Sąsiadom opowiadała kłamstwa o córce, bo wstyd było przyznać prawdę

twojacena.pl 3 dni temu

W sąsiedztwie plotkowano o jej córce, ale to wszystko było kłamstwem, bo wstyd było przyznać prawdę. W zawiniątku przygotowanym na śmierć leżały listy… od córki. Halina wyjęła je i położyła zmarłej pod poduszkę. Niech zabierze je do grobu, a wraz z nimi… swój straszny wstyd.

Z życia wzięte. Straszny wstyd

Jadwiga od młodości wierzyła w sny. Tak jakoś zawsze było. Kiedy któraś z dziewczyn w brygadzie opowiadała sen, ona zastanawiała się… i tłumaczyła, co to może znaczyć. Rzadko się myliła. A swoje sny zawsze odczytywała sama dla siebie. A jeszcze latała w snach! Bywało, iż unosiła się nad chatami i leciała! Aż dech zapierało! Jeden sen powtarzał się jej regularnie. Białe konie w szare jabłka zaprzężone do sań, a w saniach ona z Aleksandrem we dwoje trzymają lewce. Konie nabierają takiej prędkości, iż wzbijają się w niebo! Aż im dech zapiera! Puszczają lejce i chylą się w saniach… lecą… Ten sen śnił się jej wielokrotnie, dopóki Aleksander żył. A kiedy go zabrakło, jeszcze nieraz latała na tych koniach, a on stał obok, tylko lejców już nie brał… Uśmiechał się… Tak lubiła te nocne podróże, choć wiedziała, iż konie we śnie to zwiastun choroby, a może i śmierci… Po takim locie albo ciśnienie podskoczy, albo serce zacznie dziwnie kłuć…

Tej nocy znów stali we dwoje w saniach. Ale nikt już nie kierował podróżą. Lewców w ogóle nie było. A konie podnosiły się wyżej i wyżej, aż pod chmury! Na obłoczku siedział mały aniołek ze skrzydełkami i uśmiechał się do nich. Krysia! Moja Krysia! krzyknęła we śnie Jadwiga tak głośno, iż się obudziła…

Czas już… Czas się przygotować szepnęła do siebie. Bez żalu, bez rozpaczy…

W domu zawsze dbała o porządek, więc umyła podłogę i wytrzepała tkane własnoręcznie chodniki. Wyjęła zawiniątko to, które od dawna trzymała na śmierć, wszystko poukładała, choćby napisała karteczki, co i gdzie leży. Bo bez niej nikt by tego nie zrobił. Obcy ludzie by szukali… A przyjdzie pewnie Halina, bo kto by inny! Tylko ona teraz do niej zagląda, jak siostra i przyjaciółka w jednej osobie. Mało już zostało jej przyjaciółek na tym świecie, a i tak nikt nie dotrze, bo nogi bolą. A Halina jeszcze żwawa. Przybiegnie…

Jadwiga wzięła szkolny zeszyt, długopis i zaczęła pisać list.

Wybacz mi, Haniu. Jesteś mi najbliższa. Żyłyśmy jak siostry… Nie rozpowiadaj ludziom, proszę cię, o moim strasznym wstydzie. Mnie już to pewnie nie zaboli, co ludzie powiedzą, ale proszę… Przez lata kłamałam wszystkim, i tobie też, moja siostro, iż mam troskliwą córkę, tylko nie przyjeżdża, bo chora… A prawda jest taka, iż nie wiem, gdzie ona jest. Myślę, iż żyje, ale zostawiła mnie dawno temu. I żeby nie było wstyd patrzeć ludziom w oczy, wymyślałam te historie, i tobie też… Nie czekaj na moją córkę, nie szukaj jej… Pochowaj mnie obok Aleksandra, tam, gdzie miejsce zostawiłam. Chatę i wszystko, co w niej jest, zostawiam tobie. Może twoim dzieciom się przyda. Nie potrafiłam wychować córki… Straszny wstyd za to czuję. Niech idzie ze mną do grobu… Proszę cię, siostro…

Jadwiga dobrze napaliła w piecu, zamknęła zasuwę w kominie i położyła się spać…

Halina już wieczorem zauważyła, iż u przyjaciółki jakoś nie świeci, ale czy mogła pomyśleć!

Czy nie zostawiła jakiegoś listu? pytał policjant, który przyjechał stwierdzić zgon samotnej kobiety.

Nic nie było… Nic… Ciężko jej było z samotnością, i tyle… mówiła Halina, gniotąc w kieszeni zmięty list przyjaciółki.

* * *

Jej Krysia rosła na piękną i mądrą dziewczynę. Jedyną, ukochaną. Aleksander, żonaty agronom z PGR-u, zakochał się w zwykłej pracownicy. Według praw tamtych czasów mieliby go zwolnić, wykluczyć z partii, ale jakoś tak wyszło, iż tylko go upomniano i… zapomniano. On i jego żona nie mieli dzieci, a tu proszę kobieta z pola urodziła nieślubne dziecko agronomowi! Mówili, iż sam przewodniczący miał ręce w maśle, więc pomógł gwałtownie się rozwieść i ożenić z Jadwigą. Nie będziemy tutaj robić problemów z nieślubnym dzieckiem stukał pięścią w stół. Była żona wyjechała do miasta i, jak mówili, znalazła sobie miejskiego, a oni żyli w zgodzie, córkę wychowywali, tylko… nie długo i nie za szczęśliwie.

Te same konie, podobne do tych ze snów, tylko prawdziwe, przyniosły nieszczęście. Aleksander wracał późnym wieczorem z pola rowerem od kombajnów. W ciemności wpadły na niego konie i przejechały. Woźnica był pijany i nic nie zauważył. Gdyby ktoś wcześniej go znalazł! Jadwiga czekała do świtu, nie zmrużywszy oka. Znaleźli go rano… już martwego. A można było uratować, gdyby ktoś zobaczył. Taka chyba dola…

Zdarzali się u Jadwigi zalotnicy… Ale ona choćby na nich nie patrzyła. Żyła tylko córką. A ta była dla matki radością. Uczyła się świetnie. Występowała nie tylko we wsi, ale i w powiecie. Bo i śpiewała, i tańczyła! Wszyscy mówili, iż to talent! Jeszcze i szczęściara! Za pierwszym razem dostała się do Warszawy, do szkoły teatralnej!

Jadwiga nie mogła się nacieszyć córką. Ciągle starała się do niej jeździć, przywozić jedzenie, odwiedzać. Pierwszy rok Krysia się cieszyła, choćby sama przyjeżdżała przy każdej okazji. Ale z czasem się odzwyczaiła. Jeszcze zaczęła matce ubliżać. Stała się nerwowa. Wszystko jej nie pasowało. Jadwiga przyjeżdża raz, drugi córki nie ma w akademiku. Mówią, iż znalazła sobie jakiegoś zagranicznego narzeczonego. Ze szkoły ją niedługo wyrzucili. Byli koledzy mówili, iż ten cudzoziemiec wciągnął Krysię w narkotyki. Wtedy jeszcze na wsiach o takim nieszczęściu mało kto słyszał. Co za wstyd dla matki! Straszny wstyd! Jakiś rok po tym, jak się nie widziały, Krys

Idź do oryginalnego materiału