Rozwodziłem się z żoną i zaczęliśmy dzielić dobytek. Wtedy pojawił się problem. „Zabierz tego!” powiedziała żona. „Jesteście do siebie podobni jak dwie krople wody!”
Tak w naszym domu zamieszkał przepiękny kakadu o kocim imieniu Hrabia, którego moja mama natychmiast przemianowała na Krzysia.
Ten papuga przypadł mi w udziale podczas podziału majątku, choć tak naprawdę nigdy nie był nasz, bo mieszkał w jej domu na długo przede mną.
Krzyś był wspaniały pod każdym względem, ale jeden jego brak spędzał nam sen z powiek – Krzyś nie mówił. Wszystkie nasze próby wyduszenia z niego choć słowa kończyły się porażką. Papuga milczał jak grób. Tylko dziadek nie pochwalał tych metod.
„Zostawcie tego ptaka w spokoju!” burczał. „Nie macie z kim porozmawiać?”
Chyba właśnie dlatego Krzyś i dziadek się zaprzyjaźnili. Dziadek lubił go jako cierpliwego, milczącego słuchacza, a papuga uwielbiał, przechylając głowę, słuchać, gdy dziadek coś majstrował w warsztacie albo wieczorem sięgał po kieliszek.
W końcu postanowiliśmy pokazać Krzysia sąsiadce, która trzymała dwie gadanliwe papużki faliste i uchodziła za specjalistkę od nauki ptaków polskiej mowy. Czy trzeba dodawać, iż Krzyś zrobił na niej piorunujące wrażenie?
Była nim zachwycona! Krążyła wokół niego, klaszcząc w dłonie, coś mamrocząc, aż w końcu postanowiła go pogłaskać. Wyciągnęła rękę i dotknęła palcem głowy drzemiącego spokojnie ptaka.
Zaniepokojony Krzyś otworzył jedno oko, spojrzał niechętnie na obcą kobietę i nagle wypalił jasnym, wyraźnym głosem:
„Zostaw tego ptaka w spokoju!”
Sąsiadka zemdlała, a Krzysia od tej chwili ruszyło z miejsca. Jak w tym żarcie o niemym chłopcu, który nagle przy obiedzie oznajmił: „Zupa jest za słona!”, a na pytanie: „Czemu milczałeś przez dziesięć lat?”, odparł: „Bo wcześniej było w porządku!”
Tak właśnie było z Krzysiem. Milczał, milczał, aż w końcu się odezwał. Problem w tym, iż mówił głosem, intonacją, a przede wszystkim słownictwem dziadka. Dziadek, jeszcze krzepki staruszek, był podczas wojny kierowcą, wrócił bez jednej nogi i całe życie pracował jako stolarz. Nigdy nie przebierał w słowach i miał słownik typowy dla człowieka o takim usposobieniu. Dlaczego papuga wybrał akurat dziadka jako wzór do naśladowania – to pozostaje zagadką, ale fakt jest faktem – Krzyś przeklinał po stolarsku, z werwą i polotem.
Sąsiadka była w szoku, ale nie poddała się. Postanowiła wziąć Krzysia pod swoje skrzydła.
Nauczyć go dobrych manier i czystej polszczyzny. Z własnej inicjatywy przychodziła niemal codziennie, prowadząc z nim lekcje według jakiejś specjalnej, zagranicznej metody.
Dziadka to wkurzało, ale starał się zachować zimną krew. Tylko po wyjściu sąsiadki coś mamrotał pod nosem.
Łatwo się domyślić co. W końcu, widząc, iż jej wysiłki nie przynoszą choćby najmniejszych efektów, sąsiadka, ku euforii dziadka, porzuciła naukę.
A jakieś dwa miesiące później, gdy cała rodzina piła wieczorem herbatę, zajrzała do nas, by zapytać o zdrowie Krzysia. Papuga, siedzący z nami w kuchni, na jej widok ożywił się i nagle oznajmił:
„Dbajcie o papugę! Krzyś to cenna ptaszyna!”
To było zdanie, którego sąsiadka bezskutecznie próbowała go nauczyć przez kilka miesięcy. choćby fakt, iż wypowiedział je głosem dziadka, nie zepsuł jej radości. Zdawało się, iż łza wzruszenia pojawiła się w jej oku. A papuga spojrzał na nią, rozpromienioną własnym sukcesem, i dodał tym samym głosem:
„Lepiej byś kota nauczyła gadać, wariatko jebana…”