**Złamane marzenia i noworoczne cudo**
Kinga spotykała się z Bartkiem ponad rok. Ich randki były tak rzadkie, iż można je było zaznaczać w kalendarzu czerwonym flamastrem, jak święta. On mieszkał w Poznaniu, a do małego miasteczka pod Łodzią zaglądał tylko w sprawach firmy. Snuli wielkie plany na przyszłość, a tego Nowego Roku mieli zdecydować, kto do kogo się przeprowadza. Nagle zadzwonił telefon. Kinga drgnęła zaskoczona — dzwonił Bartek!
— Cześć, kochanie — powiedziała, starając się brzmieć czule, mimo wiru tego dnia.
Lecz w słuchawce rozległ się ostry kobiecy głos:
— No witaj, podrywaczko!
Kinga zastygła, nie mogąc wydusić słowa.
Ten przednoworoczny dzień szedł jak po grudzie. Rano zadzwonili z biura, żądając natychmiastowego przyjazdu do podpisania kontraktu z zagranicznymi partnerami. Nikogo nie obchodziły plany Kingi, która umówiła się rano do fryzjera. Prezes firmy wylegiwał się gdzieś na plażach, a ona, marszcząc brwi, mruknęła pod nosem parę soczystych słów, wezwała taksówkę i pojechała do biura.
Wychodząc z biurowca, przypomniała sobie, iż miała odebrać sukienkę od przyjaciółki Oli, która dorabiała jako krawcowa. Sukienka, kupiona na sylwestrową noc, nagle wisiała jak worek. Kinga wolała myśleć, iż schudła, a nie iż materiał był tandetny. Wybrała numer do przyjaciółki:
— Oliś, przepraszam, zupełnie zapomniałam o sukience!
— Kinga, gdzie byłaś? Godzinę próbowałam się do ciebie dodzwonić! — krzyczała Ola przez gwar dworcowy.
— To przez naszego prezesa — westchnęła Kinga. — No to jak z sukienką? Mam podjechać?
— Kinga, wybacz — głos Oli zadrżał. — Jesteśmy już na dworcu, pociąg za pół godziny.
Kinga opuściła telefon, czując, jak nadzieje rozpadają się jak domek z kart. „No dobra — pomyślała — bez sukienki, bez fryzury, ale przecież Nowy Rok! Zaraz przyjedzie Bartek, i spędzimy tę noc razem. Nie jest tak źle”.
Kinga, mimo swoich dwudziestu sześciu lat, wciąż była romantyczką, wierzącą w cuda. choćby po tym koszmarnym dniu miała nadzieję, iż sylwestrowa noc przyniesie jej odrobinę magii.
Gdy telefon zadzwonił ponownie, drgnęła, pogrążona w marzeniach. Widząc nazwisko Bartka, wzięła głęboki oddech, by brzmieć radośnie.
— Cześć, kochanie — zaczęła.
— No witaj, podrywaczko! — przerwał jej kobiecy głos. — Myślałaś, iż zostawi rodzinę dla ciebie? Zapomnij o nim, bo pożałujesz!
Słuchawka zamilkła, a w głowie Kingi zawrzał chaos. Rzadkie spotkania, milczenie w weekendy, dziwne przejęzyczenia Bartka — wszystko układało się w ponury obraz. Powłócząc nogami, dotarła do przystanku, oparła się o latarnię i wpatrywała się w pustkę. „Podrywaczka” — to słowo uderzało jak młot. Jej świat rozpadł się w jednej chwili. Stary rok odchodził, zabierając wszystko, w co wierzyła.
— Dziewczyno, wszystko w porządku? — głośny głos wyrwał ją z odrętwienia. Przed nią stał mężczyzna z gęstą brodą, w czerwonej kożusze z białym kołnierzem.
— Nie — wyszeptała Kinga, ledwo powstrzymując łzy. — A pan kto?
— Mikołaj, a kto inny? — zaśmiał się. — Chodź do auta, bo zmarzniesz!
Podtrzymał ją pod rękę i poprowadził do samochodu. Kinga, oszołomiona, nie zdążyła zaprotestować. Gdy auto ruszyło, ocknęła się i krzyknęła:
— Proszę zatrzymać! Gdzie mnie pan wiezie? Puśćcie mnie!
Kierowca posłusznie zjechał na pobocze i spojrzał na nią:
— Chciałem pomóc. Jechałem do kawiarni, żeby poczęstować cię gorącą herbatą. Stałaś na mrozie, wyglądałaś na zagubioną. Za chwilę Nowy Rok, a ja, no wiesz, trochę jak Mikołaj.
Ostatnie zdanie zabrzmiało nieporadnie, ale ku własnemu zdziwieniu Kinga parsknęła śmiechem. Śmiech wyrwał się sam, zmywając ból tego dnia: zrujnowaną sukienkę, zmarnowaną fryzurę, zdradę Bartka i tego dziwnego „Mikołaja”.
— Przepraszam — wykrztusiła przez łzy.
— Nic się nie stało — uśmiechnął się mężczyzna. — Stary rok odchodzi, zabierając ze sobą to, co złe. Wszystko się ułoży. Mój najlepszy kumpel dziś odwołał naszą tradycyjną imprezę. Piętnaście lat spotkań — i wszystko przez jego nową żonę.
Nagle Kinga poczuła ulgę. Może przez wychłodzenie, może przez to spotkanie, ale ciężar spadł jej z serca.
— Na pana pewnie czekają — powiedział mężczyzna, odpKinga uśmiechnęła się, patrząc na płatki śniegu za oknem, i pomyślała, iż może właśnie teraz, zupełnie nieoczekiwanie, zaczyna się najlepszy rozdział jej życia.