Rozdział II.9. / Wypracow

publixo.com 10 godzin temu

Jaśmina zamknęła drzwi za kapitanem Kaelem wynoszącym magiczny portret jej ojca i prędko powróciła przed lustro, gdzie czekała na nią Taris.

- Jaśmino, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie - zaczęła poważnie czarodziejka.

“Phi” - przeleciało przez głowę Jaśminy - “jak bym do tej pory cioteczki słuchała nieuważnie...”. Czy to na skutek czarów, czy lat doświadczeń, Taris zmarszczyła brwi, piorunując Jaśminę spojrzeniem:

- Jaśmino, jestem dumna z ciebie, ale teraz czeka cię naprawdę poważne wyzwanie...
- A co? Mam sobie zrobić autoportret tymi patykami i zawisnąć na ścianie obok mego ojca? - prychnęła Jaśmina.
- Nie, moja droga - odrzekła nad wyraz spokojnie ciotka – dla ciebie przeznaczona jest ewakuacja...
- Jak to? - Jaśmina aż podskoczyła - Ewakuacja?! A dlaczego mojego ojca tylko co przenieśliśmy na płótno? Jego nie można było ewakuować?!
- Uwierz mi, moje dziecko, wiem, co robię. Petryfikacja na portrecie była prostsza. I – wbrew pozorom – lepiej będzie, żeby Hagen chwilowo pozostał... iż tak powiem... w cieniu wydarzeń. A te patyki są już tylko patykami – one były jednorazowego użytku. W tej sytuacji ciebie trzeba ewakuować.
- Chwila, chwila – rezolutnie przerwała ciotce Jaśmina - jeżeli mnie można, czy tam trzeba, ewakuować, to równie dobrze ty mogłabyś pojawić się tutaj. Parę magicznych fajer-boli czy innych immolejszynacji i po orkach zostanie kupka popiołu. Przecież to proste!
- Chciałabym, żeby to było takie proste - odrzekła zafrasowana Taris – po pierwsze, protokół przejścia zawsze wymaga uczestnictwa dyplomowanych magów w miejscu wejścia i wyjścia przechodzącego. Po drugie, zrozum, ja działam, póki co, zakulisowo. Nikt jeszcze w Cesarstwie nie wie, co się dzieje. I mam nadzieje, iż się nie dowie, póki ja nie zdobędę więcej informacji, co tak naprawdę się tam u was wyprawia. Moja droga Jaśmino, doceniam twoją inwencję i zaangażowanie, ale to naprawdę nie czas na roztrząsanie politycznych niuansów. Ewakuujesz się ty. I to natychmiast.
- Ale sama powiedziałaś, iż do przejścia potrzebni są magowie. A ja tu nie mam żadnego maga... - w głosie Jaśminy dało się wyczuć niepokój.
- Nie przejmuj się - łagodnie zaczęła Taris - już przed laty pomyślałam o tym. Masz na szyi medalion twojej matki. Ten zielony kamień to nie szmaragd. To coś znacznie bardziej ciekawego. To rezerwuar many, który pozwala ci na korzystanie z niej również w miejscach, gdzie jej stężenie jest nikłe lub nie ma jej wcale. Im bardziej szmaragdowy jest jego kolor, tym więcej many ma zaabsorbowane do wykorzystania. W podróży międzywymiarowej dobrze jest mieć coś takiego. W czasach, kiedy nie było u was żadnego czarodzieja, zaplanowałam taki malutki awaryjny wariancik. Wariancik przejścia bez udziału maga-nadawcy. Eksperymentalny, ale bądź spokojna – ma mocne podstawy teoretyczne w szeroko rozpowszechnionej literaturze przedmiotu...
- Ciociu... - oczy Jaśminy rozszerzyło zaniepokojenie.
- Mówiąc krótko: ja otwieram portal, ty wypijasz miksturę transformacyjną i hop! - przechodzisz przez portal bez uczestnictwa nadawcy. Proste i eleganckie jednocześnie, nieprawdaż?
- Ciociu, nie jestem twoją studentką... Jaką miksturę mam wypić?
- No tak, zważywszy na okoliczności, powinnaś znać jednak nieco więcej szczegółów. Tak... tak na wszelki wypadek. Jednak nauczanie dystancyjne ma pewne ograniczenia...
- W tej chwili z dziedzińca zaczął dobiegać do wieży zgiełk inwentarza, który szeroką tyralierą wydostał się z zabudowań gospodarczych na zamkowy podwórzec.
- Cóż tam się u was wyprawia? Jarmarku dawno nie było, czy co? – Taris wyraźnie wyglądała na wytrąconą z równowagi.

