Siedziałyśmy z córką i płakałyśmy: po dwudziestu latach małżeństwa mąż zostawił mnie… po prostu wysyłając SMS-a.
Z Anią tuliłyśmy się w kuchni, zalane łzami, które same leciały po naszych policzkach. Zostałyśmy porzucone — matka i córka, prawie w tym samym momencie. Ja przez męża, ona przez swojego chłopaka. Różnica tylko taka, iż Ania ma dziewiętnaście lat, a ja czterdzieści. Ale ból był taki sam. I gorycz też.
Nikt nie miał odwagi powiedzieć nam prawdy w twarz. Ania dostała krótką wiadomość na messengerze: „Przepraszam, jestem z kimś innym. Nie szukaj mnie”. Ja — SMS-a: „Musimy się rozwieść. Zakochałem się w innej kobiecie”. I to po dwudziestu latach małżeństwa. Po wspólnym życiu, świętach, wyjazdach, po tym, jak wychowywałam córkę, dbałam o niego, wybaczałam wybuchy, znosiłam jego nieobecność. A wszystko, na co zasłużyłam, to jedna linijka na ekranie.
Dwie godziny później wpadł jak po swoje rzeczy. Bez rozmowy, bez wstydu. gwałtownie spakował torby. choćby nie spojrzał w moją stronę. Dopiero Ania wyskoczyła ze swojego pokoju i patrzyła na niego, jakby stał przed nią obcy człowiek. Nic nie powiedział. Po prostu wyszedł. Zamknął drzwi.
Dwa dni wcześniej jej chłopak też zniknął. Bez słowa. Gdy byłyśmy w sklepie, zabrał swoje rzeczy i po prostu wyszedł. W domu zrobiło się nie do zniesienia cicho. Płakałyśmy. Potem przyszło odrętwienie. A później — złość.
— Mamo, a może wymienimy zamki? — nagle zapytała Ania.
Skinęłam głową. Wymieniłyśmy. I nie tylko to. Zebrałyśmy wszystko, co przypominało o nich: ubrania, przedmioty, zdjęcia. Spakowałyśmy do czarnych worków. Wyrzuciłyśmy. Zostawiłyśmy tylko to, co naprawdę było potrzebne. Jego narzędzia sprzedałyśmy. Sąsiadkom oddałyśmy zastawę — dla dwóch osób to za dużo. Naprawiłyśmy zepsutą toaletę, zrobiłyśmy porządki, kupiłyśmy kwiaty na parapet. Zaczęłyśmy żyć we dwie. Bez mężczyzn. Bez krzyków. Bez nerwów.
— Mamo, może weźmiemy kota? — spytała Ania pewnego wieczoru.
— A co z alergią ojca?
— No właśnie, dobrze, iż poszedł.
I wzięłyśmy kotka. Czarnego. Sprytnego. Z oczami jak u pantery. Stał się naszą pociechą.
Wzięłam rozwód. Były zgodził się wypisać z mieszkania, żebym nie musiała dzielić się z nim samochodem. Już tydzień później wrzucał w sieci zdjęcia z nową „miłością” — dziewczyną, która ledwo skończyła dwadzieścia trzy lata. Trzy lata starszą od naszej córki.
I wiecie co? Nie oszalałam. Nie rozpadłam się. Zapisałam się na siłownię. Zmieniłam fryzurę. Zaczęłam brać dodatkowe zmiany w pracy. Szef mnie chwalił za zaangażowanie. Ania znów się uśmiechała. Po pół roku poszła na pierwszą randkę po rozstaniu. Żyłyśmy. Oddychałyśmy. Zaczęłyśmy od nowa.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego wieczoru on nie wrócił. Nie zapukał. Nie stanął w progu z walizką i głupią miną.
— Ona mnie rzuciła — powiedział. — Chcę wrócić do domu.
— A my nie mamy dla ciebie domu — odparłam spokojnie, stojąc w drzwiach.
Ania podeszła i stanęła obok.
— Mamo, nie wpuszczaj. Proszę.
I nie wpuściłam. Zamknęłam drzwi. A on stał za nimi i powtarzał:
— To wszystko przez ciebie. Nie trzymałaś mnie. Oddaliłaś się. Jesteś zimna. Ty…
A ja stałam i myślałam: po dwudziestu latach małżeństwa nie potrafiłeś choćby spojrzeć mi w oczy, gdy odchodziłeś. Napisałeś SMS-a. A teraz obwiniasz mnie, iż nie przyjęłam cię z powrotem?
A wokół wszyscy oczekiwali, iż się rozmyślę.
— Sama nie dasz rady — mówiła moja mama.
— Nie przegap szansy — radziła była teściowa.
— W twoim wieku już nikomu nie będziesz potrzebna — szeptała siostra.
Nawet w pracy koledzy kręcili głowami:
— No ale wrócił. No pomylił się. Można wybaczyć…
Nie. Nie wybaczyłam. I nie wybaczę.
Bo są rzeczy, których wybaczać nie wolno. Nie dlatego, iż jesteś mściwa. Ale dlatego, iż szanujesz siebie. Bo nie jesteś rzeczą, którą można rzucić, a potem odzyskać. Nie starą koszulą. Nie opcją zapasową.
— Naprawdę wymażesz dwadzieścia lat życia przez jeden błąd? — spytał mnie później, gdy próbował jeszcze raz zadzwonić.
— Wymażę je przez twoją tchórzliwość — odpowiedziałam. — Mogłeś odejść jak mężczyzna. A uciekłeś jak chłopiec. I wróciłeś tylko dlatego, iż z tamtą nie wyszło. To nie jest miłość. To strach przed byciem samym.
Teraz już wiem: żaden były mąż nie odbiera ci wartości. Żadne wspomnienia nie są warte tego, by znów sobie robić krzywdę.
A my z Anią — żyjemy. W ciszy. W spokoju. Z kotem. I z nowym zamkiem w drzwiach.