„Rodzice nie mają wiele, ale dają z serca. A mąż pyta: 'Moje wspierają finansowo, a twoi co robią?’”

twojacena.pl 2 dni temu

Moje rodzice nie są milionerami, ale oddają nam ostatnie grosze. A mój mąż ostatnio rzucił mi w twarz: „Moi pomagają finansowo, a twoi — co?”

Rodzice mojego męża naprawdę mają pieniądze. Dobra praca, stabilny dochód, własny biznes. Od początku nas wspierali: kupili nam mieszkanie, podarowali sprzęt AGD, opłacili część wesela. Nikt nie zaprzeczy — to ogromna pomoc.

Moja rodzina żyje skromnie. Nie stać ich na mieszkania ani lodówki, ale pomagają, jak potrafią: zabierają dzieci na weekendy, przywożą domowe jedzenie, kręcą się przy remoncie, wybierają meble, doradzają i trzymają za nas kciuki. Jestem im za to wdzięczna aż po łzy.

Przez długi czas mój mąż, Mateusz, jakby tego nie widział.

Gdy pojawił się temat remontu w naszym mieszkaniu, jego rodzice bez wahania dali nam pieniądze. A Mateusz, choćby nie pytając mnie o zdanie, rzucił nagle:
— Krysia, niech twoi znajdą porządnych fachowców. Może chociaż w tym pomogą — zaoszczędzimy na kosztach.

Drgnęłam na to „niech”.
— Mateusz, moi rodzice nie mogą płacić za usługi innych. Ale tata sam potrafi wszystko zrobić — wyrównać ściany, wymienić gniazdka. Ma złote ręce.

Mąż skrzywił się, jakbym proponowała mu remont patykami i sznurkiem.
— Moi rodzice ciągle nas ratują. A twoi tylko jedzeniem pomagają i rzucają radami… — zaczął.

Nie wytrzymałam:
— Twoi pomagają złotówkami. A moi — działaniem, rękami, czasem. I bez fanfar. Mój ojciec jest gotów u nas mieszkać, żeby tylko pomóc. Mama noce spędza, rysując plan ustawienia mebli. Ty tego naprawdę nie widzisz?

Mateusz milczał. Ale w jego spojrzeniu była cierpka gorycz. Przez kilka dni chodził pochmurny, przestał rozmawiać o remoncie. Jakby znalazł pretekst, by wszystko sabotować — tylko dlatego, iż moi rodzice nie mogą się dołożyć złotówkami.

Było mi przykro. Do głębi serca. Bo moja mama i tata to nie portfel na nogach. To prawdziwe oparcie. A to, iż nie mają milionów, nie sprawia, iż ich pomoc jest mniej wartościowa.

Zebrałam się w sobie i sama zaczęłam rozmowę. Wytłumaczyłam:
— jeżeli zrobimy remont własnymi siłami, wyjdzie dużo taniej. Tata wszystko ogarnie. Mama pomoże — ma świetny gust. Wszystko wybierzemy, wszystko załatwimy. Trzeba im tylko dać szansę.

Mąż ustąpił. Powiedział tylko:
— Dobrze. Róbcie, jak uważacie. Tylko żeby nie trwało rok.

I wtedy wszystko się potoczyło.

Tata przywiózł narzędzia. Sam zdjął starą glazurę, tynkował ściany, wiercił, kleił, naprawiał. Mateusz chodził za nim jak cień i nagle zaczął pytać:
— A jak ty to robisz? A to jak się trzyma?
Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach szacunek.

Mama przyjeżdżała codziennie: zdzierała tapety, malowała, myła okna, wybierała z nami meble. Choć z wykształcenia jest prawnikiem, ma niesamowity gust — razem wybrałyśmy piękną, a niedrogą kuchnię. To ona pomogła nam wszystko ustawić i posprzątać po remoncie.

Gdy skończyliśmy, zorganizowaliśmy małą kolację — zaprosiliśmy obie rodziny. Teściowa zachwycała się meblami, kolorem ścian, funkcjonalnością kuchni. Nie wytrzymałam i powiedziałam:
— To wszystko wybrała mama. Ma oko jak profesjonalista.

Teść nagle zwrócił się do mojego ojca:
— U nas w domu gniazdka szwankują. Możesz kiedyś spojrzeć?

Gadali cały wieczór. A mama z teściową śmiały się, omawiając wystrój. Wtedy zrozumiałam: moi rodzice nie tylko zrobili remont. Zburzyli mur między naszymi rodzinami.

Następnego dnia Mateusz przyszedł do mnie:
— Przepraszam. Nie miałem racji. Twoi rodzice są niesamowici. Jest mi… wstyd. Już nigdy nie będę porównywał.

Pocałował mnie w czoło i dodał:
— Liczą się nie pieniądze. Liczy się, kto jest przy tobie, kto naprawdę chce pomóc. Teraz to rozumiem.

Od tamtej pory nigdy już nie kłóciliśmy się o to, „kto więcej daje”. Bo miłości i zaangażowania nie mierzy się złotówkami. A moi rodzice udowodnili, iż choćby z pustym portfelem można dać więcej niż ktokolwiek inny.

I wiesz co? Jestem z nich dumna. I z siebie — iż postawiłam na swoim.

Idź do oryginalnego materiału