Jaśmina podbiegła do okna. Na dole malował się obraz trudny do przedstawienia słowami. Baran Czak ganiał za jakimś orkiem. Parę świń ganiało pozornie bez celu. Pozornie, bowiem gwałtownie znalazły przystań w jedynej na podwórcu kałuży i z kwikiem zaczęły się w niej tarzać. Nad tym wszystkim latało domowe ptactwo, czyli loty te nie należały do wysokich. Chór owiec, zbitych w wylękniałe stadko, beczał żałośnie. Kilka klaczy, a na koniec Insanus, przekłusowało raźno przez dziedziniec i znikło w otwartej bramie. “Improwizacja” - pomyślała Jaśmina - “brawo, koniku!”.

- Jaśmino, co się dzieje? - dopytywała się zaniepokojona i zniecierpliwiona Taris.
- Nic takiego, proszę cioci - najwyraźniej operacja “ewakuacja” objęła również i trzodę chlewną, niechaj ciocia nie zwraca na to uwagi. Na czym to stanęliśmy?
- Ano właśnie... Na czym? A! Wypijasz miksturę i się ewakuujesz.
- A można szerzej o tej miksturze?
- No dobrze. Musisz wiedzieć kilka rzeczy. Otóż istnieją w przyrodzie zwierzęta, które w naturalny sposób potrafią korzystać z many. Są to między innymi koty i jednorożce. Jak pewnie wiesz, jednorożce stanowią byt tyleż magiczny, co mityczny, więc pozostaje nam skupić się na faktach... to jest na kotach. Koty, od wieków stanowią przedmiot zainteresowania nauk magicznych jako stworzenia, które indywidualnie, bez bodźców zewnętrznych potrafią czerpać manę z otoczenia. Nauka magii nie pozostało zgodna, do czego jest im to potrzebne, ale fakt pobierania many przez koty nie jest kwestionowany. Przynajmniej nie powszechnie.

Jaśmina poczuła przed lustrem, iż ogarnia ją senność. Kociokwik z dziedzińca i monotonny głos ciotki Taris zlały się w niebezpieczną jedność.

