Jadwiga ostrożnie rozwiązała supeł, czując, jak mały butek drży w jej dłoniach. Sznurówki były mocne, nowe nie tak zużyte, jak te, które dostawała w schronisku. Westchnęła, spoglądając na podarte kolana chłopca.
Gotowe. Nie potkniesz się już.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko, tak czysto i szczerze, iż na chwilę otaczający go świat stracił szarość.
Dziękuję, pani.
Nazywam się Jadwiga poprawiła, przyciskając się do dźwięku własjego imienia. Tyle lat nikt nie nazywał jej tak.
Chłopiec skinął głową, wyciągnął z kieszeni zgniecioną chusteczkę i podał ją jej.
Weź, przetrzyj ręce.
Jadwiga uśmiechnęła się smutno i odmówiła.
Nie, zachowaj ją dla siebie. Twój nos lekko krwawi.
Chłopiec ostrożnie wytrzeć czoło, a w tej samej chwili na ulicy gwałtownie zahamował czarny sedan. Hamulce piszczały, a z auta wyskoczyli dwaj mężczyźni w garniturach i kobieta w okularach.
Emil! wykrzyknęła kobieta drżącym głosem. Boże, co zrobiłaś?!
Chłopiec podskoczył.
Tylko ganiałem gołębie
Prawie nam serca wysypałaś! krzyknęła, chwytając go za ramiona. Jej wzrok przesunął się na Jadwigę. Kim jesteś? Co mu się stało?!
Jadwiga cofnęła się o krok.
Nic po prostu upadł. Pomogłam mu.
Kobieta spojrzała na nią z pogardą, przeglądając od głowy do pięt podarty sweter, zmęczona twarz, dłonie z popękaną skórą.
Czy ty jesteś bezdomna?
Jadwiga milczała, jedynie skinęła głową.
Wtedy drzwi sedana otworzyły się i z nich wyszedł wysoki mężczyzna z siwą koszulą przy rękawach. Wysoki, w długim płaszczu, spojrzenie twarde niczym stal.
Co się tutaj dzieje? zapytał spokojnie, ale tonem, który zdawał się gęstnieć w powietrzu.
Ta kobieta dotknęła dziecka odparła kobieta. Twierdzi, iż mu pomogła.
Mężczyzna spojrzał na Jadwigę.
Kim jesteś?
Połknęła z trudem.
Nikt. Po prostu człowiek, który nie mógł przejść obok płaczącego dziecka.
Zamilkł, po czym ukląkł przed chłopcem, dokładnie obejrzał jego czoło.
Czy boli cię, Emilku?
Nie, tato. Ta kobieta mi pomogła. Jest dobra.
Mężczyzna wstał. Spojrzenie na chwilę zmiękło, po czym ponownie stwardniało.
Wstaw go do auta rozkazał kobiecie.
Gdy zostali sami, odwrócił się do Jadwigi.
Czy znałaś go?
Nie. Dla mnie to po prostu dziecko, które potrzebowało pomocy.
Spojrzał na nią uważnie.
Czy wiesz, ile ludzi udawałoby współczucie, gdyby dowiedzieli się, iż jest synem jednego z najbogatszych mężczyzn w Warszawie?
Jadwiga pokręciła głową.
Nie wiedziałam. I to nie miałoby znaczenia. Jego krew płynęła. To wystarczy.
Mężczyzna wyjął portfel, wyciągnął banknot 500 złotych i podał jej.
Weź.
Jadwiga cofnęła rękę.
Nie, dziękuję.
To tylko wyraz wdzięczności.
jeżeli go wezmę, to będzie transakcja. A ja nie sprzedaję tego, co czuję.
On zmrużył oczy.
Jesteś dumna jak bezdomna.
Może to jedyne, co mi pozostało szepnęła.
Mężczyzna nie odpowiedział, spojrzał na nią długo, po czym odwrócił się i wsiadł do auta.
Następnego poranka Jadwiga znów siedziała na tej samej ławce. Miasto budziło się zapach kawy i pączków mieszał się z hałasem tramwajów i kroków.
Wyciągnęła z kieszeni mały kamień ten, który Emil wcisnął jej w dłoń przed wyjściem.
Weź go, mała Jadwigo powiedział. To mój kamień szczęścia. Nie będziesz się bała w nocy.
Uśmiechnęła się i mocno ścisnęła go w dłoni.
Wtedy przed nią zatrzymał się ten sam czarny sedan. Tym razem mężczyzna był sam.
Czy mogę usiąść? zapytał.
Jadwiga skinęła głową.
Siedzieli w milczeniu przez chwilę.
Wczoraj myślałem, iż jesteś jak wszyscy inni rzec
Ale dziś rano mój syn zapytał, dlaczego nie zaprosiliśmy cię do domu. Powiedział, iż jesteś dobra.
Jadwiga odwróciła wzrok.
Nie należę do waszego świata.
A mój świat czy jest prawdziwy? uśmiechnął się gorzko. Pełen ludzi z majątkami, ale bez serc.
Wyjął kopertę i położył ją w jej ramieniu.
W środku nie ma pieniędzy. Tylko adres. Ośrodek pomocy, który finansuję. Powiedz, iż przychodzisz ode mnie. Dostaną ci pokój i pracę.
Jadwiga spojrzała na niego zdziwiona.
Dlaczego to robisz?
Bo wczoraj mój syn powiedział, iż ktoś jest dobry. I zrozumiałem, iż sam nie zasługuję już na to słowo.
Łzy napłynęły jej do oczu.
Dziękuję
Nie dziękujesz mi uśmiechnął się lekko. Powiedz to samemu sobie. Ocaliłaś nie tylko jego ale i mnie.
Wstał, ale zanim odszedł, odwrócił się.
A tak przy okazji w ośrodku szukają opiekunki. Emil z pewnością ucieszy się, widząc cię.
Jadwiga została sama na ławce. Drżąca, ale z nowym ciepłem w sercu.
Otworzyła kopertę. W środku był naprawdę adres i dziecięcy rysunek: chłopiec trzymający kobietę za rękę, a pod spodem niepewnym pismem:
Mała Jadwigo, nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
Łzy płynęły, ale tym razem nie z bezsilności ale z nadzieją. Wstała. Krok po kroku niepewnie, ale pewnie szła naprzód.
Trzy tygodnie później, na podwórku ośrodka w dzielnicy Łódź, rozbrzmiewał śmiech.
Głośniej, mała Jadwigo! Głośniej! wołał Emil, huśtając się na huśtawce.
Uważaj, żeby nie wylecieć! zaśmiała się, lekko popychając huśtawkę. Na szyi wisiał kamień, przywiązany sznurkiem jej talizman szczęścia.
Przy bramie stał mężczyzna. Patrzył na nich milcząco, a w jego oczach nie było już lodu.
Wiedział: w dzień, gdy nieznajoma kobieta podniosła jego syna, nie zmieniło się tylko życie chłopca. Zmieniło się i jego, i Jadwigi. Na zawsze.














