Sobota z rodziną
“Tylko nie zaczynaj mi znów o diecie!” – oburzyła się Agnieszka, wymachując widelcem z kawałkiem tortu. “Wiem, iż jestem gruba!”
“Agnieszko, kto ci coś takiego powiedział?” – uspokajała ją siostra Kinga. “Ewa chciała tylko podzielić się przepisem…”
“Nie prosiłam o to!” – przerwała Agnieszka. “Mam już dość! Co weekend to samo – albo figura nie taka, albo fryzura niemodna, albo mąż do niczego!”
Barbara Stanisławówna ciężko westchnęła i odstawiła filiżankę z herbatą. Sobotnie rodzinne spotkania w jej domu zamieniały się w prawdziwą próbę cierpliwości. Zgromadziły się wszystkie trzy córki z rodzinami, wnuki biegały po mieszkaniu, a dorośli zamiast spokojnie porozmawiać, rozpętali kolejną awanturę.
“Dziewczyny, już dajcie spokój” – powiedziała zmęczonym głosem. “Sąsiedzi usłyszą.”
“Niech słyszą!” – nie ustępowała Agnieszka. “Może wtedy zrozumieją, jaką mam wspaniałą rodzinę!”
Hanna, najstarsza z sióstr, zacisnęła usta i demonstratywnie odsunęła swój talerz.
“Próbujemy ci pomóc” – powiedziała lodowatym tonem. “Ale skoro nie chcesz…”
“Nie chcę waszych rad! Żyję, jak żyję, i jest mi z tym dobrze!”
Barbara spojrzała na córki i po raz kolejny pomyślała, jak bardzo się od siebie różnią. Hanna w swoich czterdziestu ośmiu latach – surowa, zadbana, zawsze elegancka, choćby w domu u matki. Pracuje jako księgowa w dużej firmie, mężatka z inżynierem, syn studiuje na uniwersytecie. Wzorcowa rodzina, przynajmniej na pozór.
Kinga, średnia, trzydzieści dziewięć lat, łagodna, ustępliwa. Zawsze próbuje wszystkich pogodzić, wszystkim dogodzić. Pracuje jako przedszkolanka, mąż jest hydraulikiem, mają dwoje dzieci w wieku szkolnym. Żyją skromnie, ale zgodnie.
A Agnieszka, najmłodsza, trzydzieści pięć lat, ale zachowuje się jak nastolatka. Wiecznie niezadowolona, wiecznie z kimś się kłóci. Wyszła za mąż późno, w wieku trzydziestu dwóch lat, urodziła córkę, a teraz ciągle narzeka na życie.
“Mamo, a gdzie są zdjęcia dziadka?” – zapytał Kacper, syn Hanny, zaglądając do pokoju. “Chcę pokazać Michałowi.”
“W dużym albumie na półce” – odpowiedziała Barbara. “Tylko ostrożnie, niczego nie podrzyj.”
Kacper skinął głową i pobiegł do kuzynów. Barbara popatrzyła za nim z uśmiechem. Przynajmniej wnuki dają radość, inaczej niż córki.
“Posłuchajcie, może już przestańcie się kłócić?” – zaproponowała Kinga. “Porozmawiajmy o czymś miłym.”
“O czym miłym?” – zaśmiała się ironicznie Agnieszka. “O tym, jak u Hanny wszystko wspaniale? Trzypokojowe mieszkanie, nowe auto, syn na studiach…”
“A co ma moje mieszkanie do rzeczy?” – wybuchnęła Hanna. “Pracuję od rana do nocy, żeby to wszystko mieć!”
“Tak, pracujesz” – przeciągnęła Agnieszka. “A ja nie mam kiedy pracować, mam małe dziecko.”
“Zosią skończyła pięć lat, jakie małe!” – nie wytrzymała Hanna.
“Dla ciebie pięć lat to dużo? Twój Kacper od dziesięciu lat sam się obsługuje!”
