Czyim zadaniem jest edukacja seksualna dziecka? Czy tylko rodziców? Czy jeżeli będą takie zajęcia w szkole, to już wystarczy? Czy mamy walczyć w tej kwestii i, przede wszystkim, czy ma to być walka przeciwko komuś, czy o kogoś?
Żeby być uczciwą, zanim wypowiem się w tym gorącym ostatnio temacie, czuję, iż muszę napisać, z jakiej perspektywy dzielę się z wami swoimi przemyśleniami. Od 11 lat jestem psycholożką szkolną i nauczycielką. Przez osiem lat uczyłam wychowania do życia w rodzinie, a niedawno zaczęłam uczyć edukacji zdrowotnej. Byłam w zespole, który pisał podstawę programową nowego przedmiotu. Jako edukatorka seksualna działam w internecie. Jestem też mamą, o co mnie często dopytują niechętni mi internauci, próbując dowieść mojego braku prawa do wypowiadania się na temat dzieci, jak gdyby lekarz musiał przejść wszystkie choroby, które leczy.
I odkąd zajmuję się tym tematem, to edukacja seksualna zawsze budziła wiele emocji. Jednak znacząco przybrały one na sile w ostatnim czasie, a to za sprawą nowego przedmiotu – edukacji zdrowotnej. Wcześniej tak dużo się o tej kwestii nie rozmawiało – istniało wychowanie do życia w rodzinie, ale jego lekcje wyglądały bardzo różnie i jakoś nikt wtedy nie zadawał sobie pytania o to, jaką rolę powinna mieć szkoła w temacie rozwoju seksualności dzieci i młodzieży. Ten przedmiot był pod tym względem przezroczysty.
Czy szkoła ma tu jakieś zadanie? Czy wprowadzenie edukacji zdrowotnej odbiera rodzicom prawo do wychowania dziecka zgodnie ze swoimi poglądami? Albo może wyręcza ich i zwalnia z odpowiedzialności, jak z kolei sugerują inni? Zastanówmy się.

Miesiączka. Żeby nie było tabu
Miesiączka. Żeby nie było tabu

Rodzice: rola nie do zabrania
Nie ulega wątpliwości, iż rodzice (opiekunowie) odgrywają ogromnie istotną rolę w rozwoju dziecka. Rozwoju rozumianego najszerzej, jak to tylko możliwe, a więc także w sferze seksualności. Przez seksualność rozumiem tu kwestie związane z podejściem do swojego ciała, nazywaniem jego części, stosunkiem do nagości, wyrażaniem emocji, komunikacją w bliskich relacjach, respektowaniem swoich i cudzych granic czy tym, co jest uznawane za typowo kobiece czy męskie. To wszystko w ten czy inny sposób jest podejmowane w każdym domu. Rodzice tworzą środowisko wychowawcze, a przez to pokazują, jak wyglądają rodzina, relacje, bliskość, świat.
Tej roli nie da się rodzicom (lub innym głównym opiekunom dziecka) zabrać. Nie da się ich zwolnić z tej odpowiedzialności ani ich wyręczyć. Co więcej, część tego zadania realizuje się nieświadomie lub nie do końca świadomie. W końcu na naukę i rozwój w dużo większym stopniu wpływa to, jak dzieci są traktowane i co obserwują, niż to, co się do nich mówi. Choć w temacie seksualności rozmowy też są ważne.
Szkoła: procesy grupowe nie do uniknięcia
Szkoła ma inne zadanie. Dzieci spędzają tam czas, będąc już częściowo ukształtowane. A ponadto – w grupie, toteż szkoła to miejsce doświadczania ludzkiej różnorodności i uczenia się, jak sobie z nią radzić. Nie dość, iż każde dziecko jest inne – ma swoje cechy charakteru, wygląda po swojemu, lubi i nie lubi konkretnych rzeczy – to jeszcze każde przychodzi z innego domu: inaczej wyraża emocje i o nich opowiada, różnie okazuje bliskość, na swój własny sposób wchodzi w relacje. Pamiętacie wcześniejsze akapity? To, o czym teraz piszę, to też część spraw, które opisałam jako szeroko rozumianą seksualność. W pewnym momencie przychodzi też dojrzewanie – wtedy bycie w grupie staje się szczególnie ważne, a procesy porównywania się przybierają na sile.
I to jest pierwsze zadanie szkoły, jeżeli chodzi o wsparcie w rozwoju seksualnym dziecka. Szkoła zapewnia „stado”. Daje grupę, której członkowie i członkinie są w tym samym momencie rozwojowym; dzięki której nastoletnie dziecko wie, iż to, co się z nim dzieje, jest normalne i iż nie jest samo. Może porozmawiać z kimś, kto ma podobnie, i dostać wsparcie, którego żaden rodzic nie jest w stanie mu dać. (Choć może dać inne, także ogromnie ważne. Ale lepiej mieć dwa różne źródła wsparcia, prawda?)
Druga rola szkoły dotyczy nauczycieli i nauczycielek. Dojrzewanie jest czasem, w którym szczególnie warto mieć wokół siebie fajnych dorosłych. Już nie tylko po to, żeby wspierali, ale też po to, żeby chcieć choć trochę być jak niektórzy z nich. Żeby móc przeglądać się w różnych wersjach dorosłości i powoli lepić z nich własną.
A trzecie, co może zrobić szkoła, to to, do czego została powołana. Przekazać najnowszą, specjalistyczną wiedzę, bo większość rodziców jej nie ma i nic w tym dziwnego. Zapewnić kogoś, kto będzie słuchał nastoletnich rozmów i kto ewentualnie coś doda czy sprostuje.
Niektórzy przeciwnicy szkolnych zajęć, które miałyby dotyczyć obszaru seksualności, argumentują, iż ich dzieci tego nie potrzebują, bo to zadanie rodziców i oni świetnie sobie z tym poradzą. Nie wątpię, iż są rodzice, którzy przykładają do realizacji swojej roli i do tego tematu dużą wagę i którzy wywiązują się z zadania wystarczająco dobrze. Tylko że, jak pokazałam wyżej: jako rodzice nie zrobimy wszystkiego.
Bo choć jesteśmy najważniejsi, to nie jesteśmy (i nie powinnyśmy być!) wszystkim w życiu naszych dorastających dzieci.
I, co ogromnie istotne: szkolny przekaz z założenia ma trafić do wszystkich dzieci, niezależnie od tego, jak ich rodzice radzą sobie z opisanym wcześniej zadaniem. Czemu nam – uważających się pewnie w większości za świadomych i zaangażowanych rodziców – miałoby na tym zależeć? Bo zarówno my, jak i nasze dzieci będziemy żyć w społeczeństwie. I dla nas wszystkich powinno być ważne to, czy ludzie wokół nas rozpoznają i szanują swoje oraz cudze granice, czy potrafią rozmawiać o konfliktach albo czy wiedzą, gdzie szukać pomocy w razie trudności lub zachowań przemocowych. Tam gdzieś, w tym społeczeństwie, żyje też najprawdopodobniej przyszły partner lub przyszła partnerka naszego dziecka. I choć może trudno nam to sobie jeszcze wyobrazić, to jednak chcielibyśmy przecież, żeby szczególnie ta osoba konstruktywnie radziła sobie ze złością, wiedziała, jak zapobiegać infekcjom przenoszonym drogą płciową czy jak nie zajść w nieplanowaną ciążę; albo aby potrafiła wspierać bliską osobę, gdy ta doświadcza trudności.

RAPORT DZIENNIKARSKI
“DZIEWCZYŃSKI STRES”
RAPORT DZIENNIKARSKI
“DZIEWCZYŃSKI STRES”

Dobro dziecka: grajmy w jednej drużynie!
Bycie rodzicem jest trudne, a myślę, iż w tej chwili szczególnie trudne. Wierzę, iż wszyscy staramy się najmocniej, jak umiemy. Ale – jak to mówią – żeby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska. Tą wioską może być też przecież szkoła. I choć wiem, iż w szkołach bywa różnie, to z założenia wszyscy – i szkoła, i rodzice – gramy do tej samej bramki. Bramki z napisem „dobro i bezpieczeństwo dzieci”.
PS Czy ktoś jeszcze czeka, aż rozstrzygnę tytułowe pytanie? Rodzice czy szkoła? Najlepiej razem!