- Jaśmino! Ty mnie słuchasz?! - Taris podniosła głos z magicznego zwierciadła.
- Tak, tak, ciociu – koty czerpią manę z otoczenia.
- No właśnie. I jako takie stanowią same w sobie nośnik magii. W przeciwieństwie do ludzi, którzy z natury nie są magiczni. Reasumując a contrarium, żeby przejść przez magiczny portal bez asysty maga nadawcy, przynajmniej od strony teoretycznej, należy się znajdować w stanie magicznym a priori i per se kontynuować stan ten w czasie międzywymiarowej podróży, ergo – trzeba być kotem!
- Słucham? - oczy Jaśminy zrobiły się wielkie niczym złote monety.
- No tak, to trudne do ogarnięcia. Dla samoistnego przejścia musisz być i sobą, i kotem jednocześnie. Mikstura przetransformuje twoją cielesną powłokę na kota, zachowując twoje ego. I w tym stanie - krótkotrwałym, rzecz jasna – przejdziesz przez portal, wylądujesz przy fontannie w szkolnym parku, jaką doskonale widzę z okna i... już! Potem natychmiast cię zdeanimalizuję i voilà - była Jaśmina w Nordii, jest Jaśmina w Leoh. Prosto i elegancko, czyż nie?
- Brzmi to niezmiernie optymistycznie – niepewnie rzekła Jaśmina.
- Ależ moje dziecko, to się musi udać. Najważniejsze, byś w czasie podróży była odpowiednio skoncentrowana na celu. Pamiętasz przecież fontannę w parku. Prosta forma, kamień, woda, trawa wokół - naturalne żywioły i pierwotna roślinność. A! Jeszcze jedno. Nie to, żebym cię jakoś miała lękać, ale wszystkie relacje z podróży międzywymiarowych podkreślają, żeby jak najszybciej dokonywać samego przejścia. Teoria mówi, iż można utknąć między wymiarami, jeżeli się zdekoncentrować. A praktyka zna nieco przypadków, kiedy międzywymiarowi podróżnicy wprawdzie rozpoczynali podróż, ale jej nie kończyli. Czyli..., czyli jakby rzeczywiście pochłaniała ich przestrzeń między wymiarami czy co tam jest – bo co do tej przestrzeni to też nie ma zgodności w teorii. No i dlatego właśnie opracowałam schemat, iż do takich podróży najlepszy jest kot jako nośnik. Magiczny sam w sobie, krążą legendy o jego żywotności, słowem: idealny wehikuł transwymiarowy... Miksturę znajdziesz w skrytce w ścianie. Dziecko, pora się spieszyć. Harmider na dziedzińcu nie potrwa wiecznie, a Kael przecież już nie broni zamku, tylko ewakuuje podziemiami mieszkańców. Nie mamy dużo czasu.
- Jakie są ryzyka? - zapytała Jaśmina.
- Na bogów! - żachnęła się ciotka – przypominasz mi moją siostrę! No jasne, iż jest z tysiąc faktorów ryzyka rozpoznanych i kolejne pięć tysięcy zupełnie nieznanych. Ale zdecydowanie bardziej ryzykowne jest tkwić w komnacie na wieży, do której lada moment zaczną dobijać się orki. Pij miksturę, a ja zaraz otworzę portal.
- Zaraz, zaraz! Mnie się to wszystko stanowczo nie podoba. Może jednak są jakieś inne warianty? Przecież to szaleństwo!
- Oczywiście, iż są inne warianty. Możesz na przykład zejść na dół i uprzejmie poprosić pana użgaardzkiego rycerza oraz towarzyszące mu orki, żeby odeskortowali cię do portu w Valis. Gdyby ta pozycja negocjacyjna okazała się nazbyt daleko idąca z ich punktu widzenia, możesz nieco spuścić z tonu i zaproponować po prostu, by dali nam czas potrzebny do obmyślenia innych sposobów... Jas, czy ja słyszę kroki na schodach? Dziewczyno, na bogów, pośpiesz się wreszcie!

Rzeczywiście, przez zamknięte drzwi dał się słyszeć odgłos zbliżających ciężkich kroków oraz rosnący rumor. Jaśmina niepewnie zbliżyła się do skrytki w ścianie, z której wcześniej wyjęła patykowy petryfikator. Stała tam jeszcze buteleczka z ciemnego szkła z pięknie wykaligrafowaną etykietką “Felis domesticus transformatio incredibili veri”. Mniejsze literki głosiły “non probata in hominibus”. Jaśmina westchnęła. Być może trzeba się było uczyć tej dziwacznej mowy medyków i czarodziei.

Kiedy Jaśmina tak rozmyślała o sensie poświęcania czasu w poszerzanie wiedzy, za jej plecami Taris nie próżnowała. Nieopodal stołu, nisko nad podłogą zmaterializował się międzywymiarowy portal. Miał postać niezbyt wielkiej, ciemnej sfery, jaka kręciła się wokół własnej osi. A może to tylko pełzające po jej powierzchni srebrzyste żyłki tworzyły złudzenie obrotu sfery. Jaśmina odwróciła się z buteleczką w dłoni i spojrzała na portal. Potem przeniosła wzrok na obraz Taris w lustrze. Twarz czarodziejki była pełna skupienia i determinacji.

