Sąsiad, który odmienił moje życie: historia miłości zaczęta od sprzątania
Gdy Kasia po raz pierwszy zobaczyła Piotra, nowego sąsiada z szóstego mieszkania, choćby nie przypuszczała, jak gwałtownie jej życie nabierze rumieńców. Wszystko zaczęło się zwyczajnie – od jesiennego wieczoru, siatek z zakupami i skrzypiących schodów w ich podwórku w małej kamienicy pod Warszawą.
Wspinając się na drugie piętro, Kasia natknęła się na mężczyznę z małym pieskiem. Kundelek natychmiast zaczął obwąchiwać jej torby, a sam Piotr, w okularach, zmarszczył brwi i burknął:
— Lola, daj spokój, idziemy się bawić – rzucił sucho, nie kryjąc irytacji.
Kasia nie wytrzymała:
— U nas mieszkańcy sami sprzątają klatkę. Jutro moja kolej, potem twoja.
— Sami? – zdziwił się sąsiad. – Nie ma sprzątaczki?
— A kto by za nią płacił? Kamienica malutka, więc radzimy sobie sami.
Mężczyzna tylko pokręcił głową i odszedł.
Kasia mruczała pod nosem, zdejmując płaszcz, gdy z kuchni dobiegł ją dźwięk babcinej patelni.
— Z kim to się certowałaś na korytarzu? – zainteresowała się babcia, siadając na swoim ulubionym miejscu przy oknie. – Nowy sąsiad? Sympatyczny, zdaje się samotny. Tylko z tym psem ciągle chodzi.
— jeżeli ma psa, to już nie samotny – zaśmiała się Kasia.
Późnym wieczorem zabrała się za sprzątanie. Wycierając poręcze i myjąc choćby okno, zauważyła, jak Piotr wyjrzał, by zobaczyć, kto tak hałasuje mopem.
— A, to pani… Przejmuję dyżur. Dam radę – powiedział, poprawiając okulary. – Nie jestem darmozjadem. I nigdy nie byłem żonaty.
Kasia zdziwiła się. Pomyślała nawet: „Grunt to uprzejmość i staranność… Może nie taki znowu odludek?”
W następnym tygodniu znów go spotkała – tym razem uśmiechniętego. Lola przestała na nią szczekać, a wręcz merdała ogonem. Kasia zauważyła, jak Piotr niezdarnie kiwał jej głową, krępując się i poprawiając okulary.
A potem Piotr sam zaczął sprzątać klatkę schodową. Z takim zapałem, iż sąsiedzi szeptali: „U nas teraz generalne porządki co weekend!”. choćby Kasia przyznała:
— Teraz wszyscy musimy podnieść poprzeczkę czystości… Ostrzeż wcześniej, jeżeli zamierzasz lśnić!
— Nie zawsze jestem taki pracowity – zaczerwienił się Piotr. – Po prostu… no, starałem się dla pani.
I Kasia zrozumiała, iż coś między nimi iskrzy.
Gdy Piotr musiał wyjechać służbowo, poprosił ją, by zajęła się Lolą. Zgodziła się. Wtedy babcia zauważyła:
— Aha, więc o to chodzi – z psem chodzić. A może po prostu samotny…
Kasia opiekowała się pieskiem, sprzątała klatkę, myła podłogi w jego mieszkaniu i nagle zdała sobie sprawę, iż brakuje jej Piotra. Gdy wrócił, przyniósł jej kwiaty i zaprosił na herbatę, a w jej sercu zagrała muzyka.
— Awansowali mnie – cieszył się, częstując ją sernikiem. – Teraz jestem kierownikiem działu.
Później podarował jej perfumy. I wszystko byłoby idealne, gdyby nie…
Następnego dnia Kasia zobaczyła nieznajomą kobietę, która myła podłogę na klatce.
— Za kogo pani sprząta? – zapytała.
— Za szóste mieszkanie. Pomagam bliskiej osobie.
Kasię zamurowało. Bliska? Kim jest? Siostrą? Przyjaciółką? A może… kimś więcej?
Wątpliwości gryzły. Siedziała przy oknie, myśląc o spacerach, herbacie, kwiatach… Czy to wszystko była gra?
A rano zobaczyła, jak Piotr wychodzi z domu pod rękę z tą kobietą. I babcia, oczywiście, zauważyła:
— Patrz, twój „cichy” z dziewczyną spaceruje. I choćby cię nie zaprosił…
— Może to siostra – próbowała się tłumaczyć Kasia.
— Pod rękę z siostrą? Nie żartuj. Zakochałaś się w nim?
Kasia nie odpowiedziała.
Tego samego wieczoru Piotr zadzwonił do jej drzwi.
— Nie pójdę z Lolą na spacer… – zaczęła chłodno.
— Nie zapraszam na spacer, ale na kolację. Mnie i mojej mamy – powiedział, uśmiechając się.
— Mamy?! To była twoja mama?!
— Tak, ma 45 lat, urodziła mnie mając 18. Często wyglądamy jak rodzeństwo – roześmiał się.
Kasia jadła kolację z Piotrem i Ewą. Ciepło, przytulnie, jak w rodzinie. Mama okazała się serdeczna, gościnna i zaprosiła Kasię na wieś.
W drodze powrotnej szli przez park, Lola biegała obok.
— Ona cię uwielbia – powiedział Piotr. – I mama też.
— A ty? – cicho zapytała Kasia.
Wziął ją za ręce.
— Codziennie czekam na wieczór, żeby cię zobaczyć. Jestem szczęśliwy, iż mieszkasz obok. I jeżeli się zgodzisz… Chcę, żebyś była przy mnie zawsze.
Pocałowali się. W tym pocałunku była odpowiedź na wszystkie wątpliwości.
— Babciu, chyba wychodzę za mąż… – powiedziała Kasia później.
— Już? Oświadczył ci się?
— Po pocałunku. Powiedział, iż mnie kocha i iż tylko o mnie śni…
— A ty go kochasz?
— Bardzo – szepnęła. – Może i nie modny, ale najczulszy, najwierniejszy i najbardziej kochający.
— To znaczy, iż będzie szczęście – powiedziała babcia i ociA po roku, gdy ich ślubna karoca pełna kwiatów przejechała przez całe osiedle, choćby najbardziej sceptyczni sąsiedzi musieli przyznać, iż miłość czasem naprawdę zaczyna się od mopa i wiadra.