Rodzice zawsze uwielbiali moją siostrę, a ja byłam błędem młodości…

twojacena.pl 1 dzień temu

Siostrę zawsze kochano, a ja byłam dla rodziców błędem młodości…

Odkąd pamiętam, zawsze czułam się obca we własnej rodzinie. Nikt mnie nie przytulał bez powodu, nie pytał, jak się czuję, nie chwalił, nie bronił. Mama często mi mówiła: „Nie byłaś planowana. Wyszłam za mąż tylko dlatego, iż spodziewałam się ciebie. Z twoim ojcem choćby nie planowaliśmy razem mieszkać, ale musieliśmy”. Te słowa słyszałam od dziecka. Paliły duszę, raniły do krwi.

Miałam zaledwie trzy lata, kiedy w domu pojawiła się ona — Aniela. Mojej siostrze od urodzenia dawano wszystko: uwagę, troskę, miłość. Miała najpiękniejsze sukienki, najwspanialsze zabawki, najlepsze smakołyki. Mogła w każdej chwili poprosić o pieniądze na lody — i dostawała. Mogła kaprysić, być niegrzeczna, niszczyć rzeczy — rodzice tylko się rozczulali. A ja? Ja musiałam trzymać się w ryzach. Nic mi nie wolno było. Wystarczyło, iż zrobiłam krok w bok, a od razu słyszałam: „Wstyd! Zobacz, jaka Aniela jest mądra, a ty…”

Dorastałam w cieniu. W cieniu błękitnookiego anioła, którym zajmował się cały dom. Od dziecka musiałam być dorosła. Sama broniłam się w szkole, sama odrabiałam lekcje, sama radziłam sobie z urazami. Nikt się nie interesował, co czuję, jak sobie radzę. Stałam się niewidoczna.

Kiedy skończyłam dwadzieścia lat, nie mogłam już tego znieść. Spakowałam rzeczy i wyjechałam. Po prostu do innego miasta. Bez histerii, bez scen. Rodzice choćby nie zapytali, dokąd jadę. Nie zadzwonili ani na drugi dzień, ani tydzień później. Kontaktowały się tylko koleżanki, znajomi, współpracownicy. Ale nie oni. Czasem sama dzwoniłam. W odpowiedzi — obojętność, sztuczna uprzejmość. Jakby byłam obca.

A potem w moim życiu pojawił się on — mężczyzna, który pokochał mnie za to, kim naprawdę jestem. Oświadczył mi się. Wzięliśmy skromny ślub i urodziłam mu dwoje wspaniałych dzieci. Był przy mnie w każdej trudności, wspierał, kochał, opiekował się. Po raz pierwszy w życiu poczułam, iż jestem komuś potrzebna. Prawdziwie.

Aniela przez cały ten czas mieszkała z rodzicami. Wyszkolona, piękna, wybredna. Jak pamiętam — nikt jej nie odpowiadał. Narzeczeni przychodzili i odchodzili. Żaden jej nie pasował. Wiecznie niezadowolona, zawsze z pretensjami.

Aż pewnego dnia mój ojciec zachorował. Zadzwonili do mnie. Jako córka, oczywiście, nie odwróciłam się. Pomagałam — wysyłałam pieniądze co miesiąc, choćby gdy sama nie byłam w najlepszej sytuacji. Mój mąż ani razu mnie za to nie ukarał. Wiedział, jak ważna była dla mnie ta pomoc. Choć rodzice nie byli idealni, ja — jestem człowiekiem. Mam sumienie.

I pewnego dnia przyszła do mnie Aniela. Usiadła przy stole, rozejrzała się — i nagle bez wstępu: „Za mało wysyłasz pieniędzy. Żyjesz sobie, jak pączek w maśle. Wszystko ci daliśmy w dzieciństwie, a teraz choćby podstawowego zwrotem nie potrafisz.”

Słuchałam i nie dowierzałam. Co mi daliście, powiedz? Gdzie jest to świetlane dzieciństwo, o którym mówisz? Te pieniądze, ta troska? Przecież myłam cudze mieszkania, żeby kupić sobie buty! Opiekowałam się waszymi dziećmi za kawałek chleba, kiedy wy odpoczywaliście nad morzem!

Próbowała zrobić ze mnie wroga, zdobyć zaufanie mojego męża, manipulować litością. Widziałam, jak jej oczy oceniają każdy kąt w naszym domu. Szukała pretekstu, żeby wziąć więcej. Nie na ojca. Na siebie.

Nie zrobiłam awantury. Po prostu przelałam pieniądze — więcej niż zwykle. Ale napisałam jedno: „Mam nadzieję, iż teraz nie będziecie już o mnie pamiętać. Ani z pretensjami, ani z wyrzutami. Po prostu — zapomnijcie. Nie prosiłam o miłość. Ale chociaż nie ruszajcie mojej rodziny.”

Nie wiem, czy można wybaczyć. Może gdyby było za co. Ale przez lata — ani jednego słowa uznania, ani jednego „przepraszam”, ani jednego „jesteś nam droga”. Tylko żądania. Tylko oczekiwania. Jestem zmęczona płaceniem za swoje narodziny. Za to, iż przyszłam na świat nieplanowana. A przecież jestem żywym człowiekiem. Kobietą. Matką. Siostrą.

Powiedzcie… wy byście wybaczyli?

Idź do oryginalnego materiału