- Wiem, iż się boisz - powiedziała cicho Taris – Ja też się boję. Ale uwierz mi, nigdy nie podjęłabym takiego ryzyka, gdyby udało mi się wymyślić coś innego. A wierz mi, myślałam długo. Jesteś wszystkim, co mi pozostało po siostrze... - głos czarodziejki zadrżał - No, wypij ten soczek z demona i wskakuj w portal. Uszy do góry. Będzie dobrze – Taris przemogła chwilę własnej słabości.

Jaśmina nie odpowiedziała. Odpowiedzią na słowa Taris było głuche stuknięcie czegoś ciężkiego w drzwi laboratorium. I jeszcze jedno stuknięcie. I jeszcze jedno. Jaśmina szybkim ruchem odkorkowała flaszeczkę i jeszcze szybciej podniosła ją do ust. Przechyliła, wylała całą jej zawartość i przełknęła ją na jeden raz.

- Fuuuu!!! Co za paskudztwo... – dziewczyna aż się otrzepała - czy ten napój nie był czasem przeterminowa... - i nie dokończyła słowa.

Nagle jej ulubiony strój do końskiej jazdy, tak dobrze dotąd dopasowany, okazał się o wiele za przestronny. “Za długie rękawy” - pomyślała niezbyt przytomnie Jaśmina. “Jakiś cały za duży... Ojej, kto zgasił światło?” - zapytała samą siebie, kiedy skórzany kaftan przykrył ją razem z głową. “Czy to tak miauuło być?... Miauuło? Miauu!!!”.

Chwilę trwało zanim Jaśmina wyplątała się ze swojej odzieży. Taris przez moment aż zaniemówiła z wrażenia. Spod leżących na ziemi części stroju do końskiej jazdy wypełzła sporych rozmiarów szarobura kotka. Próbowała zrobić parę niepewnych kroków, ale nieporadnie przewróciła się na bok.

- Jas, nie czas bawić się swoim ogonem! Właź w portal i pamiętaj o wszystkim, co ci powiedziałam. Nie rozpraszaj się. Myśl o celu! - Taris chwyciła mocno inicjatywę w swoje ręce widząc, iż Jaśmina nie bardzo odnajduje się w nowej dla siebie sytuacji.
- Miau, auć! - żałośnie zaczęła Jaśmina, leżąc wciąż na boku pośród fałd swojej dotychczasowej odzieży - może jednak lepiej choć trochę ogarnę się w tym ciele... Nie mogę chodzić!
- Nie użalaj się nad sobą. Możesz chodzić, biegać i robić skoki na trzy sążnie. To jest w twojej nowej naturze. Ale im bardziej przyzwyczaisz się do tej natury, tym trudniej będzie mi ciebie z niej wydobyć po przejściu. Ciało kota to tylko magiczne pudełko dla podróży przez portal. Pamiętasz?
- Taaak... - mruknęła Jaśmina, niepewnie stając na cztery łapy.
- Im prędzej przejdziesz, tym lepiej. Chyba nie chcesz, żeby zdybały cię tu orki w ciele pijanego kota?
- Nieee... - prawie miauknęła Jaśmina, robiąc na pewno bardzo strapioną minę. Przynajmniej miała nadzieję, iż taką zrobiła.
- Uszy do góry! - rzekła niemal radośnie Taris ze zwierciadła, nie wiedzieć, czy ciesząc się ze swego dowcipu czy z nadziei na szybkie spotkanie z siostrzenicą - robisz głęboki wdech, wchodzisz w portal i myślisz o fontannie w ogrodzie Szkoły Głównej Magicznej. Pamiętaj. Fontanna. Woda. Kamień. Trawa wokoło. Myśl o prostych rzeczach.

Jaśmina niepewnie podeszła do czarnej kuli, poprzetykanej srebrnymi prążkami. Kula lewitowała nisko nad podłogą i pomału się obracała. Czuć było ostrą magiczną projekcję, jaka emanowała ze sfery we wszystkie strony. “Jak ja się w tym zmieszczę?” - przeszło dziewczynie przez myśl. Wzięła głęboki oddech, sprężyła swoje nowe ciało i nad wyraz zwinnie wskoczyła w czerń.

C.D.N.
Idź do oryginalnego materiału