RÓŻowa spódnica przeszła długą drogę, zanim się pojawia na blogu. Do jej zrobienia zainspirował mnie bukiet różowych róż, który dostałam na Dzień Kobiet. Tak, w marcu. Zamówiłam bawełnę (nie pamiętam już jaką) też nie od razu. Musiałam pochodzić z myślą w głowie (bo przecież nie przepadam za kolorami, za różowym). Róże zdążyły solidnie uschnąć (mam je do teraz), zanim zaczęłam dzierganie. Pierwszym pomysłem była sukienka, ale patrząc na gotową wiszącą na wieszaku, nabierałam pewności, iż w niej chodziła nie będę. Po miesiącu przyglądania się - sprułam. I zaczęłam od początku. Z nową, spódnicową koncepcją. Od tego różu robiło mi się powoli niedobrze, ale do nierzucania roboty w cholerę, mobilizowały mnie kolejne róże (nie tylko różowe), pojawiające się w zasięgu wzroku. Bo akurat trwało lato. Aż w końcu, po 9 miesiącach, w grudniu po południu RÓŻowa
spódnica (autorska, bezszwowa, na drutach, na gumce) gotowa do zaistnienia 🌸🌸🌸
W międzyczasie dostałam prezent od Synka. Wyjątkową dla mnie książkę Niech pana bóg błogosławi, panie Rosewater Kurta Vonneguta. To od niej rozpoczęła się moja fiksacja twórczością tego pisarza. Trafił w sam środek mojej głowy na początku lat 90'. Mam prawie wszystkie jego książki. Brakowało tej, najważniejszej. Oszalałam, kiedy Syn mi ją wręczył 🩷
Od róż, przez RÓŻową spódnicę, do Rosewatera - tak wszystko się spięło:
Tyyyyle różu...
Różowa czapka bawełniana podwójną nitką hand made by Sivka:
Bukiet z Dnia Kobiet:
Que Sera Sera w wykonaniu Pixies:
Pełnia lata:
Kwietnoróżowy krzaczek w listopadzie: