Samotność w deszczu

twojacena.pl 6 dni temu

Pod deszczem samotności

Żona Tomasza, Jagoda, zaczęła zachowywać się dziwnie. Pewnego dnia rozpętała awanturę o nic, obwiniając go o wszystkie grzechy świata: talerz nieumyty, skarpetki rzucone byle gdzie, ciągle zapominał o jej prośbach. Mówiła, iż ma dosyć sprzątania za nim! A przede wszystkim – nie potrafił zarobić na nowy samochód. Tomasz zaczął podejrzewać, iż nie chodzi o niego. Nie dla niego nagle zaczęła się stroić, zapisała na siłownię i odnowiła garderobę. A potem Jagoda odeszła do innego… Minął rok. Pewnego ranka Tomasz obudził się od dzwonka do drzwi. Narzucił szlafrok, powlókł się do przedpokoju, otworzył i zastygł w bezruchu, nie wierząc własnym oczom.

Ciężka, szara chmura wpełzała powoli na czyste niebo, jakby niewidzialna ręka zamalowywała je ponurym kolorem. Duże krople deszczu zaczęły stukać w szybę. Tomasz jechał uliczkami starego miasteczka nad Wisłą, z każdą minutą ulewa stawała się silniejsza, a wiatr wył coraz głośniej. W aucie było ciepło, radio cicho nuciło melodię, ale za oknem panowała zimna melancholia, od której robiło się chłodno w sercu.

Ulice opustoszały, tylko nieliczne samochody mijały go, coraz rzadziej. Ile już kół nakręcił po mieście? W domu nie mógł usiedzieć, nogi same zaniosły go do auta. Tomasz lubił rozmyślać za kierownicą, układając swoje życie jak puzzle, w których brakowało kluczowych elementów. Skręcił w wąską uliczkę, oddalając się od centrum, od domu, gdzie wszystko przypominało o przeszłości.

Tydzień temu wróciła Jagoda. Jej pojawienie się poruszyło starą ranę, rozdrapało duszę. Myślała, iż stopnieje od jej łez, przebaczy zdradę, zapomni obelgi. Odchodząc, wylała na niego wiadro pomyj, nazywając go nieudacznikiem, marnym mężczyzną. Czy można to zapomnieć?

Rok temu Jagoda rozpętała burzę o nic. Krzyczała, iż ma dość jego bałaganu, iż nie spełnia jej próśb, iż nie potrafi zapewnić jej godnego życia. „Cztery lata bez urlopu za granicą! Drugi rok nie mogę wyrwać się nad morze! – rzucała mu w twarz. – Odchodzę do kogoś, kto da mi to wszystko!” Tomasz podejrzewał, iż jej nagłe wizyty na siłowni i nowe sukienki nie były dla niego. W domu chodziła w starym szlafroku, bez makija, a na mieście lśniła. Nie zatrzymywał jej. Ból rozdzierał serce, ale przetrwał. Wypił z kumplami, ale gwałtownie się pozbierał. Z czasem zrobiło się lżej.

W pracy kobiety, dowiedziawszy się, iż jest wolny, ożywiły się. Nie potrzebowały drogich prezentów ani zagranicznych wakacji – wystarczył mężczyzna u boku. A Tomasz był dobrym kandydatem: w sile wieku, z mieszkaniem, samochodem, bez alimentów. Ale żadna nie poruszyła jego serca. Nie był przeciwny nowemu związkowi, ale iskry nie było. Kumple też odsunęli się – ich żony bały się, iż wolny Tomasz namówi ich mężów na przygody. Odwiedzał ich, ale wracał do pustego mieszkania, gdzie nikt na niego nie czekał.

Dzieci z Jagodą nie mieli. Tomasz nie przejmował się – nie wszystkim od razu się udaje. Jagoda choćby się badała, lekarze mówili, iż wszystko w porządku, trzeba czasu. Ale przy rozwodzie wyrzuciła: „Jesteś do niczego! choćby żonę wybrałeś taką, która nigdy nie urodzi!” Te słowa ciąły jak nóż. A jednak, gdyby została, pewnie przebaczyłby. Ale odeszła.

Rok później rozległ się ten dzwonek. Tomasz otworzył i oniemiał. W progu stała Jagoda, z zapłakanymi oczami, błagająca o przebaczenie. „Pomyliłam się, zrozumiałam, kocham cię” – powtarzała, tuląc się do niego. Odpowiedział, iż wybacza, ale nie zapomni. Jak przyjąć z powrotem tę, która bawiła się z innym, a teraz wraca, bo ją zostawiono? „Wpuściłabyś mnie, gdybym to ja odszedł?” – spytał. Milczała. Wychodząc, kazał jej zabrać swoje rzeczy i zniknąć z jego życia. „Nie mam dokąd pójść” – szepnęła. „A do matki na wieś?” – rzucił.

Wtedy, podobnie jak teraz, jeździł po mieście do zmierzchu, aż padł. Postanowił: jeżeli będzie w domu, spróbują od początku. W końcu przywykł do niej, znał ją. Ale mieszkanie było puste. Tomasz nie zmartwił się. Pomyślał i zrozumiał: nic by z tego nie wyszło. Wróciła z desperacji, a potem, znalazłszy kogoś lepszego, znów by odeszła. Jak po tym ufać?

Deszcz przybrał na sile, wycieraczki ledwo nadążały z wodą. Tomasz jechał, tocząc w myślach dialog z samym sobą. Postanowił zrobić jeszcze jedno kółko, zatankować i wrócić do domu. Na światłach zatrzymał się. Nagle dostrzegł kobiecą postać pod drzewem. Wiosenne liście nie chroniły przed ulewą, była przemoczona do suchej nitki, patrzyła w pustkę. Czerwone światło zaraz zmieni się na zielone, a ona wciąż stoi. Na kogoś czeka? A może, jak on kiedyś, nie wie, dokąd iść?

Światła zmieniły się, Tomasz przejechał, ale zaraz zawrócił. Otworzył okno i zasygnalizował. Kobieta nie drgnęła. „Wsiadaj! Gdzie cię podwieźć?” – krzyknął. Powoli odwróciła głowę. Łzy czy deszcz na jej twarzy? „Nie mogę tu stać” – przynaglił. Kobieta, ledwie powłócząc nogami, podeszła i wsiadła. Jej usta drgnęły, ale uśmiech się nie udał. „Tapicerka będzie mokra” – pomyślał Tomasz, włączając podgrzewanie siedzeń.

Przeciągnęła dłonią po mokrych włosach, próbując naciągnąć sukienkę na kolana. Tkanina przylepiała się. „W schowku chusteczki” – powiedział, ruszając. Wzięła jedną, otarła twarz. Jechali w milczeniu. „Gdzie cię zawieźć?” – spytał w końcu. „Nie mam dokąd” – odparła cicho. Jej głos był miękki, ale czuć w nim było beznadzieję. „No i wtopiłem się” – błysnęło mu w głowie. „Przypomniałam sobie. Na dworzec” – dodała. „Dobrze. Od męża uciekasz? Do matki jedziesz? Gdzie bagaże?” – spytał, widząc jej zdziwione spojrzenie. „Mąż odszedł dwa lata temu. Matki nieTomasz westchnął głęboko i odparł: „W takim razie jedźmy tam, gdzie nikt cię nie znajdzie, i zacznijmy od nowa.”

Idź do oryginalnego materiału