To był sądny dzień. Dosłownie. Byłam na rozprawie. W sądzie. Zeznałam prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Wysoki Sąd była kobietą. Mam nadzieję, iż równie miłą przy wydawaniu wyroku, jak w trakcie rozprawy. Nie nie nie - nie ja byłam w charakterze pozwanej. Przeciwnie.
Na odreagowanie zafundowałam sobie (na wyprzedaży) szeleszczącą spódnicę. Idealnie pasuje do niej mój stary naszyjnik. Poza tym w ałtficie udział biorą handmajdy: TEN i TEN.
Na ścianie sądowego budynku, wypatrzyłam interesujące mozaiki. Potem doczytałam, iż autorstwa Ewy Żygulskiej. Jedna z nich: