Rodzina marzeń

twojacena.pl 17 godzin temu

– Boję się – Jagoda zatrzymała się przed klatką.

– Czego? Moich rodziców? – zapytał Jakub, biorąc dziewczynę za rękę.

– Że im się nie podobam – przyznała cicho, spoglądając na niego z wyrzutem.

– Nie bój się. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Przecież ja cię kocham. To ja będę twoim mężem, nie oni. Chodź – Jakub pociągnął ją ku drzwiom.

– Mama ma na imię Weronika Bogumiłowna. Zapamiętałaś? – pouczał.

Jagoda powtórzyła wolno.

– Ze stresu na pewno zapomnę albo pomylę – westchnęła.

– A tata…

– Marek Stanisławowicz! – wyrzuciła z siebie radośnie. – Chociaż twojemu tacie łatwo. Skąd twoja mama ma takie oryginalne imię i to od imienia? Dziadek był może Włochem?

– Skąd taki pomysł?

Weszli do klatki, a Jakub przywołał windę.

– Jej ojciec, mój dziadek, nazwał ją tak na cześć swojej żony. Mówił, iż była pełną światła osobą. Aktorką. Szkoda, iż nie zdążyłem jej poznać, odeszła młodo. Miał korzenie włoskie.

Winda zatrzymała się i otworzyła drzwi. Młodzi weszli do środka.

– Nie martw się. Jestem z tobą – Jakub przytulił ją lekko.

Drzwi otworzyła niska, szczupła kobieta z krótką fryzurą. Jagodzie wydała się zbyt młoda, by być matką Jakuba. Uśmiechnęła się przyjaźnie i zaprosiła ich do środka.

Miała na sobie szerokie, beżowe spodnie z lejącego się jedwabiu i białą bluzkę. W jasnym świetle przedpokoju Jagoda dostrzegła zmarszczki, które zdradzały jej wiek.

– Dzień dobry – powiedziała Jagoda, spoglądając ukradkiem na Jakuba po podpowiedź. Ale on milczał. Niepewna, jak się zwrócić, Jagoda opuściła wzrok.

– Proszę wejść, Jagódko. Nie krępuj się. Nikt za pierwszym razem nie wymawia poprawnie mojego imienia – odezwała się ze zrozumieniem, a Jagoda odwdzięczyła się uśmiechem.

– Nie, buty możesz zostawić. Chodźcie. Marek! Gdzie się podziewasz? – zawołała Weronika Bogumiłówna w głąb mieszkania.

Wkrótce pojawił się przystojny, barczysty mężczyzna. Jagodzie przypomniał nieco młodego Zbigniewa Cybulskiego, choć podobieństwo było raczej w charyzmie niż rysach. Przy nim Weronika wyglądała na delikatną nastolatkę. *„Jak on musiał wyglądać w młodości, skoro choćby teraz jest tak atrakcyjny”* – pomyślała.

– Marek Stanisławowicz – przedstawił się, podając dłoń. Jagoda włożyła swoją wąską dłoń w jego szeroką. Uścisk był krótki, ale ciepły.

– Zapraszam do stołu, bo wszystko wystygnie – zarządziła Weronika.

– Jakubie, zaopiekuj się Jagodą – powiedział Marek, nalewając wino z już otwartej butelki.

Weronika wypytywała ostrożnie, nie naciskając na szczegóły, i sama opowiadała o ich rodzinie. Od wina czy spokojnej atmosfery Jagoda poczuła, jak napięcie opada.

– Niech twoi rodzice się nie martwią. Ze ślubem sobie poradzimy – powiedziała w końcu Weronika z życzliwym uśmiechem.

Rodzina Jakuba wydała się Jagodzie idealna. Jej własni rodzice byli zupełnie inni. Mama przy stole rzucała się, by wszystkich nakarmić, a ojciec pił, nalewając sobie bez końca, nie czekając na innych. A gdy się upił, zaczynał prawić morały, choćby jeżeli nikt nie słuchał. Czasem ostro odpowiadał matce, upokarzając ją przy gościach.

Jagoda zawsze wstydziła się ojca. Najchętniej nie zaprosiłaby ich na ślub, ale byliby obrażeni. Gdyby tylko miała takich rodziców jak Jakub… A adekwatnie, po co wyszła za niego? Byli z zupełnie innych światów… Zamyśliła się i nie usłyszała słów Jakuba.

– Co powiedziałeś? – przejęzyczyła się.

– Że bardzo im się spodobałaś.

– Masz wspaniałych rodziców. Chciałabym, żebyśmy byli tacy jak oni. Widać, iż się kochają. I ciebie też. A moi… Boję się, jak będą wyglądać na ślubie.

– Nie martw się. Nie zawiodą. U nas też bywają kłótnie, może nie tak głośne jak u ciebie. A propos, wybrałaś już suknię? Chcę, żebyś była najpiękniejszą panną młodą – Jakub pocałował ją.

Jagoda nie chciała sama iść do salonu ślubnego, a Jakub nie powinien widzieć sukni przed ceremonią. Z matką też nie chciała – była praktyczna, oszczędzała na wszystkim. Została tylko przyjaciółka Kinga. Wróciwszy do domu, Jagoda od razu do niej zadzwoniła.

Kinga zaczęła paplać jak najęta, opowiadając o wszystkim i niczym, nie dając Jagodzie dojść do słowa. W końcu zapytała:

– A ty po co dzwonisz?

– Chciałam cię prosić, żebyś poszła ze mną wybrać suknię ślubną.

– Wychodzisz za mąż? Super! Gratulacje! Oczywiście… – Kinga znów zaczęła opowiadać o ślubie jakiejś koleżanki. Jagodzie było to obojętne.

– Więc pomożesz? – przerwała bezceremonialnie.

– Jasne! Kiedy?

Umówiły się na następny dzień w kawiarni niedaleko salonu.

*„No cóż, Kinga jest nieznośna”* – westchnęła Jagoda po rozmowie. Ale nie miała już kogo prosić.

W kawiarni pojawiła się wcześniej. Kelner podszedł z menu, ale poprosiła, by wrócił później. Kinga spóźniała się jak zwykle. Jagoda rozglądała się po lokalu i nagle dostrzegła Marka Stanisławowicza. Nie widział jej, bo wpatrywał się w młodą blondynkę naprzeciwko, która kokieteryjnie się uśmiechała.

Jagoda odwróciła wzrok. *„Gdzie ta Kinga? Zaczekam jeszcze chwilę i pójdę”*. Ale mimowolnie spoglądała w ich stronę. Marek trzymał dłonie blondynki, mówiąc coś z przejęciem. Chyba nie patrzy się tak na zwykłą znajomą.

A potem całował ją. *„Co to, randka? Kochanka? Czy Jakub wie? A Weronika?”* Jagoda chciała wyjść, zanim ją zauważy, ale bała się poruszyć. *„Więc to nie taka idealna rodzina”*.

– Jagoda! Tu jestem! – Kinga wpadła do kawiarni, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Usiadła naprzeciwko, głośno opowiadając, jak utknęła w korku i o mało nie złamała obcasa.

MarekJagoda nagle wstała, tłumacząc się nagłym bólem głowy, i gwałtownie wyszła, myśląc, iż czasem pozory mylą najbardziej, a prawdziwe szczęście wymaga odwagi, by spojrzeć prawdzie w oczy.

Idź do oryginalnego materiału