żeby nie zapeszyć! Mąż Lilijki to istotny człowiek. Dyrektor. Ciągle po świecie jeździ. Nie zobaczę już córki w domu. Nie zobaczę! Ale postawię wam, dziewczyny, poczęstunek!

I postawiła! Jak to było w zwyczaju, kobiety się starały. Ale Ula aż za bardzo. Przywiozła z Warszawy rybne konserwy, wędliny, jakich jej przyjaciółki nigdy nie jadły. Mówiła, iż zięć przysłał. Po poczęstunku cała wieś plotkowała. Czasem Ula jeździła niby w odwiedziny do stolicy. A tak naprawdę chodziła po ulicach, wśród tysięcy ludzi, mając nadzieję, iż zobaczy córkę…

Z wiekiem przestała jeździć. Córka

Idź do oryginalnego materiału