Rodzinna kłótnia
Katarzyna zabrała się za wielkie sprzątanie, podczas gdy jej córka Zosia gościła u babci i dziadka w małym miasteczku pod Gdańskiem. Wypucowała okna do lustrzanego połysku, wyczyściła dywany, zdmuchnęła kurz z każdej półki. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. Dzwoniła Zosia, a jej głos drżał od łez:
— Mamo, zabierz mnie do domu, proszę!
— Córeczko, co się stało? — zaniepokoiła się Katarzyna, czując, jak serce ściska się od złego przeczucia.
— Zawołaj babcię!
Po chwili w słuchawce rozległ się głos Marianny, matki Katarzyny.
— Mamo, co tam się dzieje? — niemal krzyknęła Katarzyna.
— Ojej, Kasia! To wszystko przez tę naszą synową! Nie wyobrażasz sobie, co ona wyczynia! — Marianna, ciężko wzdychając, zaczęła opowiadać. Katarzyna słuchała, a z każdym słowem jej twarz stawała się coraz bardziej kamienna z oburzenia.
— Twoja córka to po prostu bezczelna! — oświadczyła Kinga, żona brata Katarzyny, z jadowitym uśmieszkiem. — Żadnych manier! Przyjechała w gości i łazi po cudzej lodówce! Zjadła kawałek tortu i jogurty, które kupiłam swoim dzieciom! Więc bądź tak dobra i zwróć mi koszty. Wieczorem wpadnę po pieniądze.
Relacje Katarzyny z Kingą nigdy nie były ciepłe. Siedem lat temu jej brat Jan ożenił się z Kingą, i ten wybór wywołał burzę oburzenia w rodzinie. Kinga była dziesięć lat starsza od Jana, a do tego z trójką dzieci z poprzedniego małżeństwa.
— Synu, po co ci to? — lamentowała Marianna. — Ona starsza, z trójką dzieci! Naprawdę nie możesz znaleźć rówieśnicy, bez takiego bagażu?
— Nie ma cudzych dzieci, mamo — oburzał się Jan. — Jej chłopcy są super, już się zaprzyjaźniliśmy. A Kinga jest wspaniała, po prostu jej nie znasz. Jestem pewien, iż ci się spodoba!
Katarzyna też nie rozumiała wyboru brata, ale nie wtrącała się. Jan jest dorosły, niech sam decyduje, z kim chce żyć.
Pierwsza iskra konfliktu pojawiła się, gdy Jan przyprowadził Kingę, aby poznała rodziców. Marianna i Wiesław postarali się dla syna: przygotowali stół, kupili przyszłej synowej prezent. Ale pod koniec kolacji Kinga oszołomiła wszystkich pytaniem:
— A testament już sporządziliście?
Marianna oniemiała:
— Po co? Z mężem świetnie się czujemy i planujemy żyć jeszcze ze dwadzieścia lat, nie mniej.
— Po prostu o takich rzeczach trzeba myśleć wcześniej — nie speszyła się Kinga. — Żeby potem dzieci i wnuki nie kłóciły się o spadek. Mieszkacie w fajnym mieszkaniu, w centrum miasta, po remoncie. Pewnie sporo warte. Nie chciałabym, żeby nas pominięto, rozumiesz?
Jan udawał, iż nic nie słyszy, ale Marianna od razu zadzwoniła do Katarzyny:
— Kasia, wyobrażasz sobie? Przyszła do naszego domu i już rządzi! Pyta, na kogo sporządzimy testament! Po co Janowi taka żona?
— Nie mieszaj się, mamo — poradziła Katarzyna. — Niech sam się z tym boryka. Każdy uczy się na własnych błędach.
Ślub był skromny, co bardzo rozczarowało Kingę. Po uroczystości nie wytrzymała i wygarnęła teściowej:
— Moglibyście się postarać dla jedynego syna! To nie wesele, tylko stypa! Żadnego wodzireja, porządnej restauracji — wynajęliście tanią knajpę, zaprosili trzydzieści osób i zadowoleni? Ja choćby sukni kupić nie mogłam, musiałam brać na wynajem!
Marianna wybuchła:
— A dlaczego my z tatą mamy się o to martwić? Ty i Jan jesteście dorośli, na wesele trzeba samemu zarobić, a nie żebrać u rodziny. A tak w ogóle, dlaczego twoja matka nie pomogła?
— Moja matka jest na emeryturze — odcięła się Kinga. — Skąd ona ma pieniądze? A wy z mężem oboje pracujecie, nie uwierzę, iż nie macie oszczędności!
Kinga kłóciła się nie tylko z teściową. Z Katarzyną też jej nie szło. Zazdrościła szwagierce, a każde spotkanie kończyło się złośliwościami:
— I jak twój mąż pozwala ci chodzić do pracy w takim stanie? — syczała Kinga, obrzucając Katarzynę wzrokiem od stóp do głów. — Gdzie ty tam pracujesz? W salonie piękności? I co, tak obsługujesz klientów?
— A co jest nie tak z moim wyglądem? — ripostowała Katarzyna. — Nie noszę krótkich spódnic, w przeciwieństwie do ciebie. A mąż mi ufa, więc mnie spokojnie puszcza.
— No nie wiem — jędzyła się Kinga. — Usta powiększone, rzęsy przedłużone… Zamężna kobieta powinna wyglądać skromniej. Bierz przykład ze mnie — ja nigdy nie daję Janowi powodów do zazdrości. Prawda, kochanie?
Kinga słynęła z bezczelności, żyjąc według zasady: „Niech innym będzie gorzej, byle mnie było lepiej”. Potrafiła w środku nocy przywieźć swoich trzech synów do teściowej lub Katarzyny i zostawić ich:
— Nam z Janem potrzebny jest czas we dwoje — ogłaszała. — W domu z dziećmi nie ma prywatności. Rano ich odbiorę.
Na początku i Katarzyna, i Marianna zgadzały się, nie chcąc kłócić się z Janem. Ten boleśnie reagował na krytykę żony:
— Nie rozumiem, co wam w Kingi nie pasuje? — złościł się. — Dlaczego tak się do niej odnosicie? Naprawdę nie można raz pomóc i zająć się dziećmi? Nam też należy się odpoczynek! Mamo, to teraz twoi wnuki! A twoi, Kasiu, siostrzeńcy. Proszę o normalne traktowanie mojej rodziny!
Marianna i Wiesław unikali otwartych konfliktów, by nie stracić syna. Ale nie rozumieli, dlaczego mieliby opiekować się cudzymi dziećmi — synów Kingi nie uważali za wnuków. Kinga zaś była przekonana, iż teściowie powinni pomagać jej dzieciom.
Przed świętami zadzwoniła do rodziny z ultimatum:
— Czekamy na prezenty! I to nie byle jakie, tylko porządne! Żeby w podobnej cenie. Mogę ułatwić zadanie: najstarszemu potrzebny nowy telefon, średniemu — tablet, najmłodszemu — klocki. Tylko oryginalne Lego, bez chińskich podróbek!
Kinga ciągle pożyczała pieniądze od rodziny i nigdy ich nie oddawała. Najpierw Katarzyna i rodzice dawali, ale kwoty rosKatarzyna wyciągnęła telefon i zadzwoniła do prawnika, postanawiając, iż tym razem Kinga przekroczyła już wszelkie granice.