Rozcharakteryzowany / floriankonrad

publixo.com 4 godzin temu

tyle tu korytarzy, arteryjek, bocznych odnóg,
że naprawdę można zabłądzić na śmierć,
skonać z głodu i pragnienia w zapajęczynionej
i spowitej kurzem alejczynie, po której nie szedł
nikt od czasów Mieszka I Plątonogiego.

mimo wszystko – podjęłaś ryzyko. im dłużej przemierzasz
labirynty korytarzy, tym gmach zdaje się (pozornie?)
maleć, okazuje się bardziej przytulny i niehorrorystyczny.
dotąd siwe ściany nabierają pastelowych barw,
plafoniery świecą jaśniej. robi się cieplej i milej.

aż tu nagle – dysonans, kontrapunkt: jedna z bocznych
odnóg okazuje się być... nadziemną (sic!) sztolnią.

w dodatku coś ci mówi, iż to tam, właśnie tam!
idziesz. im dalej, tym śpiewniej, słychać zapijaczone
głosy, zgięte i wyżęte nuty piosenek o sokołach,
omijaniu gór, dołów, o tym, co zrobi doskonale
morskim opowieściom.

biesiada w teatrze kopalnianym! na widowni, pośród
hałdek zwiercin – suto zastawione stoły! za nimi -
czerwoni zatłuszczeńcy o brodziskach uwalanych
majonezem, ich szkaradne i niskobudżetowe panie.

skrępowany jak diabli, niemal skulony stoję na
środku sceny i tak szalenie nie pasuję do reszty
obrazka, wizualnie odcinam się od rozpasanej czeredy.

skromniś, myszoludek-sztafarzyk, postać niczym
radio jednozakresowe odbierające tylko tę stację,
która nadaje wyłącznie sprawdzone wiadomości.

mówię swój monodram, częściowo z pamięci,
czasem jednak zerkając na zadziubdziane maczkiem
mankiety białej koszuli. lecą puszki, puste kieliszki,
w głowę trafia mnie szczeroniezłoty puchar.

zniżam głos aż do szeptu. ma być tajniej i ciszej,
mniej scenicznie. wzmaga się buczenie.

schodzę, nim mnie całkiem zatłuką. zaraz na scenę
tanecznym krokiem wbiegają klauni: ten z małpą
na sznurku, ten z niedźwiedziem na patyku.

teraz to ja się gubię w meandrach kulis. pewien
nieprzebrzmiały gwiazdor rozdaje autografy
na wylinkach, naganiacze – zaproszenia na roast
eks-prezydenta, długo wyczekiwaną koronację
Korwin-Mikkego, zaproszenia na stypę
w klimacie rave.

odnajdujemy się po paru godzinach błądzenia.
zderzają się nasze, tyleż mroczne, co bajkowe światy,
wnikają w siebie. połączone kolory nie tworzą,
na szczęście, szarości.
Idź do oryginalnego materiału