Samo słońce z tubki

zszafykariatydy.blogspot.com 8 lat temu


Słoneczne dni już za nami. Są pewnie takie czytelniczki, które chciałyby utrwalić opaleniznę z wakacyjnych wojaży. Ja nie jestem jednak zwolenniczką tradycyjnego opalania. Wolę bezpieczeństwo i zdrowie niż ryzykowne wystawianie skóry na szkodliwe promieniowanie dla uzyskania przyjemnego efektu estetycznego. Uważam, iż samoopalacze to dość dobre rozwiązanie, choć nie idealne. Przecież jakby tego nie nazwać to po prostu celowe stosowanie środków chemicznych dla uzyskania poprawy kolorytu naskórka. Jadnak jak z wszystkim nie należy przesadzać i uważać. o ile masz skórę wrażliwą lub alergiczną stosowanie samoopalaczy może spowodować nadmierne wysuszenie naskórka. Na szczęście w tej chwili producenci takich preparatów dodają do nich substancje ochronne i nawilżające. Więc wydaje się, iż możemy bezkarnie cieszyć się skórą muśniętą słońcem cały rok.

Samoopalacz jednak samoopalaczowi nierówny. Moje doświadczenia są różne. Cechy istotne w takich produktach to odpowiednia konsystencja i efekt jaki pozostawia na skórze po zastosowaniu, czyli tzw. smugi. Nieestetyczne plamy to zmora stosowania słońca z tubki. Wiele błędów, które popełniamy podczas aplikacji to zwyczajnie nasza zasługa a na efekty nie trzeba długo czekać. Skóra powinna być bowiem odpowiednio przygotowana. Peeling jest niestety niezbędny. Nakładanie samoopalaczy dzięki rękawicy pozwala równomiernie rozprowadzić preparat. Do twarzy dobrze zastosować gąbeczkę. Na miejsca bardziej wysuszone czyli kolana, łokcie, kostki, nadgarstki należy uprzednio nałożyć balsam nawilżający, dzięki czemu unikniemy zbyt intensywnych przebarwień. Po zabiegu najlepiej umyć dłonie i odczekać około minuty i dopiero się ubrać. Pamiętając o tej zasadzie nie zabrudzimy ubrania. To takie porady o których większość Pań stosujących samoopalacze doskonale wie ale nie zaszkodzi je przypomnieć. Teraz będzie już samo przyjemne, czyli moje testy trzech środków brązujących.

Lirene Dermoprogram, Bronze Collection, samoopalający krem do twarzy i ciała
Z całej palety Lirene wybrałam właśnie krem. Choć chyba najbardziej popularne są balsamy, których jest cała masa. Zawiera w swoim składzie kompleks PRO-Bronze-Care jest to formuła wykazująca działanie odżywczo-nawilżające. Zachęcająca jest lekka kremowa konsystencja, która sprawia iż można nałożyć cienką warstwę samoopalacza. Bardzo gwałtownie się wchłania pozostawia skórę miękką i nawilżoną, no i oczywiście muśniętą delikatnym złotawym efektem kolorystycznym. Dokładnie to czego szukałam bez smug i przebarwień. Opalenizna pojawia się po około 2 godzinach od aplikacji. Najlepszą zaleta jaką posiada jest niezaprzeczalnie przyjemny słodkawo-kwiatowy zapach. Dzięki tej kompozycji po zastosowaniu kremu Lirene można poczuć się odświeżonym i wypoczętym. Ewidentnie ten krem działa na moje zmysły. Dlatego będę go wypatrywać podczas kolejnych zakupów kosmetycznych. w tej chwili krem dostępny jest w Rossmann'ie w promocyjnej cenie 12.99 zł za opakowanie 75 ml, więc może się skuszę na kolejne opakowanie.