Barbara poczuła, jak zaczyna ją boleć głowa. Co sobota to samo. Córki zbierają się u niej, niby po to, by spędzić czas w rodzinnym gronie, a kończy się na nerwach.
“Dziewczynki” – powiedziała cicho – “wasz tata nie chciałby was widzieć w takim stanie.”
Na wspomnienie ojca wszystkie trzy siostry zamilkły. Stanisław zmarł trzy lata temu, a od tego czasu rodzinne spotkania stały się nerwowe, pełne napięcia. Jakby był tym spoiwem, które wszystkich łączyło.
“Mamo, nie mów o tym” – szepnęła Kinga.
“Muszę” – stwierdziła stanowczo Barbara. “Tak bardzo chciał, żebyście były ze sobą blisko, żebyście się wspierały. A co wy robicie?”
Agnieszka spuściła oczy i zaczęła kruszyć ciasto na talerzu. Hanna poprawiła fryzurę i spojrzała przez okno.
“Mamo, nie kłócimy się specjalnie” – powiedziała Kinga. “Po prostu… nie wiem… Mamy różne charaktery.”
“Charaktery!” – prychnęła Agnieszka. “Ona ma taki charakter – wszystkich poucza!”
“Nie pouczam!” – oburzyła się Hanna. “Mówię tylko, jak można lepiej!”
“Właśnie o to chodzi! A kto cię pytał, co jest lepsze?”
Barbara wstała od stołu i przeszła do kuchni. Tam panował chaos – brudne naczynia w zlewie, resztki jedzenia na stole, podłoga w okruchach. Odkręciła wodę i zaczęła myć naczynia, próbując się uspokoić.
Za plecami usłyszała kroki.
“Mamo, pomogę ci” – to była Kinga.
“Nie trzeba, dam radę sama.”
“Daj spokój. W cztery ręce szybciej pójdzie.”
Kinga wzięła ścierkę i zaczęła wycierać talerze. Za nią weszła Hanna.
“Mamo, przepraszam, iż znów…” – zaczęła, ale Barbara machnęła ręką.
“Już dobrze. Przywykłam.”
“Nie przywykłaś, tylko znosisz” – odpowiedziała Hanna. “Wszyscy to widzimy.”
Do kuchni zajrzała też Agnieszka, ale nic nie powiedziała, tylko zaczęła zbierać okruszki ze stołu.
Przez chwilę pracowały w ciszy. Barbara myła talerze i myślała o tym, jak wszystko się zmieniło. Kiedy Stanisław żył, soboty były świętem. Opowiadał wnukom historie, grał z nimi w warcaby, a córki pomagały w domu i dzieliły się nowinami. Bez awantur, bez pretensji.
“Mamo, pamiętasz, jak tata zabierał nas w soboty do parku?” – zapytała nagle Kinga.
“Pamiętam” – uśmiechnęła się Barbara. “Huśtaliśmy się na karuzeli, jedliśmy lody.”
“A jak nas fotografował przy fontannie” – dodała Hanna. “Za każdym razem mówił: ‘Dziewczynki, uśmiech, to na pamiątkę!'”
Agnieszka podniosła głowę.
“A pamiętacie, jak mnie brał na barana? Byłam najmniejsza, nie sięgałam do huśtawek.”
“Pamiętam” – przytaknęła Barbara. “Piszczałaś z zachwytu.”
Łzy zakręciły się w jej oczach. Jakże tęskniła za mężem, szczególnie w takie chwile.
“Babciu, a co wy tu robicie?” – do kuchni zajrzała Zosia, córka Agnieszki. “Mogę dostać ciasteczko?”
“Oczywiście, sł”Tak, kochanie, tylko nie zjedz za dużo, bo kolacja zaraz będzie gotowa” – powiedziała Barbara, podając wnuczce talerzyk z ciasteczkami, a w sercu czując, iż mimo wszystkich sprzeczek rodzina zawsze znajdzie sposób, by się połączyć na nowo.