Nigdy nie pamiętam dokładnie, ile miałam lat, gdy mama pierwszy raz usiadła obok mnie na kanapie i zaczęła rozmowę, która później powtarzała się kilkukrotnie. Byłam wtedy dzieciakiem biegającym beztrosko po podwórku w moim rodzinnym Lublinie. Z pozoru zwyczajna pogawędka okazywała się być jedną z najważniejszych lekcji, jakie wyniosłam z domu.
Jak zacząć trudny temat
– Kasiu, czy zdarzało Ci się czuć zagrożenie? – pytała mama, niczym detektyw prowadząc rozmowę. Zawsze zaczynała w taki sposób, iż miałam wrażenie, jakby już wiedziała o wszystkim. Gdy nie miałam nic do ukrycia, kiwałam głową, a ona przechodziła do sedna. Gdyby jednak była jakaś tajemnica… nie miałam wyboru – musiałam się przyznać.
Strategia przetrwania
Tym razem rzeczywiście nie miałam żadnych złych doświadczeń, więc uważnie słuchałam, będąc gotowa notować każdą poradę. Mama wytłumaczyła mi, iż w sytuacji realnego niebezpieczeństwa – ktoś próbuje mnie siłą zabrać gdzieś lub grozi – nie wystarczy krzyk i ucieczka. Ludzie, jak mówiła, często wolą patrzeć w swoje sprawy, niż reagować na czyjąś krzywdę. Dlatego, by wzbudzić natychmiastową reakcję, trzeba zaatakować ich poczucie własności.
Kluczowe instrukcje były proste, ale niezwykle skuteczne:
-
Chwytaj najcięższy kamień lub butelkę z podwórka.
-
Rzucaj w okna pobliskich domów – hałas zawsze przyciąga uwagę.
-
Uderzaj w karoserię auta – właściciel lub przechodzień zaniepokojony dzwonieniem kluczy zacznie pytać, co się dzieje, a być może od razu zadzwoni na policję.
– Wiesz, Kasiu – dodawała mama – wszelkie szkody materialne zawsze można naprawić albo naprawić finansowo. A życie… jest tylko jedno.
Wzmacnianie przekazu
Żeby upewnić się, iż moje młode serce zapamięta ten plan awaryjny, mama rozmowę powtarzała wielokrotnie. Za każdym razem jeszcze dokładniej wyjaśniała, dlaczego warto być upartym w ratowaniu własnej skóry, choćby jeżeli oznacza to chwilowe kłopoty dla kogoś innego.
Refleksje dorosłej Kasi
Teraz, jako dwudziestokilkuletnia studentka bezpieczeństwa we Wrocławiu, uważam, iż to jedna z najcenniejszych lekcji, jakie otrzymałam. Może wydać się kontrowersyjna, choćby egoistyczna, ale w sytuacji kryzysowej priorytetem powinno być przetrwanie. Nie każdy natychmiast rzuci się nam na pomoc – ludzie boją się o swój komfort i mienie.
Gdy kiedyś sama zostanę mamą, wiem, iż przekażę tę samą instrukcję moim dzieciom. Bo lepiej być przygotowanym na ekstremalną sytuację, niż żałować potem, iż nie wiedziało się, co robić. Plakietka „dziecko w niebezpieczeństwie” nie zawsze wystarczy. Czasem trzeba… zrobić hałas.