Skład:Aqua (Water), Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Dihydroxyacetone, Glycerin, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Glyceryl Stearate, Methyl Gluceth-20, Isopropyl Myristate, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Palmitic Acid, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Cetyl Alcohol, Citric Acid, Methylparaben, Phenoxyethanol, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Parfum (Fragrance), Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Linalool, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Caramel.
Kolejnym moim słoneczkiem w tubce było “Sun Ozon” – mleczko. Jest to marka dostępna również w drogerii Rossmann. Tym razem przyciągnęła mnie niesłychanie korzystna cena. Opakowanie duże, bardzo duże, bo aż 200 ml można kupić za 9.90 zł. Ja bladolica kobieta pomyślałam ekonomicznie przyda się taki zakup! Starczy z pewnością na długo ale czy można być z tego mleczka dostatecznie zadowoloną...hmm. Owszem forma mleczka jest delikatna więc aplikacja jest dość prosta. Pomimo jednak trzymania się dokładnie zasad procedury rozprowadzania samoopalaczy o której Wam pisałam wcześniej. Zdarzają się miejsca, które nie są równomiernie zbrązowione po zastosowaniu mleczka. Największym minusem tego specyfiku jest dziwny nieprzyjemny zapach. Reasumując nie wiem czy warto przedkładać ilość nad jakość. Bo przecież my kobiety lubimy przyjemne, pachnące oraz skuteczne kosmetyki i do takich chętnie wracamy. “Sun Ozon” - mleczko to raczej wybór mało przemyślany...choć dla oszczędnych może być trafny.
Skład: Aqua, Isopropyl Palmitate, Glycerin, Ethylhexyl Stearate, Dihydroxyacetone, Cetearyl Alcohol, Methyl Glucose Sesquistearate, Dimethicone, Panthenol, Glyceryl Stearate, Tocopheryl Acetate, Citric Acid, Parfum, Xanthan Gum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Disodium EDTA, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder.

Na koniec muszę się przyznać, iż zaintrygowała mnie ostatnio w aptece seria Ziaji Cupuacu. Niestey nie mam w czcionkach tego francuskiego C z ogonkiem, który jest w nazwie ale i tak znajdziecie produktu na półkach apetycznych lub sklepowych bez problemu. Dostałam ostatnio kilka próbek, Brązującego kremu odżywczego na dzień Ziaja Cupuacu. W składzie tego kosmetyku można znaleźć oczywiście masło cupuacu i karite dlatego krem dobrze odbudowuje lipo-strukturę naskórka. Może on być śmiało stosowany jako krem ochronny przed promieniami UV oraz jako kosmetyk łagodzący podrażnienia. Nawilżenie i zmiękczenie naskórka uzyskuje ponieważ zawiera olej makadamia a także olej z orzechów brazylijskich. Ten ostatni olej jest również wyczuwalny w zapachy kremu, przynajmniej tak mi się wydaje. Zbrązowienie skóry po zastosowaniu tego kremu jest naprawdę delikatne gdyż zawiera minimalne stężenie DHA ( dihydroxyaceton) a jest on odpowiedzialny za powstawanie opalenizny. Jak zwykle Ziaja wypuściła całkiem dobrą serie, która mnie nie zawiodła. Mam jeszcze balsam ale go dopiero wypróbuję. Ma dość szerokie zastosowanie i nadaje się również jako maseczka do włosów. Upss, czemu nie zobaczymy jak to działa. Bardzo prawdopodobne, iż znajdziecie test tego balsamu u mnie na blogu przy okazji tematów pielęgnacji włosów. W każdym razie krem brązujący zasługuje na przetestowanie o ile macie na to ochotę. Nie jest wykluczone, iż już go testowałyście. o ile tak napiszcie jakie są Wasze opinie.

Skład: Aqua (Water), C12-15 Alkyl Benzoate, Octocrylene, Triethylhexanoin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxydibenzoylmethane, Dimethicone, Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol, Dihydroxyacetone, Elaeis Guineensis (Palm) Oil, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Bertholletia Excelsa Seed Oil, Tocopherol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Gossypium Herbaceum (Cotton) Seed Oil, Squalane, Theobroma Grandiflorum Seed Butter, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Parfum (Fragrance), Linalool, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Citric Acid.
Żegnam się z Wami i życzę pomimo jesiennej pogody jak najwięcej słoneczka, choćby takiego z tubki. Na to zawsze sobie można pozwolić, no i dobrze łykać witamine D3 w pigułce. Nie zapominajcie o tym suplemencie jesienią i zimą podobno działa również na nasze samopoczucie. Bez obaw jakoś przetrwamy do wiosny.

Idź do oryginalnego materiału