– Anno, nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli przez jakiś czas pomieszkamy u moich rodziców. Jeszcze nie jestem w stanie zapewnić nam osobnego mieszkania. A ty przez cały czas studiujesz, więc musimy jakoś przetrwać, a moi rodzice nie mają nic przeciwko, żeby nas u siebie przyjąć – mówi mi Jarosław.
Pobraliśmy się bardzo młodo. Mam 20 lat i jestem studentką czwartego roku. Jarosław ma 24 lata, już pracuje, ale jeszcze nie zarobił na własne mieszkanie.
Kochałam swojego męża i zgodziłam się zamieszkać w domu jego rodziców, nie wyobrażając sobie nawet, jak to jest mieszkać w cudzym domu, a do tego jeszcze z teściową.
Nasze wesele było duże, na 150 osób, i odbyło się na wsi u męża. Po weselu goście się rozeszli. Dopiero wtedy zrozumiałam, iż jestem w obcym domu.
Ogarnął mnie żal, aż płakałam, nie powstrzymując łez. Wszystko tutaj było dla mnie obce, nie wyobrażałam sobie, jak będę żyła dalej, w miejscu, które było mi całkiem nieznane. Pewnie zrozumieją mnie te kobiety, które, tak jak ja, wprowadziły się do teściów.
Jarosław zobaczył moje zmartwienia, przytulił mnie, pocieszył i uspokoiłam się, bo moja miłość do niego była większa niż moje lęki.
Potem zaczęło się nowe życie. A z nim i kłótnie. Zobaczyłam swojego męża z innej strony. Stał się inny. A może zawsze taki był, tylko ja tego wcześniej nie zauważałam?
No bo jak można rzucać brudne skarpetki pod łóżko? Wraca z pracy i rozrzuca swoje rzeczy, gdzie popadnie. Dlaczego nie można od razu powiesić ubrania w szafie?
Mój mąż miał też wiele zastrzeżeń do mnie. Denerwował się, gdy nie zdążyłam przygotować mu śniadania, i popijał gorącą herbatę ze złością.
Do tego dochodziła jego zazdrość, gdy spóźniałam się z uczelni. Tłumaczyłam, iż siedziałam w bibliotece, a on z kolei co tak długo robił w pracy… I tak się zaczęło.
Między nami coraz częściej dochodziło do nieporozumień, małe kłótnie pojawiały się niemal codziennie, a w czasie miesiąca miodowego wystarczył pocałunek, aby wszystko załatwić. Potem już to nie działało.
Najbardziej zdenerwowało mnie, gdy pewnego dnia mąż powiedział, iż od dzisiaj mam nosić długie spódnice i zrezygnować z „manicure”. Bardzo mi się to nie spodobało, więc przypomniałam mu, iż tego nie ustalaliśmy.
– Przed ślubem nic nie mówiłeś!
– A teraz mówię – w naszej rodzinie krótkich spódnic się nie nosi.
– A w naszej rodzinie daje się kwiaty – odpowiedziałam mu z naciskiem, ponieważ byłam bardzo zraniona, iż niedawno była rocznica naszego poznania, a on choćby o niej nie pamiętał.
Małe kłótnie wybuchały z byle powodu, a to najbardziej mnie dziwiło, bo ukochany bardzo się zmienił, jakby stał się inną osobą. Jego mama też nie pozostawała cicho, pouczała mnie za najdrobniejsze rzeczy.
Jeszcze większe problemy pojawiły się, gdy urodziło się dziecko. Byliśmy młodzi, chcieliśmy się wyspać i odpocząć, ale przy małym dziecku było to praktycznie niemożliwe. Ja i Jarosław kłóciliśmy się o to, kto ma wstawać w nocy, kto ma kołysać dziecko wieczorem, kto będzie prać pieluchy, kto…
Byłam bardzo zmęczona, prawie wyczerpana, ciągle zadowalając męża i jego rodziców. Pewnego dnia postanowiłam: jeżeli nie zacznie mi pomagać, wrócę do moich rodziców.
Ale to nie przeraziło męża:
„No cóż…” – powiedział spokojnie.
Jarosław nie próbował mnie zatrzymać, gdy spakowałam rzeczy, zabrałam dziecko, zamówiłam taksówkę, która miała zabrać mnie na zawsze od niego. Był to dla mnie ogromny wstrząs, zrozumiałam, iż mąż mnie nie kocha, skoro tak łatwo pozwala mi odejść z dzieckiem.
U moich rodziców po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, iż jestem w domu. Mama i tata pomagali we wszystkim, ani słowem mnie nie krytykując. Nie pytali, co się stało, nie dawali niepotrzebnych rad, tylko pomagali i wspierali.
Po dwóch tygodniach pojawił się Jarosław i powiedział, iż chce widywać dziecko. Nie miałam nic przeciwko.
Potem zaczął przychodzić do dziecka niemal codziennie, rozmawiając ze mną krótko i rzeczowo. Ale nasze pełne uczucia spojrzenia mówiły coś innego: jak bardzo za sobą tęsknimy!
Pewnego dnia spotkałam dawną koleżankę z klasy, która wyglądała na starszą o 10 lat. Młoda kobieta ze łzami w oczach opowiedziała mi, iż jej mąż bardzo źle ją traktuje, pozwala sobie na niedopuszczalne rzeczy zarówno słowem, jak i czynem, a wszystkie pieniądze przepija, podczas gdy ona ledwo wiąże koniec z końcem.
To tak mną wstrząsnęło, iż inaczej spojrzałam na swoje życie rodzinne. Zrozumiałam, iż w moim małżeństwie wcale nie było tak źle. Zastanowiłam się: a adekwatnie dlaczego odeszłam od Jarosława? Brudne skarpetki? No, cóż! Kołysanie dziecka? Sama mogę to zrobić – mąż przecież pracuje i przynosi sporo pieniędzy.
Nie bez powodu mówi się, iż wszystko poznaje się w porównaniu. Kiedy Jarosław znów przyszedł do nas, nie wytrzymałam i rzuciłam mu się w ramiona, płacząc.
On jakby na to czekał:
– Zacznijmy znów być razem – powiedział.
Usiedliśmy, spokojnie porozmawialiśmy i zaczęliśmy myśleć, jak dalej żyć. Zrozumieliśmy, iż potrzebujemy osobnego mieszkania, ale sami nie dalibyśmy rady.
Poprosiłam o pomoc moich rodziców, a Jarosław swoich – obie strony zrozumiały naszą sytuację, bo widzieli, jakie błędy popełniliśmy. Dla nich było ważne, aby nasza rodzina się utrzymała, aby dziecko miało ojca.
Rodzice złożyli się i kupili nam mieszkanie. W naszym własnym domu zaczęliśmy żyć zupełnie inaczej. Stworzyliśmy swoje zasady, swój świat, w którym nie było miejsca na cudze rady. Staraliśmy się nie kłócić o sprawy domowe, ale rozwiązywać je z miłością i troską o siebie nawzajem.
Staliśmy się szczęśliwi, choć wcześniej z mężem przeszliśmy trudne chwile. Za to nauczyliśmy się szanować i doceniać siebie nawzajem.